zaginiona dziewczynka!!!!

Są osoby, o których nie wiemy, czy nadal żyją, ponieważ zaginęły. Tutaj pomagamy w sprawdzeniu tego, jak również w ustaleniu ich miejsca pobytu..
maniulek
Posty: 21
Rejestracja: czw gru 24, 2009 11:06 pm

zaginiona dziewczynka!!!!

Post autor: maniulek » pt sty 08, 2010 11:01 am

Witam
Nie wiem czy mogę prosić o pomoc w sprawie osoby której nie znam tak naprawdę ale jest to małe dziecko więc myślę że trzeba pomóc.
Chodzi o mała dziweczynkę myślę że wszyscy wiedzą o kogo chodzi bo jej sprawa jest głośna w mediach. To Madeleine McCann kiedy zaginęła miała 4 latka, stało się to 03.05.2007r. w Portugalii. Czy ktoś może pomóc???
pozdrawiam
maniulek

Daltar
Posty: 632
Rejestracja: czw mar 12, 2009 10:25 pm

Post autor: Daltar » pt sty 08, 2010 11:56 pm

Prawda o tym zaginięciu nie ucieszy nikogo. Wizje są pesymistyczne a szansa konstruktywnej pomocy nikła, bo nawet jeśli przedstawi się wyniki wglądów, to czy będzie to miało jakiekolwiek znaczenie dla rodziców w odległym kraju? Niejeden jasnowidz już szukał. Dlatego wyraźnie czuję, że tym zaginięciem nie należy się już zajmować, bo to tylko rozdrapywanie trudno gojącej się rany.

Oczywiście mogę się mylić, dlatego przypominam, że to tylko moje własne spojrzenie na tą sprawę.

maniulek
Posty: 21
Rejestracja: czw gru 24, 2009 11:06 pm

Post autor: maniulek » sob sty 09, 2010 1:01 pm

Nie zgodze się z tym co napisałeś. Myśle że dla rodziców nieważne gdzie by mieszkali każdy trop jest ważny żeby tylko odnaleść swoje dziecko. Informacje o tej dziewczynce są na polskiej stronie osób zaginionych, więc może ktoś podejmie próbę i pomoże.
pozdrawiam
maniulek

Łakoma
Posty: 138
Rejestracja: śr gru 09, 2009 6:54 pm

Post autor: Łakoma » sob sty 09, 2010 3:31 pm

i myślisz maniulek, że nawet jak podejmemy sie tego zadania, i komus uda sie kontakt, wizja to co dalej... Kto to sprawdzi, kto podejmie próbe poszukiwań fizycznie. Co dalej stanie sie z tą wizją. mysle że Daltar ma racje. Choc to straszne co sie stało.
Magda

ZBW
Posty: 36
Rejestracja: śr gru 02, 2009 8:52 pm

zaginiona dziewczynka

Post autor: ZBW » sob sty 09, 2010 3:44 pm

Zainteresował mnie ten ważny temat - więc przeczytałem Wasze wpisy.

Moje wnioski:
TEMAT JEST SUPER WAŻNY - dlatego należy się zająć nim poważnie natychmiast.
Ale ja propnuję troszeczkę inne podejście tzn.
Nie tyle szukać każdego dzieciaka (których ponoć w samych USA zniknęło 1mln. i innych zaginionych lecz na tym forum zamieścić informacje do praktycznego wykorzystania jak to można i powinno się robić samemu.

Jeszcze dzisiaj postaram się najważniejsze informacje wbić do komputera i zamieścić w tym miejscu na stronie.

