Stanisław Maluty
Stanisław Maluty
Nie jestem osobą z rodziny, informację o zaginięciu tego człowieka znalazłam w gazecie. Głęboko współczuję rodzinie i chciałabym jakoś pomóc, dlatego proszę o jakiekolwiek informacje na temat tego czy ten człowiek żyje i gdzie się obecnie znajduje. Dziękuję. http://www.fakt.pl/Stasiu-Gdzie-jestes- ... 176,2.html
gdzie jesteś Stasiu?
bardzo proszę jeszcze raz o informacje szczególnie dla mamy Stasia co się z nim stało i czy wróci do domu, wiem że zajmujecie się teraz Iwoną, ale Stasiu jest również ważny dla jego mamy, jestem obca, ale jego mama jakoś szczególnie do mnie przemówiła, znalazłam to forum i wierze w to ,że inni widzą więcej
Re: Stanisław Maluty
Witam.Nie jestem osobą z rodziny ,ale znam Staszka.Wszyscy jesteśmy bardzo przerażeni zaistniałą sytuacją:(:(:(Bardzo proszę o jakiekolwiek dalsze informacje zniknięcia kolegi.Żyjemy ogromną nadzieją,że Staś się odnajdzie!Jeszcze raz bardzo proszę o jakieś informacje.Dziękuje Pozdrawiam.Wanilia pisze:Nie jestem osobą z rodziny, informację o zaginięciu tego człowieka znalazłam w gazecie. Głęboko współczuję rodzinie i chciałabym jakoś pomóc, dlatego proszę o jakiekolwiek informacje na temat tego czy ten człowiek żyje i gdzie się obecnie znajduje. Dziękuję. http://www.fakt.pl/Stasiu-Gdzie-jestes- ... 176,2.html
Wizja + rozkład kart cygańskich.
Jeśli ktoś chce coś sprawdzić lub powiadomić rodzinę, niech na miłość boską zrobi to absolutnie anonimowo, bez żadnych danych pozwalających na identyfikację.
Uwaga: osoby o słabych nerwach i słabym żołądku nie powinny tego czytać, nawet poniższego podsumowania. Nie ma za bardzo drastycznych scen. To nie morderstwo, ani samobójstwo, ale...
Wynik: był wkurzony i nieostrożnie wszedł kierowcy wielkiej ciężarówki/TIRa pod koła, kiedy próbował przejść przez ulicę. Kierowca spanikował i wywiózł już ciało strasznie daleko, prawdopodobnie pod Wrocław i wyrzucił w nocy do rzeki zawiniętego w koce i reklamówkę na głowie do ogromnej rzeki z ogromnego mostu.
W wizji Staszek stoi przed lokalem i pali papierosa. Ludzie bawią się gdzieś w tle, może za budynkiem. Był tam duży gwar, tłum. Po jakimś czasie przyjechał pod ten lokal ciemny/czarny, długi (w stosunku do Subaru) samochód, najpewniej BMW. Był przyjaźnie do niego nastawiony, pogadali, on go do czegoś namówił i Staszek wsiadł do samochodu. Samochód zrobił U-turn, zakręt w kształcie U i pojechali mniej więcej prosto, to miejsce niedaleko, może być przy drodze. Na rysunku zrobili ten u-turn i pojechali w lewo. Lokal jest "u góry" tej drogi. To może być jakiś dom weselny, restauracja organizująca wesela itd. Oni tam przyjeżdżają, ale po jakimś czasie Staszkowi przestaje się tam podobać, jest zdegustowany. Jest tam mnóstwo pijanych ludzi. Jego kolega zaczyna pić, podrywa jakąś brunetkę. Staszek siada sam i przypier***la się do niego (według słów mamy) jakiś stary, siwy facet, zagaduje, pije do niego, ale Staszek jest coraz bardziej zdegustowany. W końcu idzie do tego kolegi, ale widzi że on jest już w sztok zalany. Wkurza się i wypowiada jedyną kwestię w całej wizji: "ku***, czemu mi nie powiedziałeś, że będziesz pił?!" ale jego kolega