Jakość myślenia

Nasze codzienne życie dostarcza nam sytuacji, które często skłaniają nas do wewnętrznej refleksji nad sobą i światem. Tutaj piszemy o takich chwilach i naszych refleksjach na ich temat.
Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » śr mar 28, 2007 9:58 pm

Ja też chcę uwolnić mój świat od ułudy, która powoduje cierpienie...
Ładnie to ujęłaś... Ego stwarza ułudę, nakładki na rzeczywistość, przez co nie mamy kontaktu z rzeczywistością, a właśnie z ułudą....

Przy okazji choroby, która właśnie przetoczyła się przeze mnie, przeżyłam sobie kryzys duchowy. Wydało mi się, że sprytne EGO z materializmu pięknie transformowało się w duchowy konsumpcjonizm. Chcemy więcej, łatwiej lepiej... Dużo doświadczeń, dużo OBE/LD, spektakularnych odzyskań, niezwykłych stanów świadomości, cudownych uzdrowień, niebywałych spotkań z Opiekunem, itd. itp., - konsumować przyjemne doznania jak w parku rozrywki.

Dziś w ręce "przypadkiem" wpadł mi artykuł ze starego Zwierciadła, które kupiłam dla zamieszczonego tam filmu.
Dziwnie numer został poświęcony EGO. Już w pierwszym artykule na ten temat przeczytałam, że kluczem do prawdziwego poznania jest to właśnie chcenie, to ego chce...

Kiedy przestajemy tak "chcieć" a zaczynamy słuchać/ patrzeć na to co jest, wtedy zaczyna objawiać się nam prawdziwa rzeczywistość.

Ego jest sprytne, gdy wkracza na tematy duchowe, chce pięknego i szybkiego rozwoju duchowego... Moje ego chciało stanów świadomości takich, jakie miałam kiedyś... I tu miałam ze sobą problem. Dzięki "przypadkowi" wiem przynajmniej gdzie był błąd.

Piszę tu o ego, bo może nie tylko ja utknęłam w tym punkcie ułudy i może komuś to pomoże...
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

Anula
Posty: 73
Rejestracja: ndz mar 18, 2007 5:35 pm

Post autor: Anula » czw mar 29, 2007 8:00 pm

Conchita :)

ja własnie przechodzę lekcję pod tytułem ego. I własnie takze przypadkowo zdałam sobie sprawe ze moje ego nauczylo sie czerpac satysfakcje z duchowych dokonań. Impuls swiadomosci akurat przyszedł z zewnątrz w męskiej postaci ;) i jak wydawało mi się że wzrastam w czyimś blasku tak szybko zdalam sobie sprawe jakie to marne :) i jak to moze sie okazac krótkotrwałe.

Bardzo mi sie spodobało to co napisałaś ze to ego "chce" bo zdalam sobie sprawe jak łatwo dac sie ponieść przyjemnym emocjom, jak łatwo nas niosą ale niestety czesto pozwalają nam zboczyć z wybranej juz drogi. Własnie bo chcemy-dajemy sie ponieść... a stad juz niedaleko by przekroczyc granicę :)

Wieralee
Posty: 37
Rejestracja: wt sty 30, 2007 9:12 pm

Post autor: Wieralee » pt mar 30, 2007 10:43 pm

Och, Di...

Gdyby wiara zawsze mogła przenosić góry - to oddział chorych na raka dzieci byłby pusty. Nie powiesz mi, że dwuletnie dziecko samo przyciągnęło do siebie chorobę negatywnym myśleniem. Gdyby pozytywne myślenie mogło zawsze czynić cuda - to by czyniło, bo żadna matka nie uwierzy, że nie ma już żadnej szansy.

Gdyby wiara mogła zawsze zmieniać nasz matrix - to nie byłabym w takiej sytuacji, w jakiej teraz jestem. Wiesz - teraz może już zwątpiłam. Teraz może już przestałam wierzyć, że się obudzę i to wszystko okaże się tylko koszmarem.

Ale jeszcze dwa, trzy miesiące temu nie wierzyłam - tylko byłam pewna, że to wszystko jakoś odwrócę, że poruszę niebo i ziemię, a mi się uda.

Pozytywne myślenie w stylu "to się nie stało" doprowadziło mnie tylko do nabicia sobie guza (niemal dosłownie). Teraz myślę tylko, że skoro tak musiało być, to niech tak będzie. Skoro musiało się to stać, to postaram się tę stratę zaakceptować.

Mamy wpływ na swoją karmę - ale w pewnych granicach. I właśnie umiejscowienie tych granic najbardziej mnie interesuje.

Myślenie pozytywne - tak, ale do pewnego momentu. Kto szuka, ten znajdzie. O ile to coś, czego szuka w ogóle jeszcze istnieje.