Pozdrawiam cieolutko
Zbyszek

Warszaw, dn. 9.01.2010r. 15:43

Daltar
Posty: 632
Rejestracja: czw mar 12, 2009 10:25 pm

Post autor: Daltar » sob sty 09, 2010 6:11 pm

Maniulku, oczywiście, że nie musisz się zgadzać. Jednak w tym konkretnym przypadku nie katował bym rodziców ponurymi wizjami. Jaki jest sens informować o tym, że na przykład dziecko zostało pokrojone na organy a reszta ciała zniszczona? Co da przekazanie tej informacji? Wróci życie dziecku? Pocieszy rodzinę? Widzisz, każdy przypadek powinien być oceniony z osobna, bo okoliczności zaginięcia oraz losy dzieci mogą być przeróżne. Osobiście ten oceniam jako sprawę " do zamknięcia".

ZBW
Posty: 36
Rejestracja: śr gru 02, 2009 8:52 pm

zaginiona dziewczynka

Post autor: ZBW » sob sty 09, 2010 7:22 pm

W jaki sposób samodzielnie odnaleźć kogoś lub coś zaginionego???
Jeśli ta wiedza będzie stosowana w codziennej praktyce przez wszystkich to nie dość, że ewentualni porywacze odstąpią od swoich zamiarów (wiedząc, iż bez trudu zostaną natychmiast złapani), to z łatwością każdy zainteresowany będzie i powinien bez trudu sam poradzić sobie w takiej sytuacji.
Moim zdaniem wielokrotnie nie szuka się zaginionych, lub robi to nieudolnie (i to jest główna przyczyna braku skuteczności) – dlatego najlepiej nauczyć jak największą ilość chętnych; jak to w sposób prosty można zrobić, lub wiedzieć gdzie można szukać takiej pomocy.

ZAPEWNIAM WSZYSTKICH, IŻ KAŻDY KTO ZASTOSUJE SIĘ DO TEGO CO PONIŻEJ ZAMIESZCZĘ JEST W STANIE ODSZUKAĆ DOSŁOWNIE WSZYSTKO I WSZYSTKICH JEŚLI ZAJDZIE TAKA POTRZEBA.

Aby to bardziej uwiarygodnić zamieszczę najpierw trochę przykładów z książek.

Zacznę od książki Ewy Dereń pt.: CZŁOWIEK KTÓRY WIEDZIAŁ WIĘCEJ Radiestezja w praktyce Zbigniewa Zbignieniego Wydawnictwo „KOS” 2000

od str.245
„Poszukiwania osób zaginionych

„Osoba martwa jest żywa w sensie parapsycholgii – jej jaźń żyje dalej i można ją odebrać”.
[K.J. Znany współczesny jasnowidz współpracujący z policją]

„Fotografia jest jakby kontaktową gałką, za pomocą której włącza się aparat psychotelewizyjny, o niezmiernie szerokim zasięgu i różnorodności fal. Jest obrazem i równocześnie bodźcowym oraz pomocniczym narzędziem w uzyskaniu żądanej informacji”.
[ks. Czesław Andrzej Klimuszko]

„W moim odczucie pismo i fotografia utrzymują stały kontakt z człowiekiem i ja – poszukując osób – jakbym na te fale wchodził. Potrafię, poprzez pełną koncentrację oraz metapsychiczne złączenie się z daną osobą, czy to żyjącą czy zmarłą, wiele o niej powiedzieć”.
[Zbigniew Zbignieni]

„W swoich poszukiwaniach osób zaginionych mgr Zbignieni używa fotografii oraz map o różnej skali, które pomagają mu w zacieśnieniu kręgu wokół miejsca, gdzie znajduje się dany człowiek. Według badaczy tego dziwnego lecz prawdziwego zjawiska, fotografia jest tylko bodźcem wprowadzającym w ruch bliżej nieznane energie, za pomocą których wzrok radiestety sięga tam, gdzie jego zmysłowy wzrok nie sięga”.
[Maria Jarochowska w artykule „Znaleźć zaginionych”]