tylko wybełkotał, żeby nie zawracał głowy tylko się bawił czy coś i wrócił do gadania z brunetką, w każdym razie go tylko ona interesowała. Staszek wyszedł strasznie wkurzony i poszedł sam. Uszedł kawałek, nie wie ile. Była noc, nie było świadków. Staszek miał na nogach spory kawałek do domu. Był tak zdenerwowany, że nie popatrzył w górę i wpadł sam pod koła, uderzyła w niego jakaś wielka ciężarówka, z taką nie-białą, ale kremową, białawą, w kolorze kości słoniowej kabinę, na pewno z nadbudówką na spanie. Nie miał dwóch przyczep, ale był wysoki ten truck i duży. Kierowca się zatrzymał, cofnął ciężarówkę, próbował go ratować, sprawdzał tętno, przyklęknął przy nim, on już nie żył, miał rozbitą głowę (kierowca tira był całkowicie trzeźwy, Staszek też). Widać jak chowa kierowca twarz w rękach. Była noc, bez świadków. Kierowca był w szoku, ludzie w szoku tak postępują. Wszedł do rowu, szukał wody, wziął karnister, spłuknął dwukrotnie krew z jezdni. Jeszcze latarką sprawdzał, czy nic nie zostało. Wyciągnął z ciężarówki koce i zawinął w nie ciało. Na rozbitą głowę włożył reklamówkę, żeby krew nie zostawiła śladów. Wpakował go na siedzenie pasażerskie i - jak powiedziała świadomość Staszka - głupio zrobił, bo pojechał z nim strasznie daleko, nad wyżej wymieniony wielki most nad wielką rzeką i prawdopodobnie pod osłoną nocy wyrzucił ciało, nie obciążone niczym do rzeki i pojechał. W oddali majaczyły jakieś iglice, wąska wieża, jak katedra. To mógł być Wrocław. Ta ciężarówka była na łódzkich rejestracjach.
Może pomóc naświetlenie tej szosy w tamtym miejscu promieniem ultrafioletowym, o ile deszcz już tego nie spłukał. Potem można sprawdzić ciężarówki z łódzkimi rejestracjami.
Mogło nigdy nie być tego busa na śląskich rejestrach (chyba, że to bus weselników), a w kartach wychodzi fałszywa osoba, czyli jego kolega kłamie, że go nie widział, nic nie wie, bo beknąłby za jazdę po pijanemu prawem jazdy (co najmniej). Kierowca nie jest winny, to tak samo jak w przypadku konduktorów, którym samobójcy wskakują pod pociąg. No, prawie. Staszek był zbyt zdenerwowany, aby zwracać uwagę na takie szczegóły, wszedł kierowcy pod koła, ale oczywiście, głupio i nieodpowiednio postąpił, że go wywiózł. Ale co byście zrobili na jego miejscu? Nie było nikogo, kto by poświadczył, że to był nieszczęśliwy, niezawiniony przez niego wypadek. Kierowca bał się konsekwencji, owszem, ale miał tyle przyzwoitości, by zatrzymać się i próbować go ratować. Trudna moralna decyzja, ale taka jest karma:/
Jeśli ktoś chce coś sprawdzić lub powiadomić rodzinę, niech na miłość boską zrobi to absolutnie anonimowo, bez żadnych danych pozwalających na identyfikację.
Uwaga: osoby o słabych nerwach i słabym żołądku nie powinny tego czytać, nawet poniższego podsumowania. Nie ma za bardzo drastycznych scen. To nie morderstwo, ani samobójstwo, ale...
Wynik: był wkurzony i nieostrożnie wszedł kierowcy wielkiej ciężarówki/TIRa pod koła, kiedy próbował przejść przez ulicę. Kierowca spanikował i wywiózł już ciało strasznie daleko, prawdopodobnie pod Wrocław i wyrzucił w nocy do rzeki zawiniętego w koce i reklamówkę na głowie do ogromnej rzeki z ogromnego mostu.
