Pierwsze odzyskanie - mieszane uczucia

Tutaj opisujemy swoje doświadczenia związane z odzyskiwaniem i odwiedzaniem osób będących już po tamtej stronie, których dokonaliśmy na własną rękę i dyskutujemy o nich..
Wieralee
Posty: 37
Rejestracja: wt sty 30, 2007 9:12 pm

Pierwsze odzyskanie - mieszane uczucia

Post autor: Wieralee » czw lut 08, 2007 7:50 pm

Podążałam do lasu za głosem Bruca, który kazał wyobrazić sobie leśne kwiaty i wyobraziłam sobie fioletowe dzwonki i w pewnym momencie na polanie przed sobą zobaczyłam śliczną, młodą dziewczynę o rozpuszczonych prostych, długich blond włosach, w białej sukience, która te kwiaty zbierała.

Od razu wiedziałam, że to była Rosie, mój Opiekun-Przewodnik. Powitałam ją i szłyśmy chwilę razem, ale nie miałam czasu z nią porozmawiać, bo poprosiłam, że jeśli jest potrzeba, niech pojawi się więcej pomocników. I zjawił się mężczyzna o dość solidnych ramionach, a przy bliższym przyjrzeniu się spostrzegłam, że to Tomek.

Wydawało mi się, że dla niego jest trochę za wcześnie na takie zadania, bo mógł jeszcze nie dojść do siebie po przejściu, ale przywitaliśmy się ciepło i zaraz Bruce kazał, żeby przewodnicy udali się do osoby potrzebującej odzyskania. „Najpierw praca” – pomyślałam i poszłam za nimi.

Znaleźliśmy się w pokoju o szarych ścianach. Był troszkę pochmurny dzień, stałam tyłem do drzwi, przez które widać było krótki korytarz i kuchnię ze starymi, białymi meblami, naprzeciw mnie było okno, pod nim wersalka (złożona), przykryta kapą, z lewej strony w rogu telewizor, na nim leżała ukosem serwetka obrobiona w falbankę szydełkiem i może coś na niej, ale nie jestem pewna, a przy ścianie z prawej strony był stół przykryty obrusem i siedział przy nim mężczyzna z brodą w kraciastej pidżamie i szlafroku – ogółem w kolorach czerwono-szarych. Włosów mało, ale jeszcze były, szatyn o piwnych oczach, jeszcze nie siwy.

Czułam potrzebę uzasadnienia swojego wtargnięcia w to miejsce i zaczęłam udawać, że jestem tu w sprawie służbowej, ale ten mężczyzna przyjął moją obecność całkiem naturalnie i nie dochodził skąd się tam znalazłam. Pod pozorem wypełniania dokumentów spytałam go o imię – Henryk, nazwisko – dwie możliwości – nie wiem, która jest dobra – Malinowski czy Baranowski, o adres – Katowice, ul. Czapskiego 35/10. Zdałam sobie wtedy sprawę, że faktycznie jesteśmy w jakiejś starej kamienicy na Śląsku. Zapytałam o zainteresowania – stare zegarki i hodowla gołębi.

Powiedział, że jest rok 1998, a on właśnie czeka na żonę, która poszła do sklepu. Wiedziałam, że umarł w szpitalu, w wieku 56 lat, chyba na płuca albo inną chorobę wewnętrzną i był chyba świadomy swojej śmierci, ale nie mógł zostawić żony samej. Dzieci już dawno wyszły z domu (dwie córki – jedna lekarka, druga nauczycielka, chyba jedna z nich ma córeczkę).

Bruce powiedział, żebym poprosiła o jakiś dowód, że nasze spotkanie faktycznie miało miejsce i wtedy pan Henryk powiedział, że nazywa swoją żonę „Pupuchną” czy jakoś tak.

Wtedy przedstawiłam mu Tomka, mówiąc mu, że to jest mój mąż i rozpoczęli rozmowę. Tomek zażartował coś na temat żon, które zawsze wydają się silniejsze, niż są w istocie, potem jakoś o kobietach, że już takie są i po to są, i potem nie słyszałam już za bardzo ich rozmowy, ale w końcu poszli razem do sklepu zobaczyć, co tam tak długo robi żona Henryka.

Udałam się za nimi, na dworze były wysokie drzewa i zachodziło czerwone słońce, ale nie mogłam dobrze spostrzec otoczenia, zlewało mi się w nicość, a potem weszli do sklepu i Tomek zaraz wyszedł do mnie i szybko zaczęliśmy rozmawiać.

Powiedziałam mu, że go kocham, chwila rozczulenia, przytulił mnie. Powiedziałam mu, że na początku płakałam nad nim, a teraz już bardziej płaczę nad sobą. Powiedział mi, że przykro mu, że takie coś się musiało stać, ale to był jego ostatni moment na śmierć i że dłużej już jej nie mógł przedłużać.

Zapytałam go, co mam robić, a on powiedział, że cokolwiek nie zrobię, to będzie dobrze. Nie chciałam przyjąć takiej odpowiedzi i powiedziałam mu, że ja chcę, żeby było tak, jak on chce, ale odrzucił taką możliwość powtarzając, że cokolwiek nie zrobię, będzie dobrze.

I wtedy zrobił się jakiś zamęt, od momentu sklepu wiedziałam, że wokół są jacyś ludzie, ale nie mogłam ich dostrzec, a Tomek powiedział mi, że muszę już iść, że nie mogę tu być tak długo.

A potem już byłam sama z Rosie, podziękowałam jej i przeprosiłam za swoje obcesowe zachowanie, bo ją zupełnie zignorowałam w trakcie ćwiczenia.



Całkiem ładne pierwsze odzyskanie, prawda? Jest tylko jeden problem - Bruce ciągle powtarza, że powinniśmy pytać o szczegóły, by móc je potem zweryfikować i nabrać wiary w to, co nam się przydarza w świecie niefizycznym.

No i szczegóły się w ogóle nie zgadzają. W Katowicach nie ma ulicy Czapskiego...

Co o tym myślicie?
Ostatnio zmieniony czw lut 08, 2007 10:37 pm przez Wieralee, łącznie zmieniany 1 raz.

Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » czw lut 08, 2007 9:38 pm

Ja myślę, że to było 100% super odzyskanie! A świadczy o tym choćby zachowanie twojego męża...

Z tymi werbalnymi danymi, które uzyskujemy to jest różnie. Trzeba się najpierw dobrze poznać i zaprzyjaźnić ze swoim Interpretatorem, żeby łatwiej rozumieć jego język i wiedzieć, kiedy mogą powstać zafałszowania w odbiorze. No wiesz, równie dobrze nazwa mogła brzmieć jakoś podobnie, ale mniej była ci znana lub wcale i Interpretator przestroił to na znane... Może było to coś w stylu Książkowice, Wadowice i ci się nałożyły Katowice, albo ulica np. Czackiego itp...

Powiem ci tylko, że mój mąż podczas warsztatów z Moenem dostał miasto Łódź i ulicę Żelazną. Osoba, która dostarczyła dane osoby oszyskiwanej potwierdziła, że zmarły mieszkał większość życia przy ulicy Żelaznej, ale w Warszawie. I co ty na to? :)
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

ODPOWIEDZ

Wróć do „Odzyskiwanie i odwiedzanie osób po tamtej stronie”