Wszystkie te wypowiedzi pochodzą z różnych lat, lecz łączy je jedno: przekonanie, że odnajdywanie na odległość osób zaginionych jest możliwe. Dla autorów trzech pierwszych cytatów – nie tylko możliwe, lecz osobiście praktykowane; robili to wielokrotnie. (...)
W jednym z wywiadów na ten temat Zbignieni mówił: „Poszukiwanie zaginionych osób na podstawie ich fotografii lub pisma to temat dla mnie bardzo niewygodny, choć dziennikarze o to właśnie najczęściej pytają. Po każdej notatce na ten temat zgłasza się do mnie wiele osób z prośbą o odszukanie najbliższych lub odnalezienie zagubionych przedmiotów. Ja jestem człowiekiem schorowanym, a badania radiestezyjne i teleradiestezyjne są bardzo wyczerpujące”.
Nic dziwnego, że się – przy całej swej chęci pomocy ludziom – przed tymi badaniami bronił. Pod koniec życia, gdy był już bardzo znanym radiestetą, bywały dni, że listonosz przynosił do jego mieszkania kilkadziesiąt (!) takich próśb dziennie. Były to sprawy tak najświeższe, jak i sprzed dobrych kilku lat, lecz dotąd nie wyjaśnione, których nadawcy dostrzegli nagle ostatnia być może szansę uzyskania jakiejś informacji o zaginionym. Ba, zdarzały się historie jeszcze z czasów wojny, gdzie nie liczono już na odnalezienie bliskich, lecz przynajmniej na poznanie ich losu.
Badań teleradiestezyjnych w tym kierunku przeprowadził Zbignieni ponad 300. Niektóre ograniczały się do jednej ekspertyzy odesłanej rodzinie. Inne ciągnęły się tygodniami, gdy określiwszy zaginioną osobę jako żyjącą, próbował skłonić ja do powrotu do domu poprzez myślowe przekazy psychotroniczne. Wówczas potrafił lokalizować jej miejsce pobytu dzień po dniu, notując je skrupulatnie wraz z datami.
Gdy czasem dochodziło później do porównania tych zapisków z rzeczywista trasą przebyta przez odnalezioną już osobę bywało, iż pokrywały się one niemal zupełnie.
(...) gdy osoby poszukiwanej nie znajdował już wśród żywych. Ekspertyzę zamykało wówczas określenie miejsca, gdzie znajdują sie zwłoki – mniej lub bardziej dokładnie, w zależności od posiadanych map. Część rodzin decydowała sie wtedy szukać ciała. W początkach swej radiestezyjnej praktyki Zbignieni kilkakrotnie wyjeżdżał nawet w takie miejsca, by powtórzyć badanie w terenie, szybko jednak ograniczył się – z braku czasu – wyłącznie do badań teleradiestezyjnych. (...)
A przy tym wszystkim – ciężar odpowiedzialności w przypadku pomyłki był tu inny niż „pudło” w zlokalizowaniu największego nawet skarbu. Zbyt doświadczonym był już Zbignieni radiestetą by nie wiedzieć, że ani radiestezja, ani jej metody, ani posługujący się nimi człowiek – nie są nieomylni. Sam wykonał zbyt wiele badań nietrafnych, by nie bać się odbierania nadziei innym ludziom – bo nigdy przecież swego badania nie mógł być do końca pewnym. Podobne rozterki nie były obce też samemu ojcu Klimuszce, uważanemu za wręcz niemylnego w swych wizjach dotyczących zaginionych. „Szalenie bałbym się pomylić, ale nie widzę tej osoby wśród żywych. Tylko Bóg jest nieomylny” - pisał Klimuszko do rodzin, dla których nie miał dobrych wieści.