Ja nie chcę podkładać Ci "świnek", Diano. Nie chcę wbijać szpilki w Twój balonik. Ale chcę Ci pokazać, że nie zawsze jest pogoda na latanie balonem. Po to, żebyś kiedyś bezpiecznie wylądowała. A nawet to jeszcze nie jest tak - nie odezwałam się po to, żeby przekonać Cię, że się mylisz, tylko po to, żebyś Ty przekonała mnie, że się nie mylisz.

Jesteśmy na forum dyskusyjnym i prowadzimy dyskusję - i to jest dobre, bo szukając, może znajdziemy. Nie szukając - cóż, też może znajdziemy - ale przypadkiem - nie mając w tym żadnej osobistej zasługi.

Mam tylko nadzieję, że szukając, zwiększamy swoje szanse na znalezienie.

Lubię Cię, Diano - taką czupurną i ufną w słuszność swojej sprawy. Może nie umiem tego okazać, ale cóż...

W życiu staram się postępować dobrze, ale coraz bardziej się motam w tym, co jest dobre, a co złe. Wierzę w siłę dobra, ale gdy już ktoś ma zapewnione potrzeby fizjologiczne - to nie wiadomo, jak mu pomóc i jak być dla niego dobrym.

Staram się postępować w myśl zasady "traktuj innych tak, jak chciałabyś, żeby Ciebie potraktowano" - ale widzisz, to także się nie do końca sprawdza, bo każdy ma inną wrażliwość.

I dochodzę do momentu, kiedy strach zrobić cokolwiek, bo co bym nie zrobiła, to ktoś to może zanegować.

Tak, jak z tym moim ostatnim postem, Diano. Jeśli myślę inaczej, niż Ty, to co? Mam się nie odzywać? Jeśli nie jestem szczęśliwa, to mam się schować i nie psuć swoim widokiem szczęścia innym?

Właśnie tak robię w realu, ale myślałam, że na forum poświęconemu śmierci; życiu po życiu, uzdrowieniom i odzyskaniom jestem we właściwym miejscu, bo w sumie wszystkiego tego potrzebuję.

Boję się też, że masz rację w tym, że doświadczam tego, czego doświadczam, po to, żeby już nie czuć bólu w takiej sytuacji w przyszłości. Ale jeśli to jest prawda - to nie wiem, jak ma wyglądać świat, w którym kogoś kochasz - i nie doświadczasz bólu przy jego utracie. Jak ma wyglądać świat, w którym Ci, których kochasz, doświadczają bólu, a Ty masz na to patrzeć i ma Cię to nie boleć.

Nigdy nie pociągali mnie stoicy - wydawało mi się, że nie potrafią oni kochać.

Wiesz, wydaje mi się, że rozumiem swoją stratę - ale to wcale nie przestaje boleć. Staram się tylko nie pluć swoim bólem na innych - ale, jak widać, z różnym skutkiem.

A z drugiej strony, to co? Mam się kryć? Tak robię w normalnym życiu. Udaję, że sobie radzę i że wszystko jest dobrze.

Mam zmienić przekonania... Cały czas to robię. Tylko, na jakie? Na takie, że sama jestem sobie winna, bo nie myślałam pozytywnie?

Czy jeśli pies nie wie, że wskakując pod pędzący samochód, zrobi sobie krzywdę, to ta krzywda się nie stanie? Nie wszystko sobie przyciągamy myśleniem.

Daleka jestem także od myśli, że takiego czegoś nie ma. Jest - tylko na ile?
Znam kilku hipochondryków, którzy mimo wmawiania sobie wielu chorób żyją długo i mają się dobrze.

I znam osoby, które na przekór wszystkiemu zawsze myślą pozytywnie - i nie mogą się wydostać spod lawin i gruzów, które mają nawet w większej ilości, niż ci pesymiści.

Och, mogłabym tak w nieskończoność, ale to coraz bardziej zaciemnia obraz i do niczego nie prowadzi. Są reguły i są wyjątki.

Błędem byłoby mówić, że reguła się nie sprawdza, bo są wyjątki. W większości sytuacji się sprawdza. Ale nie zapominaj o wyjątkach, Diano :-)

