a co z wegetarianizmem?

Nasze codzienne życie dostarcza nam sytuacji, które często skłaniają nas do wewnętrznej refleksji nad sobą i światem. Tutaj piszemy o takich chwilach i naszych refleksjach na ich temat.
mazur.foto
Posty: 111
Rejestracja: śr cze 06, 2007 11:20 am

a co z wegetarianizmem?

Post autor: mazur.foto » pt sie 22, 2008 1:18 pm

Od jakiegoś czasu unikam jedzenia mięsa i ( jak mamwia mój znajomy) niczego, co ma "twarz". To przyszło jakoś tak samoistnie, chociaż inspiracji mogę doszukiwać się w przeczytanych wczesniej tekstach. Po prostu w pewnym momencie uznałem, że bedzie mi z tym lepiej, niż do tej pory. Szczególnie, że jakość i produktów oferowanych do sprzedaży (to co w sobie zawierają) jest zatrważająca. I zgrubsza rzecz biorąc - tak jest, a już na pewno lepiej czuję się fizycznie. Nie odczuwam w zasadzie "ciągotek" do mięcha, mimo iż całe moje otoczenie (z nielicznymi wyjatkami) konsumuje je na potegę.
Czy Waszym zdaniem powstrzymywanie się od jedzenia mięsa ma wpływ na rozwój duchowy, poszerzanie świadomości itd. Mówi się o negatywnej energii, karmie itp. To teoria, ale ciekawi mnie zdanie forumowiczów na ten temat poparte może autoprzykładami. Czy dużo z nas, uczestniczących w forum, nie jada lub stara się nie jadać mięsa?

ewa.fortuna1
Posty: 1160
Rejestracja: wt lis 14, 2006 8:50 pm
Lokalizacja: Kraków

Post autor: ewa.fortuna1 » pt sie 22, 2008 5:29 pm

Mnie co raz bardziej odrzuca od mięsa. Nigdy nie byłam jego fanką,ale nie stroniłam od schabowego,mielonego,czy jakiegoś innego umarlaczka. Teraz zjem tylko troszkę piersi z kurczaka,albo kawałeczek indyka. Jak widze sztukę mięsa,nawet niech to będzie piekny chrupiący schabowy,kojarzy mi sie z padliną i nie jestem w stanie sie przełamać,żeby zjeść. Od roku tak mam. Całkowicie odrzuciło mnie od kiełbasy,ale wędzony boczek lubie :P
Myślę,ze nie ma co samemu sobie narzucać co jest dobre a co nie,co jest zdrowe a co szkodzi. Organizm sam domaga sie tego czego mu brakuje i człowiek powinien wsłuchiwać sie w swoje ciało. Wiem,że cukier jest szkodliwy i od lat go nie używam,słodze tylko miodem,ale nie odmówię sobie pysznego loda,czy wafelka. Więcej szkody przyniosło by mi męczenie się i denerwowanie,że sobie go odmawiam niż sam cukier w tym zawarty,więc rozsądnie podjadam takie pyszności od czasu do czasu.
Dwa lata temu odrzuciło mnie od alkoholu,ale tak bardzo,że najmniejsza jego ilość wywołuje u mnie ból głowy i drżenie wewnętrzne ciała. Nawet dwa łyki piwa to juz jest za dużo 8)
Bardzo mi przykro,ale NIE nawiązuję już kontaktów ze zmarłymi :(

Grey Owl

Post autor: Grey Owl » śr wrz 17, 2008 10:57 pm

Wyglada na to Piotrze, ze mozna dojsc do tego dwoma drogami. Dzieje sie jak gdyby samoistnie, albo na skutek pewnych przemyslen. U Ewy raczej pierwsza opcja, u Ciebie - druga.
Mozna tez powiedziec, ze obydwa wektory wplywaja na siebie. Rozwijaliscie sie juz przed zmianami w diecie. Ktory wiec wektor byl pierwszy ? Troche jak z jajkiem i kura.
U mnie w przeszlosci byl okres, gdy nie smakowalo mi mieso. Potem mi to przeszlo. W ostatnich latach, po przemysleniu tematu, odeszla mi ochota bez bolu. Mieso jem sporadycznie. A wiec objawy pomieszane.
Nabial jem. Od alkoholu wrecz mnie odrzucilo.