Zanim przedstawimy kilka ciekawszych badań z tej dziedziny – słowo o metodach. Badanie dotyczące osoby zaginionej Zbignieni zawsze rozpoczynał od ustalenia zapasu sił witalnych metodą dr Marty – tak samo jak czynił to w teleradiestezyjnych diagnozach stanu zdrowia. Żywotność mierzona w stopniach gonometrycznych była dlań pierwszą wskazówką czy dana osoba żyje, a o ile tak, w jakiej ogólnej kondycji fizycznej się znajduje. Wynik 0 stopni gonometrycznych oznaczał, ze poszukiwany jest martwy. Następnie – znów podobnie jak w badaniach dotyczących zdrowia – określał Zbignieni kolor i długość aury. Aura biała o długości 0 metrów również oznaczała śmierć. Inne kolory pozwalały wnioskować o stanie zdrowia zaginionego. Kolejny etap – także przeniesiony z diagnoz zdrowotnych – polegał na ustaleniu stopnia reakcji organizmu na pomocnicze środki lecznicze wzmacniające siły witalne. Dla osoby nieżyjącej skuteczność wszystkich wybranych środków wynosiła 0 stopni gonometrycznych. Teraz wkraczały już elementy właściwe dla tego tylko rodzaju badań. Zbignieni najchętniej korzystał z metody „ziemia-woda-chleb”. Przy założeniu, że każda z tych substancji promieniuje, należało – za pomocą wahadła – ustalić, z którą z nich łączą się promienie ciała danej osoby. Połączenie z chlebem, najpowszechniejszym pożywieniem, oznaczało, iż poszukiwany żyje. Woda i ziemia oznaczały osobę martwą, której zwłoki zatopione były w wodzie lub zakopane w ziemi – w zależności od substancji, z jaką połączyły się promienie ciała. Dla laika brzmi to zapewne dość fantastycznie, jednak Zbignieni cenił tę metodę, jako dającą zazwyczaj bardzo trafne odpowiedzi.
Następny element ekspertyzy stanowiła tzw. Hipoteza, czyli przybliżony przebieg zdarzenia. W niektórych przypadkach opis tan zawierał – jak zobaczymy – zdumiewająco wiele szczegółów. I wreszcie – lokalizacja miejsca ukrycia zwłok. „Odczułem promieniowanie jego ciała w miejscu .....” - pisał Zbignieni, po czym następował dokładny opis miejsca na mapie. (...) Najlepiej, jak twierdził, pracowało się na mapach topograficznych, którymi dysponowała milicja. Zanim powstała ostateczna ekspertyza, wszystkie wymienione wyżej elementy – żywotność, aura, skuteczność leków, promieniowanie ciała, przybliżony przebieg wydarzeń – sprawdzane były co najmniej trzykrotnie. Radiesteta ustalał je przez dwa, trzy kolejne dni i dopiero jeśli wszystkie wyniki były identyczne – wykonywał ostateczne opracowanie. Tak było w przypadku osób martwych.
W przypadku osób żyjących ekspertyzy wyglądały różnie – w zależności od tego, co według wyniku badania robiła w danym momencie poszukiwana osoba i jak się, ewentualnie, przemieszczała. Czasem badanie trwało wiele dni, a na mapie tworzył się teleradiestezyjny obraz wędrówki poszukiwanego po kraju. Czasem przeciwnie – z badania „wychodziło”, że osoba ta tkwi w jednym miejscu i najprawdopodobniej można ją stamtąd zabrać. (...)
Zbignieni wierzył, że z osobą która z różnych przyczyn opuściła dom lecz żyje, można nawiązać kontakt telepatyczny i – przekazując jej mentalne polecenie powrotu – spowodować jej samodzielne odnalezienie się.”