Di
Posty: 25
Rejestracja: ndz mar 11, 2007 9:55 pm

Post autor: Di » sob mar 31, 2007 1:19 pm

Och WieroLee :)
Napisałas , co Ci tak naprawdę na wątrobie leżało i ciesze sie, ze zrobiłas to tak szczerze.
W przypadku dzieci, to trudno nie uznac słuszności, że o tym decyduje karma.
Oczywiście , ze w przypadku cięzkich chorób i śmierci czujemy sie bezradni.
Wiesz moja rodzinka sporo tego wszystkiego sobie nasciagała, więc nie mówie tego z poziomu człowieka, który nie wie jak to jest.
Mam przyjaciół, którzy dwa lata temu pochowali syna chorego na zanik mięsni.
Z matka tego chłopaka rozmawiamy o nim normalnie. wspominamy jaki był tu, gdy zył, rózne smieszne sytuacje. Dla jego matki i dla mnie on jednak nadal żyje, tylko gdzie indziej. I dlatego mozemy o tym rozmawiać. Jednak jego ojciec ilekroć usłyszy, ze zahaczamy o temat śmierci wynosi sie do innego pokoju.
Kazdy z nas dostaje czas na pogodzenie sie z bólem i z tym, ze fizycznie nie spotkamy tej ukochanej istoty i nie przeżyjemy wielu wspaniałych chwil.
Dla mnie tez świat sie zawalił, gdy ojciec umierał na raka. Długo wspomnienia zawsze wiazały sie z bólem. Jednak w koncu sie uwolniłam i teraz mogę sie cieszyć z tego, ze byłam przy nim wtedy , kiedy mnie potrzebował. Tylko to sie teraz liczy, ze dane nam było doswiadczac tego zycia wspólnie.
Zaden kochający rodzic nie chce, zeby dziecko odchodziło wczesniej od niego.
Jednak pewnośc, ze dalsze zycie istnieje moze wiele zmienić.
Tak to widze i tak tego doswiadczam. Staram sie nie katowac wyobrazeniami tego, co mi sie moze przydarzyć.Po co?
Nie zabezpiecze sie przed wybranymi z wyzszego poziomu lekcjami. Moge jednak je skracac poprzez zrozumienie. Tyle moge i mój optymizm nie polega na siedzeniu z głowa w chmurach. Czym innym jest dla mnie ucieczka od zycia w chmurki, a czym innym skupianie uwagi na pozytywnych aspektach wszystkiego. To drugie przynosi rozwiazania, to pierwsze problemy.
Oczywiście kazdy z nas ma prawo do własnego odczuwania i wyrazania go. Nie próbuje ci go odbierac, wprost przeciwnie tylko szczere rozmopwy maja dla mnie sens.
I poprzez Twój list dane mi było poznac Cie lepiej i faktycznie teraz moge powiedziec, że naprawde Cie lubię :)

Wieralee
Posty: 37
Rejestracja: wt sty 30, 2007 9:12 pm

Post autor: Wieralee » sob mar 31, 2007 9:06 pm

Rozjaśniło się troszeczkę :-)
Dziękuję

marekh
Posty: 2
Rejestracja: sob mar 31, 2007 6:59 am

Post autor: marekh » ndz kwie 01, 2007 7:08 am

....Przy okazji choroby, która właśnie przetoczyła się przeze mnie, przeżyłam sobie kryzys duchowy. Wydało mi się, że sprytne EGO z materializmu pięknie transformowało się w duchowy konsumpcjonizm. Chcemy więcej, łatwiej lepiej... Dużo doświadczeń, dużo OBE/LD, spektakularnych odzyskań, niezwykłych stanów świadomości, cudownych uzdrowień, niebywałych spotkań z Opiekunem, itd. itp., - konsumować przyjemne doznania jak w parku rozrywki......

Brakło mi wczoraj czasu by ten post zaistniał tuż pod postem Wieriale , no cóż muszę zawrzeć w nim więcej odniesień do wcześniejszych wypowiedzi.

Dziwnie toczyło się moje życie . Większość tematów którymi interesują się uczestnicy forów poświęconych poznawaniu nowych terytoriów naszej percepcji było w przeszłości mym codziennym doświadczeniem.
Świadome śnienie , OOB , kontakt z opiekunami, mistrzami ,stan nirwany itd..
Jednak z bliżej niezrozumiałych pobudek ,po ustaleniu że takie zjawisko jest obiektywnym faktem wycofywałem się z niego .

Z początku brakowało mi tych doznań i przeżyć , Myślałem że "obniżam loty".

Teraz już tak nie myślę ,skłaniam się do przekonania ,że stała za tymi doświadczeniami pułapka .
To co tak trafnie określiła Conchita konsumpcjonizmem duchowym - będącym niczym innym jak subtelniejszą grą ego w celu utrzymania swej dominacji .

Obecnie żyję bardziej zanurzony w swą osobowość .
Przeciętną w konfrontacji z innymi z masą słabości i niedowładów , Ale takie istnienie jest dla mnie jak rozumiem bezpieczniejsze . Zabezpiecza przed tworzeniem przez siebie samego kolorowych -duchowych półapek.
.................................