Z pewnoscia jednak wegetarianizm nie GWARANTUJE rozwoju duchowego. Zbyt duzo przykladow w otoczeniu, i jeden najpotworniejszy w najnowszej historii.

mazur.foto
Posty: 111
Rejestracja: śr cze 06, 2007 11:20 am

Post autor: mazur.foto » czw wrz 18, 2008 8:40 am

Witaj Jolu!
Wiem, że wegetarianizm nie gwarantuje "wznoszenia się".
Chodziło mi o to, czy z Waszego punktu widzenia, cierpienie zwierząt podczas chodowli i podczas zabijania (a właściwie negatywne energie jakie temu towarzyszą) ma rzeczywiście wpływ na jedzącego potem to mięso.
Mój przypadek też jest jakby pomieszany Jolu. Mam świadomość cierpień jakie przeżywają te stworzenia, ale nie była to decydująca motywacja. Poczytałem trochę o nadmiernym spożyciu białka (mięso i mleko) przez ludzi - czytaj rosnącej otyłości - i to była główna przyczyna zmiany mojego sposobu odżywiania się.
Ale nic na siłę po prostu jest mi z tym lepiej. Kiedy mam ochotę na kawałek mięsa, to sobie je zjem (pieczone, duszone, a najlepiej ugotowane na parze). Najlepiej byłoby, żeby świnka lub krówka były wychodowane przeze mmnie, ale cóż, tak się nie da. Zdecydowanie unikam natomiast wszelkliego rodzaju wędlin, bo to jest totalna porażka (nawet z renomowanych zakładów) i zdecydowanie protestuję, kiedy teść lub żona z upodobaniem wciskają mojemu dwuletniemu synkowi np. parówki, nawet te dla dzieci.
Moją słabością są natomiast słodkości (ciasta, desery, lody) które uwielbiam. Zamiast nich staram się wcinać owoce.

Dla jedzących wedliny proponuję małe doświadczenie. Umieście w zamrażalniku kawałek pięknej szyneczki. Kiedy się zamrozi na kamień, wyjmijcie i zostawcie w miseczce do rozmrożenia, zobaczycie wtedy ile wody i innego świństwa z niej wycieknie. Gwarantuję, że będzie jej pól na pół z mieskiem. Zerknijcie jeszcze na szyneczkę jak zmieniła się jej struktura - stała się porowata jak gąbka, bo była wcześniej naszprycowana tym, co z niej wyciekło.
Szyneczka po takim doswiadczeniu nie nadaje się już na kanapki, ale można jej użyć np do pizzy lub innych zapiekanek.

Kiedy zaczynałem ten wątek, Joasia napomknęła, że może warto byłoby zrobić na forum kącik z przepisami wegeteriańskimi. Co Wy na to?
Ostatnio eksperymentowałem w kuchni z pozytywnym skutkiem, więc chetnie wrzucę tam jakieś przepisy. 8)

Anula
Posty: 73
Rejestracja: ndz mar 18, 2007 5:35 pm

Post autor: Anula » czw wrz 18, 2008 9:16 am

O ciekawy temat, i w ciekawym dla mnie momencie powstał. Na bezmięsnej diecie jestem 6 rok. Ale od kilku tygodni zapach przyrzadzanego mięsa -choć dotej pory był lub drażniacy lub obojetny teraz zaczął mi sie podobać i poczułam ze to chyba czas na powrót do miesnego odżywiania. Wiec na razie co tydzień karmie sie rosołkami, zeby drastycznym zjedzeniem nie zrobic sobie krzywdy.
A jesli chodzi o powiazanie takiej diety z rozwojem duchowosci... Trudno mi powiedzieć, nie wiem. Dla mnie to było zupełnie naturalne jak sie rozwijam, a niejedzenie miesa raczej było związane z dolegliwosciami zolądkowymi niz z jakas swiatopogladową motywacją. Czułam ze trawienie miesa przychodzi mi zbyt ciezko, czemu towarzyszył ból wiec naturalnym było odstawienie go. I tak juz zostało. Az do teraz...

A i co warto troche rozważyć - wegetarianizm jest ideologią, dotyczy nie tylko sposobu jedzenia ale i myślenia o sobie i swiecie. Nie mowie o sobie ze jestem / byłam wegetarianką bo nie utożsamiam się z tym sposobem myslenia. Wegetarianin nie włozy skórzanych butów, a wegetarianka nie bedzie nosić skórzanej torebki...