str362
„Dr W.E., Gdańsk, 7.05.1979:
Wielce Szanowny Panie Magistrze!
Pragnę jeszcze raz, tym razem droga korespondencyjną, przesłać Panu wyrazy mego najgłębszego szacunku. Jestem ciągle pod wrażeniem kursu w Poznaniu. Z prawdziwą dumą mogę się zaliczać do tych szczęśliwych, którzy mieli tak znakomitego wykładowcę na pierwszym kursie radiestezji. Obecnie z zapałem studiuję notatki, które skrzętnie robiłem, aby nie uronić ani jednego słowa naszego Mistrza. Codziennie ćwiczę wahadełkiem i rezonatorami – wychodzi mi coraz lepiej – według wskazań Pana Magistra. (...)
Chciałem jeszcze podkreślić, że jestem urzeczony osobowością Pana Magistra. Tak szlachetnego, kulturalnego i dobrego człowieka obecnie rzadko można spotkać. Poeta Goethe powiedział: „Przed wielkim rozumem chylę głowę, ale przed wielkim sercem gnę kolana”. Piękne to zdanie i ono najdokładniej wyraża mój stosunek do Pana drogi Panie Magistrze.”

str. 363
„K.S., Warszawa, 14.12.1979:
(...) Wszystkie wskazania Pana przestrzegam na co dzień i o wiele mniej skomplikowane wydaje mi się życie. Pana i kurs zachowuję w pamięci jak najpiękniejsze przeżycie. Bóg zapłać!”

„I.J., Gdańsk, 7.12.1979:
Szanowny Arcymistrzu!
(...) Wiadomości uzyskane na kursie wzbogaciły bardzo moją wiedzę w zakresie dziedziny ogółowi nieznanej. Ciekawy i pasjonujący świat. Moim pragnieniem jest wykorzystać tę wiedzę we właściwy sposób. Nie dla poklasku, lecz dla dobra wszystkich i wszystkiego, z którymi, z czym, w swym życiu będę się jeszcze spotykała. Niełatwo jest znaleźć tę najwłaściwszą ścieżkę. (...) Od zakończenia kursu przeżyłam sporo ciekawych sytuacji, które przypisuję mojemu obecnemu po kursie stosunkowi do wszystkiego, z czym się spotykam. Wyczuwam istnienie tego drugiego świata niematerialnego, tak bardzo strzegącego swoich tajemnic. Niepewność i wątpliwości w pewnych sprawach i sytuacjach, które mnie ogarniały – po kursie znikły. Ze zdumieniem stwierdzam, że w moich genach natura zakodowała zdolność prawidłowego odczuwania i rozumienia wielu zjawisk tego drugiego świata, lecz wskutek wychowania społecznego pod kątem materialistycznego widzenia świata, ta prawidłowość została naruszona, stłumiona i częściowo zniszczona. W podświadomości swej czuję, że wskutek niewykorzystywania tych możliwości w okresie wcześniejszym straciłam bardzo dużo, bez możliwości nadrobienia strat.
Nie ze wszystkimi mogę się podzielić moim obecnym widzeniem świata. Ludzie do tych „naszych” spraw podchodzą z przymrużeniem oka, albo nie maja zdolności rozumienia ich mimo dobrych chęci. Niektórzy mają tak ograniczoną zdolność myślenia, że wszystko, czego nie mogą dotknąć, nie mieści się w ich rozumie. Toteż do dyskusji pozostaje grupa „wtajemniczonych”. Spotykamy się co środę, wymieniamy spostrzeżenia. Kursanci, a w ich liczbie i ja, mile wspominamy Drogiego Wykładowcę i nasze poczynania. „Niepasowani” z zazdrością wsłuchują się w nasze rozmowy i „cisną”nas, abyśmy im tę otrzymana wiedzę przekazali. Jeszcze raz dziękuję serdecznie za cudowną atmosferę na kursie oraz za cudowne wiadomości.”

„B.J., Cieplice Śląskie, 13.02.1978:
(...) Jest Pan ze swymi umiejętnościami rodzajem skarbu, o który Państwo powinno dbać szczególnie, ale domyślam się, że to nie czas jeszcze, choć wiele już się zmieniło w traktowaniu radiestezji i innych nauk oraz umiejętności parapsychicznych.”