Napłakałem się w życiu sporo jak na mężczyznę .
Nieraz odnosiłem wrażenie w przeżywaniu owych smutków -cierpień , że coś we mnie umierało wraz z tym bólem lub pękało .
Nauczyło mnie to szacunku dla cudzego cierpienia , otworzyło na współodczuwanie .
Lecz choć rejestruję owe cudze cierpienie to zdaję sobie sprawę że głębia tego czyjegoś uczucia jest dla mnie zakryta i taką pozostanie .

Dlaczego połączyłem te dwa tematy ?

Może koleje mego życia wyznaczyły takie rozumienie .

Nie obdzierajmy siebie czy bliżnich " duchowością " z tego co jest również nami .
Z naszych słobości - smutku ,żalu , boleści płynących z utraty lub tęsknoty za kimś .
Wiem ,że w wielu wypadkach jakie kolwiek słowa współczucia na nic się nie zdają , a już najmniej te z pogranicza racjonalizmu - duchowego.
Często większą pomoc niosą cudze ramiona i milczenie .
Z cierpieniem jest jak z umieraniem , bunt , gniew , nieakceptacja , rezygnacja ,pogodzenie .
Lepiej przejść te wszystkie jego fazy , by przy którejś na zawsze nie zostać .
Dla mnie słońce wychodziło ponownie po dniach mroku gdy dotarłem na powrót do pewności , że choć nie rozumiem to jednak ufam i wierzę ,że wszystko ma swój sens w owym Boskim dziele ludzkiego istnienia.

z ciepłymi pozdrowieniami

marek

marekh
Posty: 2
Rejestracja: sob mar 31, 2007 6:59 am

Post autor: marekh » ndz kwie 01, 2007 7:41 am

p.s.

W mojej rodzinie istnieje opowieść o niewyjaśnionym przez medycynę ozdrowieniu mojej żony .
Jako roczne dziecko przebywała w szpitalu z obustronnym ropnym zapaleniem płuc.Lekarze poinformowali jej matkę że to już koniec - że nic nie potrafią w zrobić.
W jakim stanie wróciła moja teściowa w owym dniu do domu możemy sobie jedynie wyobrazić.
W nocy obudził ją sen > Była z mężem na cmentarzu i zwróciła uwagę na grób z pomnikiem kobiety z zasłoniętą twarzą.
Zapytała mężą - kto to jest - wówcza postać odsłoniła twarz i powiedziała : idź dziecko będzie zdrowe .
Rankiem teściowa poszła do kościoła opowiedzieć ów sen księdzu - na to on powiedział jej ,że tak ukazuje się ludziom wówczas jeszcze błogosławiona Salawa.
Wskazał jej w którym kościele w Krakowie spoczywają jej szczątki i zalecił modlitwę do niej .
Nie muszę już chyba dodawać ,że lekarz powitał mamę mej żony z radością mieszaną ze zdziwieniem .Po chorobie nie było śladu.
Tam gdzie nadzieja nie zgasła róbmy wszystko co możemy aby życie triumfowało .
Każde z nas może zanieść swą modlitwę w intencji powrotu ludzkiej istoty do zdrowia a suma tych modlitw obojętnie jak rozumianych i wykonywanych może przynieść ozdrowienie.
Tak widzę na chwilę obecną autentyczną pomoc .
Jak wnętrze mi podpowiada istotny jest dla tych modlitw właściwy czytelny kierunek - bez nicków , pseudnmów.
Przepłw Boskiego ducha nie toleruje jakichkolwiek niejasnosności , zarówno dla przepływającej energii jak i dla INTENCJI ślącego modlitwę.

m.

Wieralee
Posty: 37
Rejestracja: wt sty 30, 2007 9:12 pm

Post autor: Wieralee » ndz kwie 01, 2007 9:24 pm

Wierzę w siłę modlitwy, a jednocześnie nie umiem się modlić, bo nie mogę przeskoczyć myśli, że co to za Bóg, który potrzebuje być proszony o pomoc...

Myślę więc, że to my sami ułożyliśmy sobie taki plan na to życie po to, by się czegoś nauczyć.

Więc znowu o co się modlić? O odsunięcie kielicha, który i tak musimy kiedyś wypić?

Sama nie wiem do końca, w co wierzę... Modlę się, i owszem, ale za innych albo na zasadzie "jak trwoga...". Żadnej jakości w tej mojej modlitwie...

Może trzeba po prostu wysyłać ludziom dobrą energię, by mogli jakoś łatwiej znieść to, co znieść muszą?