Piotrku co pyszne w takim jedzeniu bezmiesnym to własnie odkrywanie zupełnie nowych smaków - dla mnie takim odkryciem była i jest nadal soczewica. Zupy czy kotlety, coś megagenialnego. Wszystkie straczkowe - fasola, groch to niemal standart, są bogate w białko. I są pyszne... :D

za_mgłą

Post autor: za_mgłą » czw wrz 18, 2008 9:48 am

..... przypomnialo mi sie, kiedy postanowilam nie jesc tego co ma twarz ( b ladne okreslenie) po trzech dniach nie mialam sily i ochoty na nic, a kiedy przechodzilam obok miesnego z moich klow wylalo sie porzadanie czegos krwistego.
weszlam do srodka i czulam doslownie jak mi kly rosna, wyszlam.....
wrocilam do domu, mama zrobila akurat schaboszczaki, narobila zapachu, siedzialam na fotely i wcinalam marchewke, czulam jak mi kly wykrzywiaja sie od warzywa :).
zjadlam schaboszczaka, uspokoilam kly....
ostanio zal sie zrobilo koperka, piekny byl taki zielony i pachnacy, zmienialam wode, wrzucalam kostki lodu - zgnil.
poplakalam sie nad koperkiem, a co? tez mozna :)

pozniej zaczelam oddychac energia
jednym slowem, pojadam, nie obzeram sie, tylko pojadam.....
zrobilam badania bo moze bulimia, anoreksja, siedzace w glowie przeszkody, e tam spoko.
pasuje mi " pojadanie" wiec pojadam i oddycham.


w nocy ogladalam ubijanie kurczakow na masowo skale, dzizus normalnie rzucilam pawia z przejecia, no i co zrobilam ? - podswiadomie - weszlam tam i wyprowadzilam na laczke kurczeta.
a pozniej byl krach, szybka zmiana pracy i bach, pelno kurczat nadal, odzyskanie na masowa skale :))

czy do rozwoju potzrebne jest odmowienie ?
nie
czy do rozwoju potrzebne sa zmiany?
oczywiscie


tak sobie mysle.....
mglista

Grey Owl

Post autor: Grey Owl » czw wrz 18, 2008 10:18 am

Tak Piotrze. Mialam napisac "wiemy jednak ze wegetarianizm..." a nie "z pewnoscia..."
A eksperyment z rozmrazaniem... mozna powiedziec ze woda placze na to, co sie wyprawia w procederze obecnej hodowli. Wyobrazam sobie jej poronne krysztaly !
Jestem pewna, ze to co robimy ze zwierzetami przed, w trakcie i po uboju ma wplyw na wibracje pozywienia. Mysle, ze nie przypadkiem w kulturach pierwotnych (co za nieszczesna nazwa), przed polowaniem odprawiane byly rytualy, w ktorych szaman porozumiewal sie z naddusza danego zwierzecia.
Przepisy wegetarianskie - chetnie poczytam i sama cos dodam. To wlasnie z mysla o korzystaniu z dobrych wibracji Natury zaprosilam ziola do ogrodu. Nie tylko lecza. Sa wspanialym polepszaczem smaku i jakosci potraw.

Napisalam kiedys wiersz o wzajemnym ofiarowywaniu sie w Naturze. Ale umieszcze tylko za Wasza zgoda. Juz dosyc duzo wspolnego miejsca wykorzystalam.

Calus o zapachu bazylii -------

PS. "Czy do rozwoju potrzebne jest odmowienie ?
nie
Czy do rozwoju potrzebne sa zmiany ?
oczywiscie"

Ojeeej, Mglista...

mazur.foto
Posty: 111
Rejestracja: śr cze 06, 2007 11:20 am

Post autor: mazur.foto » czw wrz 18, 2008 10:40 am

Ach bazylia...
Nie wyobrażam sobie kuchni bez niej, podobnie jak bez estragonu, koperku, tymianku i wielu innych.
Ostatnio zrobiłem warzywka (pietruszka, marchewka, seler, brokuł) gotowane na parze, lekko twarde, wrzuciłem na oliwę z uprażonym sezamem, siemieniem lnianym i odrobiną bułeczki tartej. Całość posypana własnie estragonem i koperkiem. Taki zestaw gości u nas ostatnio prawie w każda sobotę.
A z egzotycznych (kuchnia arabska), to sprawiłem zupę z ... fistaszków, czyli orzeszków ziemnych. Baaaaaaaaardzo sycąca i nie da jej się dużo zjeść.

Anula co do wegetarianizmu jako filozofii, to się zgadzam, ale w dzisiejszych czasach to dośc trudne byc wegetarianinem, czyli "na całej linii". Ja dotego jeszcze nie doszedłem. O sobie mówię zazwyczaj jako o nie jadajacym lub unikającym jedzenia mięsa. Pozdrawiam

Roxanne
Administrator
Posty: 1086
Rejestracja: ndz lis 05, 2006 12:59 am

Post autor: Roxanne » czw wrz 18, 2008 10:55 am

Hej :-)

Piotr zaczął ten temat w ciekawej dla mnie chwili, właśnie byłam w kuchni i wymyślałam coś roślinnego do jedzenia, a że pomysłów mi brakło pomyślałam, że fajnie by się było powymieniać tymi przetestowanymi...wracam sobie z herbatką do kompa a tu proszę jaki post ;-)

Sama mam stricte bezmięsne fazy, ale taj jak u Anuli, raczej nie związane z ideologią. Pamiętacie słynne divy: B.B. i rodzimą Wiolette Villas? Obrończynie zwierząt...założę się, że raczej nie nosiły obuwia i torebek z dermy...