Str.371
„ Rozmowa z Tadeuszem Zbignienim
- Pański ojciec w ciągu dwudziestu lat swej praktyki radiestezyjnej wykonał 2748 badań. Pan, od 1994 r., czyli od momentu założenia własnej firmy, ma ich ponad 2500 ... (...)
„Czasy, w których działał mój ojciec, w pewnym sensie wymuszały wszechstronność, gdyż człowiek po prostu sprawdzał przydatność radiestezji w wielu różnych kierunkach. Dziś wiemy już, że można ją stosować niemal w każdej dziedzinie...
(...)
Mam bardzo rozbudzona intuicję, co z pewnością jest wynikiem intensywnej praktyki radiestezyjnej. Całe moje doświadczenie potwierdza, że kto używa wahadła, wie więcej. (...) Tymczasem do tej sztuk trzeba podchodzić z pokorą, mieć świadomość, że wyniki przyjdą w swoim czasie, a przedtem trzeba dużo ćwiczyć i doskonalić się, bo nikt nie jest nieomylny i błąd można popełnić zawsze; rzecz w tym, by błędów było jak najmniej. Mój ojciec do końca życia podkreślał, że uprawianie radiestezji wymaga skromności i pokory.”

str.420
„Mamy pełną świadomość, że pisanie na takie tematy wiąże sie z wielką odpowiedzialnością, gdyż czytają nas ludzie niejednokrotnie naprawdę ciężko chorzy. A czy skorzystają osobiście z czegoś, co propagujemy, czy tylko potraktują to jako ciekawostkę – to już wyłącznie ich sprawa.”
str. 421
„Od autorki

Do Tadeusza Zbignieniego trafiłam jako dziennikarka. Chciałam napisać artykuł o teleradiestezji, fascynowało mnie to zjawisko, lecz moja wiedza o nim była zlepkiem kilku zaledwie poważnych publikacji i całej masy obiegowych sądów, kto wie, na ile wypaczających właściwy obraz. Rozglądając się za odpowiednim rozmówcą skorzystałam z podpowiedzi znajomych; Tadeusz Zbignieni zabezpieczył im mieszkanie, byli bardzo zadowoleni z efektu, a ponadto scharakteryzowali go jako człowieka otwartego, rozmownego i przystępnie tłumaczącego tajniki tej sztuki.
Umówiliśmy sie w Centrum Radiestezji „Wahadło”, w godzinach przyjęć klientów. Początek spotkania był obiecujący: dwaj pierwsi klienci korzystali właśnie z pomocy teleradiestezyjnej. Żadne tam prośby i wyznaczenie studni czy prozaiczne niwelowania promieniowania żył wodnych w mieszkaniu. Od razu temat dla reportera: najpierw matka, poszukująca zaginionej córki-nastolatki. Wahadło zawieszone nad fotografią dziewczyny a później nad mapą Polski daje jakieś, nieczytelne dla postronnego obserwatora, znaki, lecz po chwili matka uzyskuje konkretną odpowiedź – dziewczyna żyje, miejsce pobytu Warszawa, dzielnica taka i taka, rejon ulic... Kobieta blednie, córka miała kiedyś kontakt z pewną sekta, siedziba w Warszawie, dokładnie w tym rejonie... Kolejny klient – właśnie skradziono mu samochód. Dobrze, że ma kluczyki, to doskonały świadek radiestezyjny. I znów wahadło wiruje nad mapą. Samochód został skradziony z zamiarem sprzedaży, jedzie na wschód, proszę szukać w trójkącie między miejscowościami...
Dowiaduję się, że mam szczęście: aż dwa przykłady klasycznego zastosowania telerediestezji podczas jednego dyżuru, to nie zdarza się co dzień.”

cdn

Pozdrawiam cieplutko
Zbyszek

Warszawa, dn. 9.01.2010r. 19:12

ODPOWIEDZ

Wróć do „Poszukiwania osób zaginionych”