Tak dla wyjaśnienia - nie straciłam dziecka, tylko męża. A w poście podałam przykład dzieci, żeby było łatwiej zrozumieć, o co mi chodzi w moim rozumowaniu...

ewa.fortuna1
Posty: 1160
Rejestracja: wt lis 14, 2006 8:50 pm
Lokalizacja: Kraków

Post autor: ewa.fortuna1 » pn kwie 02, 2007 9:01 am

Wieralee,nie musisz klepac pacierzy.Proś Boga,Opiekunów Duchowych o przewodnictwo,o prowadzenie.Spróbuj uwierzyc,że to wszystko co Cię spotyka ma jakiś cel i że jest dobre dla Twojego rozwoju,nawet jak byś tego nie rozumiała.
Poswięc na modlitwe nawet 5 min,ale nich będzie to modlitwa z głębi serca.
Postaraj się nawet w tych przykrych sytuacjach dostrzec dobro.Wiem,ze jest to bardzo trudne,ale niestety tak jest.Te tragiczne,smutne sytuacje maja nas czegoś nauczyc))
Bardzo mi przykro,ale NIE nawiązuję już kontaktów ze zmarłymi :(

Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » pn kwie 02, 2007 11:23 am

Ale jeśli to jest prawda - to nie wiem, jak ma wyglądać świat, w którym kogoś kochasz - i nie doświadczasz bólu przy jego utracie.

(...) nie straciłam dziecka, tylko męża (...)
Wieralee: nie posiadamy osób, więc i nie tracimy. Strcić można coś, co się posiadało. Ja wiem, składnia języka polskiego narzuca, ale efekty widzisz sama...
Nie posiada się drugiego człowieka, jest się z nim w miłości, po którym zawsze następuje rozstanie. Śmierć jest zjawiskiem powszechnym, rodzimy się wiedząc, że umrzemy, więc skąd to zaskoczenie, kiedy śmierć w końcu przychodzi? Jak mówił Budda czy ktoś mądry, pokaż mi dom, w którym nie było śmierci...

Ciesz się wspomnieniem chwil, które spędziliście razem, miłością, którą poznałaś i przeżywasz, to Twój skarb, tego nikt Ci nie zabierze. Dusza Twojego męża zakończyła ziemski etap podróży. Być może ona poczeka na Ciebie i ułatwi Ci przejście, gdy Ty umrzesz.

Jedyne co straciłaś, to część siebie - tą część, która przejawiała się w Waszych wzajemnych kontaktach. To jest trudne doświadczenie, ale nie jest to Twoja jedyna część. Jeszcze dużo Ciebie zostało. Z czasem być może z tej części będziesz czerpać miłość.

Czysta miłość to miłość, która pozwala odejść osobie kochanej.

To właśnie EGO wydaje się, że wszystko i wszyscy powinni działać tak, jak się wymyśli i zaplanuje, łącznie z Bogiem...

Z tego co piszesz, to jesteś w przełomowej chwili, albo wejdziesz w swoje życie jako twórca (nie odtwórca) pozbawiona kilku obowiązujących w świecie złudzeń (np. dotyczących naszej nieśmiertelności -zauważ, że ludzie żyją, jakby śmierci nie było...) albo wybierzesz dalsze trwanie w Iluzji.

Iluzja leży także w niedocenianiu naszych myśli, które najpierw budują nasz mały świat a następnie rozszerzają się dalej i biorą udział w budowaniu całości.
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

Wieralee
Posty: 37
Rejestracja: wt sty 30, 2007 9:12 pm

Post autor: Wieralee » pn kwie 02, 2007 9:42 pm

Wiesz, najbardziej się właśnie bałam, że przez tą moją rozpacz on utknie gdzieś po drodze. Pisałam mu listy, które zostawiałam przy włączonym świetle w pokoju, żeby mógł je przeczytać - i wszelkimi sposobami wyprawiałam go w drogę.

A teraz? Powiedział mi, że jakaś część jego będzie zawsze przy mnie, ale nie będzie mi pomagał - raczej towarzyszył - i to bez przesady.

Bo wiesz, ja myślałam początkowo, że on umarł dla świata, nie dla mnie i ta jego śmierć to po prostu zmiana wymiaru i że będzie to pewna niedogodność w naszych kontaktach, ale uda się ją przeskoczyć, jak tylko odejdzie do Światła.

A dopiero później - dużo później - zrozumiałam, że on umarł przede wszystkim dla mnie. Być może nawet całe to nasze bycie razem miało nabrać sensu dopiero przez tą śmierć.

I wiesz - on zawsze przychodzi - ale uczy mnie dystansu. Coraz większego dystansu. I wiem już - że on już nie jest taki sam. I ja nie jestem już taka sama...

I przepaść rośnie z dnia na dzień i najgorsze jest to, że tak powinno być.

"Kochać to pozwolić odejść". Powiem szczerze, że doskonale to czuję w stosunku do dzieci, ale w stosunku do męża przeżywam to chyba pierwszy raz. Jakoś tak się zawsze naiwnie wierzy "wzięli ślub, a potem żyli długo i szczęśliwie"...

Wiem, że jestem o tyle w dobrej sytuacji (o ile w ogóle można tutaj coś wartościować), że mam czyste wspomnienia - przy rozstaniach typu rozwód czy "koniec miłości" nieraz i tego się nie da ocalić, bo patrzy się na początki przez pryzmat końca.