Ze mną było tak, że mój tato był od zawsze namiętnym myśliwym i poławiaczem ryb, więc prawie nie znałam tego, co sklepowe i ubojowe. Na dodatek nie polował codziennie, więc mięsa w domu nie było dużo, jedliśmy z umiarem. Potem przyszedł stan wojenny i nie można było polować. Pamiętam rozpacz rodziców, gdy odmawiałam sklepowych wiktuałów, smakowały mi tak ohydnie, że nie byłam w stanie tego przełknąć. Jasne, mogę sobie dorobić ideologię, że juz wtedy czułam energie rozpaczy i nie chciałam jej wchłaniać itp, ale nie mam pojęcia, jak było. Po prostu mi nie smakowało z jakichś przyczyn. Mama karmiła mnie więc fasolką i jakoś udało mi się urosnąć...chociaż fakt, do najwyższych się nie zaliczam ;-)

Jednak ryby pochłaniałam zawsze w wielkich ilościach. Nie uznaje natomiast karpia na wigilię, jak dla mnie to kolejna masowa hipokryzja tego społeczeństwa. Dzieci bawią się z karpikami wanience, żeby potem pójść na spacerek, podczas gdy tatuś "humanitarnie" da im po razie młoteczkiem. Karp zwykle tylko ogłuszony, jeszcze żyje i tzw. sprawianie jest sekcja zwłok live. Potem w pokojowym nastroju miłości rodzinka dzieli się opłatkiem zagryzanym takim karpikiem. Pamiętam jak ostatni raz stałam w kolejce po karpie... sodoma i gomora. Tłum ludzi przesiąknięty żądzą krwi... sadystyczna zadowolona sprzedawczyni "tłukąca" trzonkiem siekiery za 5 zł... krew zmieszana z wodą...i karpie, które niestety muszą to znosić w milczeniu... wywaliło mnie stamtąd, wróciłam do domu i oświadczyłam, że albo ja albo spożywanie karpi w wigilię. Wybrali mnie, o dziwo ;-) Tylko co z tego? I tak niczego nie zmieni...

W sumie jak mglista, czasami mnie kusi, zwykle gdy siedzę do późna i buszuję w nocy po lodówce. Z reguły jednak nie jem mięsa. Za to za owoce morza, świeże, nie mrożone, zrobię dosłownie wszystko. No i ryby, uwielbiam. Mam jedak ortodoksyjne poglądy i uważam, że nikt nie ma prawa oburzać sie na kanibalizm, skoro potrafi zjeść zwierzę, ludzie to też zwierzęta.

Kiedy oburzałam się na Bruce'a, że pochłania mięso, częstował mnie długa opowieścią o cierpieniach marchewki podczas obróbki kulinarnej.
Więc nie dorabiałabym do tego ideologii. Na oczyszczanie energetyczne sa oczywiście dowody, ale też i "antydowody", o czym wspomniała Jola.

Alkoholu wysokoprocentowego raczej nie trawię, chociaż piwko, czy dobre winko czemu nie? Na dodatek popalam, w okresach kiedy siedzę intensywnie przy kompie i zarzucam moją ukochana jogę kundalini (gorąco polecam wraz z dietą oczyszczającą organizm plus np. hydrokolonoterapią).
Na pewno porządny detox totalnie zmienia świadomość i to w ekspresowym tempie, tylko, że nasze ego lubi jednak potem ściągać ;-) Ja raczej żyję zrywami. Zwierzęta kocham, (jako dziecko jadałam z moimi psami z jednej miski i sypiałam na legowisku) łatwiej jest mi je kochać niż ludzi....poza tym skazane na komunikacje niewerbalna one po prostu nie potrafią kłamać, nie zamykają się z leku przed bliskością, dlatego łatwo je kochać.

Tak, więc wszystko u mnie trochę pokręcone. Różne doświadczenia oduczyły mnie oceniania, więc dogadam się i z mięsożercą i z weganem. Dziś tak sobie myślę, że mój tato (którego jako mała dziewczynka odsądzałam od czci i wiary, za mordowanie zwierząt, co wcale nie przeszkadzało mi ich jeść) wcale tak źle nie robił, polowanie jest wpisane w jakiś cykl, był po prostu drapieżnikiem, jednym z wielu w lesie.
Acha, chyba nie mogłabym się jednak dogadać z właścicielem rzeźni. Znałam kiedyś bardzo bogatego pana, który dla zabawy hodował daniele na mięso, z nim też się nie dogadywałam...