W wizji Staszek stoi przed lokalem i pali papierosa. Ludzie bawią się gdzieś w tle, może za budynkiem. Był tam duży gwar, tłum. Po jakimś czasie przyjechał pod ten lokal ciemny/czarny, długi (w stosunku do Subaru) samochód, najpewniej BMW. Był przyjaźnie do niego nastawiony, pogadali, on go do czegoś namówił i Staszek wsiadł do samochodu. Samochód zrobił U-turn, zakręt w kształcie U i pojechali mniej więcej prosto, to miejsce niedaleko, może być przy drodze. Na rysunku zrobili ten u-turn i pojechali w lewo. Lokal jest "u góry" tej drogi. To może być jakiś dom weselny, restauracja organizująca wesela itd. Oni tam przyjeżdżają, ale po jakimś czasie Staszkowi przestaje się tam podobać, jest zdegustowany. Jest tam mnóstwo pijanych ludzi. Jego kolega zaczyna pić, podrywa jakąś brunetkę. Staszek siada sam i przypier***la się do niego (według słów mamy) jakiś stary, siwy facet, zagaduje, pije do niego, ale Staszek jest coraz bardziej zdegustowany. W końcu idzie do tego kolegi, ale widzi że on jest już w sztok zalany. Wkurza się i wypowiada jedyną kwestię w całej wizji: "ku***, czemu mi nie powiedziałeś, że będziesz pił?!" ale jego kolega tylko wybełkotał, żeby nie zawracał głowy tylko się bawił czy coś i wrócił do gadania z brunetką, w każdym razie go tylko ona interesowała. Staszek wyszedł strasznie wkurzony i poszedł sam. Uszedł kawałek, nie wie ile. Była noc, nie było świadków. Staszek miał na nogach spory kawałek do domu. Był tak zdenerwowany, że nie popatrzył w górę i wpadł sam pod koła, uderzyła w niego jakaś wielka ciężarówka, z taką nie-białą, ale kremową, białawą, w kolorze kości słoniowej kabinę, na pewno z nadbudówką na spanie. Nie miał dwóch przyczep, ale był wysoki ten truck i duży. Kierowca się zatrzymał, cofnął ciężarówkę, próbował go ratować, sprawdzał tętno, przyklęknął przy nim, on już nie żył, miał rozbitą głowę (kierowca tira był całkowicie trzeźwy, Staszek też). Widać jak chowa kierowca twarz w rękach. Była noc, bez świadków. Kierowca był w szoku, ludzie w szoku tak postępują. Wszedł do rowu, szukał wody, wziął karnister, spłuknął dwukrotnie krew z jezdni. Jeszcze latarką sprawdzał, czy nic nie zostało. Wyciągnął z ciężarówki koce i zawinął w nie ciało. Na rozbitą głowę włożył reklamówkę, żeby krew nie zostawiła śladów. Wpakował go na siedzenie pasażerskie i - jak powiedziała świadomość Staszka - głupio zrobił, bo pojechał z nim strasznie daleko, nad wyżej wymieniony wielki most nad wielką rzeką i prawdopodobnie pod osłoną nocy wyrzucił ciało, nie obciążone niczym do rzeki i pojechał. W oddali majaczyły jakieś iglice, wąska wieża, jak katedra. To mógł być Wrocław. Ta ciężarówka była na łódzkich rejestracjach.
Może pomóc naświetlenie tej szosy w tamtym miejscu promieniem ultrafioletowym, o ile deszcz już tego nie spłukał. Potem można sprawdzić ciężarówki z łódzkimi rejestracjami.
Mogło nigdy nie być tego busa na śląskich rejestrach (chyba, że to bus weselników), a w kartach wychodzi fałszywa osoba, czyli jego kolega kłamie, że go nie widział, nic nie wie, bo beknąłby za jazdę po pijanemu prawem jazdy (co najmniej). Kierowca nie jest winny, to tak samo jak w przypadku konduktorów, którym samobójcy wskakują pod pociąg. No, prawie. Staszek był zbyt zdenerwowany, aby zwracać uwagę na takie szczegóły, wszedł kierowcy pod koła, ale oczywiście, głupio i nieodpowiednio postąpił, że go wywiózł. Ale co byście zrobili na jego miejscu? Nie było nikogo, kto by poświadczył, że to był nieszczęśliwy, niezawiniony przez niego wypadek. Kierowca bał się konsekwencji, owszem, ale miał tyle przyzwoitości, by zatrzymać się i próbować go ratować. Trudna moralna decyzja, ale taka jest karma:/
Ostatnio zmieniony pt sie 20, 2010 1:41 pm przez Wanilia, łącznie zmieniany 1 raz.