I jestem skłonna przyznać, że dużo mnie to nauczyło. Ale nie mogę pojąć stanowiska (bardzo rozpowszechnionego w ezoteryce), że doświadczamy śmierci po to, żeby nie czuć bólu w takiej sytuacji w przyszłości. Wydaje mi się to nieludzkie i niemożliwe - - -

Można tylko nauczyć się ból przezwyciężać.

Tak, jak w tekście "Zaproszenie", który przepiszę Wam jutro, bo jest naprawdę... no właśnie, brak słów.

Jeszcze jedno - ta "przełomowa chwila". Pamiętacie tę klątwę "bodajbyś żył w ciekawych czasach".

Życzę wam kwadratury koła, czyli spokojnych czasów, w których się dużo nauczycie :-)

Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » wt kwie 03, 2007 8:29 am

No wiesz Wieralee, jeśli on odszedł i "odzyskał pamięć" sprzed wcielenia, przypomniał sobie inne doświadczenia życiowe, które nazbierał w różnych wcieleniach i które może jeszcze zbiera we wcieleniach równoległych, może już połączył się wspólną świadomością ze swoim Centrum, gdzie takich ludzi jak on było mnóstwo... to on ma już po prostu inną perspektywę.
Ale nie mogę pojąć stanowiska (bardzo rozpowszechnionego w ezoteryce), że doświadczamy śmierci po to, żeby nie czuć bólu w takiej sytuacji w przyszłości. Wydaje mi się to nieludzkie i niemożliwe - - -
Nie spotkałam się z takim poglądem. W moim systemie przekonań doświadczamy śmierci, aby się czegoś nauczyć, aby wzmocniło się doświadczenie czegoś.
Niektórzy dopiero w obliczu śmierci doświadczają miłości, dopiero wtedy dowiadują się, że kogoś kochali i żałują, że nie umieli tego wyrazić. Inni uczą się, że wszystkie te "ważne" sprawy, kłótnie i spory są niczym i były nieważne, rozdzielające, bo za życia osoby byli zbyt uparci, żeby zrozumieć coś takiego. Inni otwierają się na innych ludzi, zaczynają działać na rzecz innych, np. po śmierci dziecka tworzą fundacje, ośrodki dla dzieci z chorobą, na którą zmarło ich dziecko. Ludzie uczą się różnych rzeczy, trudno generalizować.

Ból jest doświadczeniem ludzkim. Zrozumienie kolei rzeczy może go znacznie złagodzić, może i zniwelować...
Od tego tu jesteśmy - żeby szukać Prawdy i nie żywić się Iluzją.
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

mrkriss
Administrator
Posty: 166
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: mrkriss » wt kwie 03, 2007 9:15 am

Wieralee pisze:wiesz - on zawsze przychodzi - ale uczy mnie dystansu. Coraz większego dystansu. I wiem już - że on już nie jest taki sam. I ja nie jestem już taka sama...

I przepaść rośnie z dnia na dzień i najgorsze jest to, że tak powinno być.
Witaj!
pewnie już to wiesz, ale napiszę na wszelki wypadek.
Dystans jest niezbędny jeśli chcesz utrzymać z nim kontakt. Emocje, jak szum zagłuszają ledwie słyszalny głos bliskiej osoby w odbiorniku.

Napiszę może więcej o tym, jak ja odbieram "obecną" sytuację Twojęgo męża.
Widzi on całe Twoje życie, od narodzin aż do śmierci, ze wszystkimi możliwymi wyborami, ich skutkami, itp. Widzi on cele jakie postawiłaś sobie na to życie. Widzi on przyczyny tych celów i końcowy, możliwy do osiągnięcia rezultat. Widzi on, że emocje związane z jego odejściem przyciągają go do Ciebie i niepotrzebnie odwracają Twoją uwagę od tego, co jest prawdziwym celem Twojego życia. Dlatego uczy on Cię tego dystansu. Dla Ciebie (a dla niego tym bardziej) nie ma już tego małżeństwa i musisz przyjąć to do wiadomości, tak samo jak ja nie mam rodziców, choć wiem, że są przy mnie. Nie oznacza to, że nie ma między Wami więzi, po prostu przyjęła ona najczystszą możliwą formę - nie wiążącej i nie uzależniającej Bezwarunkowej Miłości.
Nasi zmarli teraz są duchowymi opiekunami, przyjaciółmi, pomocnikami... Istoty duchowe, bez fizycznych naleciałości związanych z wychowaniem, genotypem ciała fiz., religią, czy kulturą. Niosą ze sobą to, czego nam Tu i Teraz najbardziej potrzeba.