Reasumując, nie uważam, że bycie wege pomaga w rozwoju duchowym, choć z drugiej strony często osoby, które dokonują zmian, po prostu odrzuca od mięsa.
Ja nie jadam chyba dlatego, że jest mi po nim bardzo ciężko, a po zjedzeniu pyszności bezmięsnej po prostu lekko i radośnie
Z braku czasu i lenistwa prawie zawsze wybieram ekspresowe wege potrawy (kiedy to ja je przyrządzam) i jestem przekonana, że długie gotowanie i krzątanie sie po kuchni to domena mężczyzn. Są w tym wspaniali i jacy sexy na dodatek.

Polecam gorąco pastę z gorgonzolą. Gorgonzolę rozpuszczamy w garnuszka na lekkim gazie (5 min), dodajemy małą smietankę, można trochę doprawić i polewamy wcześniej ugotowaną pastę obficie posypując bazylią. Kocham bazylię. Obiad w 10 minut. Dzieci też to uwielbiają i zapominają o Mc Donaldsie.

Ale sie rozkręciłam, o rany...kończę więc szybciutko.

Jolu, miejsca tutaj raczej nie zabraknie i nie proś nikogo o pozwolenie, zamieszczaj :-)

Pozdrawiam :-)
"Idź swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą."
-- Alighieri Dante

Grey Owl

Post autor: Grey Owl » sob wrz 20, 2008 10:03 am

Piotrze ! Prosze o zupe z orzeszkow ziemnych. Bardzo lubie ich smak.

W zamian podaje jak zastosowac olejek z orzeszkow arachidowych do zaleczenia hemoroidow (wyczytalam u Cayce`a). Nasacza sie wacik olejkiem i lekko wsuwa w cierpiace miejsce tuz przed snem. Skutkuje natychmiast. Pomoglo tesciowej, i kolezance w koncowce ciazy. Mysle, ze sposob w jaki rosna ich czesci zwane botanicznie naziemnymi, wyjasnia dlaczego lecza okolice czakry ziemskiej.

Jeszcze o bazylii. Tak delikatna, a swymi walorami podkresla radosc zycia ! W swoim zielniku sialam tez bazylie czerwonolistna. Pieknie zdobila ogrod. 4 lata temu, gdy lipiec byl wyjatkowo upalny, zawiazala nawet nasionka !

Dzieki Piotrze i Asiu za nowe przepisy. Dzieki nim unikam nudy w kuchni i czuje sie jak alchemik.

Wspomniany wiersz okazal sie po znalezieniu proza, no moze poetycka.

Ofiarowanie... ofiara za kogos, za cos...
Ale przeciez kazde cialo sluzy nie tylko sobie.
Zawsze. I bez dania zgody tez.
Juz za zycia - bakterii, komarom...
Pozniej rozdrobnione na czasteczki, atomy - calemu kosmosowi.
Czy TA ofiara nie jest przydatna ?
Swiat zywy i martwy, to nieustanne ofiarowanie.
Powszechne nasladowanie Chrystusa przed i po Chrystusie.
I tam gdzie Go nie bylo.
I gdyby Go nie bylo.

mazur.foto
Posty: 111
Rejestracja: śr cze 06, 2007 11:20 am

Post autor: mazur.foto » ndz wrz 21, 2008 11:41 pm

Nie przypuszczałem Jolu, że można tak opisać swoje (nasze) ciałka, którego ponoć nigdy nie jest za dużo.

Przepis na zupę z fistaszków znajdziesz tutaj:
http://www.afterlife-knowledge.com.pl/f ... =3292#3292
bowiem rozpocząłem nowy temat poswięcony jedzonku. Powstał, bo póki co nie wszyscy jeszcze opanowali sposób odżywiania się energią kosmosu i dalej brną w ten zgubny nałóg zwany jedzeniem.

Grey Owl

Post autor: Grey Owl » pn wrz 22, 2008 12:20 am

Ha, ha ! Ja tez nie wiedzialam poki nie napisalam !
A odzywianie energia to tez konsumpcja ! wszedzie cos wesze Piotrze.

Dzieki wielkie za zupy z fistaszkow, energia kosmiczna nie ma ich smaku.

Smacznych snow, Jola

ODPOWIEDZ

Wróć do „Doświadczam!”