Jestem prawie pewien, że Ty to wszystko już wiesz, tak samo jak ja wiedziałem o moich rodzicach, choć nie uświadamiałem sobie tego przez lata.

Jak możesz to sobie ułatwić?

Moim zdaniem najlepsza jest medytacja. Znajdź sobie każdego dnia, albo przynajmneij 2-3 razy w tygodniu kikadziesiąt minut czasu tylko dla siebie. W ciszy i spokoju zamknij oczy i słuchaj wszystkich dźwięków jakie docierają do Twojej świadomości. Nie rozmyślaj nad nimi, po prostu przysłuchuj się im, Tu i Teraz. Możesz też wsłuchiwać się w swój oddech. Możesz też otworzyć oczy i patrzeć na wybrany przedmiot, obserwować go, jakby miał zaraz pokazać Ci jakąś magiczną sztuczkę.
Jeśli masz możliwość obcowania z przyrodą to wspaniale. Medytacje na łonie natury uważam za najbogatsze. Do dziś lubię wspominać okres, gdy mieszkałem na wsi...
W trakcie medytacji możesz też liczyć oddechy, to pomoże Ci opanowac kotłujące się myśli (one też zagłuszają). Można też medytować spacerując... metod jest wiele a każda chyba jest dobra. Zainteresuj się tematem, nie pożałujesz.

Pozdrawiam i życzę... uśmiechu.
"bo nie jesteśmy z tego świata i nigdy nie będziemy..."

Wieralee
Posty: 37
Rejestracja: wt sty 30, 2007 9:12 pm

" Zaproszenie "

Post autor: Wieralee » wt kwie 03, 2007 9:57 pm

Nie interesuje mnie, w jaki sposób zarabiasz na życie.

Chcę wiedzieć, co sprawia ci ból i czy masz odwagę, by śnić o spełnieniu tęsknot swojego serca.

Nie interesuje mnie to, ile masz lat. Chcę wiedzieć, czy odważyłbyś się wyjść na głupca w imię miłości, w imię swoich snów, w imię przygody życia.

Nie interesuje mnie, jakie planety układają się wokół twojego Księżyca. Chcę wiedzieć, czy dotknąłeś jądra swojego smutku, czy zdrady życia otworzyły cię, czy też skurczyłeś się i zamknąłeś ze strachu przed dalszym bólem.

Chcę wiedzieć, czy potrafisz wytrwać z bólem, moim lub swoim własnym, nie poruszając się, by go ukryć, odpędzić lub naprawić.

Chcę wiedzieć, czy potrafisz wytrwać z radością, moją lub swoją własną; czy potrafisz zatańczyć dziko i dać się wypełnić ekstazie aż po koniuszki palców, nie ostrzegając nas byśmy byli ostrożni, realistyczni i pamiętali o ludzkich ograniczeniach.

Nie interesuje mnie, czy historia, którą mi opowiadasz, jest prawdziwa. Chcę wiedzieć, czy potrafisz rozczarować innych, aby pozostać uczciwym w stosunku do samego siebie; czy potrafisz znieść oskarżenie o zdradę i nie zdradzić własnej duszy. Chcę wiedzieć, czy potrafisz być wierny, a przez to godny zaufania.

Chcę wiedzieć, czy potrafisz dostrzec piękno, nawet jeśli codzienność nie jest ładna i i czy możesz czerpać swoje życie z jego obecności. Chcę wiedzieć, czy potrafisz żyć z porażką, twoją i moją, a jednocześnie stać na skraju jeziora i krzyczeć "Tak!" w srebrną pełnię księżyca.

Nie interesuje mnie gdzie mieszkasz i ile masz pieniędzy. Chcę wiedzieć, czy potrafisz się podnieść po nocy żałoby i rozpaczy, słaby i poraniony aż do szpiku kości, i zrobić to, co trzeba uczynić, dla dobra dzieci.

Nie interesuje mnie, kim jesteś, jak się tutaj znalazłeś; chcę wiedzieć, czy staniesz wśród ognia i nie cofniesz się.

Nie interesuje mnie, gdzie, co i z kim studiowałeś. Chcę wiedzieć, co podtrzymuje cię od wewnątrz, kiedy wszystko inne się wali.

Chcę wiedzieć, czy potrafisz przebywać sam ze sobą i czy naprawdę lubisz towarzystwo, jakiego dotrzymujesz sobie w pustych chwilach.

- Oriah Mountain Dreamer, Indiański Starszy


Podniosłam się po nocy pełnej żałoby i rozpaczy. Taką przynajmniej mam nadzieję...

SamTen
Moderator
Posty: 97
Rejestracja: śr mar 14, 2007 12:23 pm

Czas

Post autor: SamTen » czw kwie 05, 2007 1:13 pm

mrkriss,

Piszesz:
Znajdź sobie każdego dnia, albo przynajmneij 2-3 razy w tygodniu kikadziesiąt minut czasu tylko dla siebie.
Rada jest napewno dobra. Ale powiedz mi jakim cudem Ty znajdujesz ten czas (jeśli znajdujesz)? Masz pracę i rodzinę...
Ostatnio zmieniony czw kwie 05, 2007 3:13 pm przez SamTen, łącznie zmieniany 1 raz.
Samten :) ;) :D

mrkriss
Administrator
Posty: 166
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Re: Czas

Post autor: mrkriss » czw kwie 05, 2007 3:01 pm

SamTen pisze:mrkriss,

Piszesz:
Znajdź sobie każdego dnia, albo przynajmneij 2-3 razy w tygodniu kikadziesiąt minut czasu tylko dla siebie.
Rada jest napewno dobra. Ale powiedz mi jakim cudem Ty znajdujesz ten czas (jeśli znajdujesz)? Masz pracę i rodzinę...
niestety, ostatnio nie znajduję takiego czasu wogóle... nawet na oczekujące w kolejce odzyskania nie znajduję chwili, choć ostatnio siedzę w domu z chorą córką...
pamiętam jednak, że kiedyś było inaczej (jak bardzo inaczej! :roll:).

Korzystajcie z samotności, jeśli macie ten luksus, korzystajcie ile wlezie, bo potem nie będzie już czasu ni miejsca ;(
"bo nie jesteśmy z tego świata i nigdy nie będziemy..."

Zbyszek
Posty: 84
Rejestracja: wt maja 22, 2007 3:45 pm

Post autor: Zbyszek » pn cze 11, 2007 5:55 pm

Di pisze:Krzysiek :)
Jak dla mnie nadal gniew jest moim "produktem ubocznym". Chwała mojej duszyce, że i to umie właściwie spożytkować.
Jednak słowa Anuli :
"To sytuacja idealna, ale przy dwch zdrowych, chetnych i otwartych umyslach gdzie kazdy pamieta o swojej wlasnej "gospodarce energetycznej" -by silę czerpac ze zrodla i nadawac jej okreslony przebieg, wszelkie proby odchylen roztapiaja sie w konfrontacji z tym co stanowi fundament takiej relacji. "
Sa dla mnie jak najbardziej prawdziwe :)
A jak łatwo wypaść z takiego sposobu funkcjonowania to mi pokazało poranne zdarzenie z moim "małym tyranem" -mamuśką, gdy zjawiła sie jak zwykle rano po fajki, a ja odpowiedziałam, ze musi troche poczekać i dac mi sie obudzic, zebym je przyniosła. hahahaha skonczyło sie tym, ze chwyciła moja komórke i wywaliła przez okno.
Moją cierpliwość szlag trafił, na ten poranny trening nie przywiąywania do materialnych rzeczy i skonczyło sie awanturą.
Gdy stwierdziłam, ze mam tego dość i tu nie ma oc dłużej kruszyć kopii, bo w tym ciele i umyśle to juz chyba dawno mojej maki nie ma, to usłyszałam w odpowiedzi, że jest diabłem, a diabłom przeciez wolno wszystko.

Po czym stwierdziłam, że nie dam się i mimo wszystko wybieram radość i olewam wszystko i niech sie dzieje co chce.
Jeden wielki matrix w którym zachowujemy się jak durni popaprańcy.
Przeczytałam sobie post Conchity w innym wątku o trzech pytaniach.
Jak widac potrzebne mi było kolejne trudne doświadczenie, żeby móc się ucieszyć mówiąc do siebie:
"Ale ty jednak durna jesteś, że nadal się tak dajesz sobie samej wkręcać".
Pora znowu przywrócić w sobie humorek wesołej małpki :)

Narka :)






Na takie cos , mial bym pod wyrkiem paczke papierosow.

mariusz s
Posty: 93
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:07 pm
Lokalizacja: Łódź
Kontakt:

Post autor: mariusz s » wt paź 30, 2007 8:32 pm

Witajcie po przerwie !!!

Tak czytam, i czytam, i czytam i ...............

Czy wyście poszaleli? :D :D :D

Po pierwsze:
MOCĄ JAM JEST JESTEŚMY WOLNI OD PROBLEMÓW
Po drugie:
MOCĄ JAM JEST JESTEŚMY WOLNI OD PROBLEMÓW
Po trzecie:
MOCĄ JAM JEST JESTEŚMY WOLNI OD PROBLEMÓW

Piszecie o rozważaniach egotycznego umysłu, który musi mieć problemy. Czy Wy//My to nasze umysły?
Myślę Prawie, Mówię Prawie, Czynię Prawie
Pozdrawiam z Miłością
Mariusz S

ODPOWIEDZ

Wróć do „Doświadczam!”