Witam
Jestem tu po raz pierwszy. Przeczytałam wiele postów i poczułam, że chyba wreszcie trafiłam w bliskie mi miejsce, którego od dawna szukałam. Mój problem jest podobny do wielu tutaj poruszanych, może różni się jednym. W końcu września tego roku zmarł najbliższy mi człowiek, mój mąż, Krzysiu. Bardzo cierpiał, ale kiedy wszystko zaczynało się jakoś układać i pojawiło się światełko w tunelu, miał wyjść ze szpitala, żeby dalszą terapię odbywać już z domu, zmarł we śnie na dwa dni przed wypisaniem. Był taki szczęśliwy, że wraca od domu. Nasze małżeństwo to było coś wspaniałego. Zarzucano nam często, że przesadzamy, nie umielismy bez siebie wytrzymać, wszędzie razem, zawsze MY. Szok jaki przeżyłam, ból jest napewno znany tym którzy tu piszą. Dalszy ciąg to okaleczenie, psychiatra, leki, ale ból nie mija, rozpacz coraz silniejsza, wyję z bólu. Jeszcze w szpitalu powiedziałam mężowi - nie możesz umrzeć, bo ja z Tobą. Teraz to mnie prześladuje, chcę dołączyć do niego, nie umiem bez niego żyć. Pewnej nocy we śnie zobaczyłam go i usłyszałam "naszą" piosenkę.
Może on chce, żebym do niego dołączyła, może cierpi. Czy ktoś może mi pomóc? Nie wiem jak długo wytrzymam w takim stanie. Myślę tylko o śmierci, która pozwoli mi się z nim połączyć.[/list][/quote][/code][/list]
samobójstwo?
witam cię serdecznie i od razu ci powiem ,że wiem co czujesz. my też byliśmy nierozłączni , wszędzie razem, porozumiewaliśmy się bez słów.
przeżywam odejście mojego kochanego męża do dnia dzisiejszego, nie potrafię się z tym pogodzić , chodź już minęło prawie 1,5 roku w dalszym ciągu mąż mi się śni -są to tak realistyczne sny, że gdy się obudzę to dosłownie jestem zlana potem i strasznie roztrzęsiona.
w dalszym ciągu się leczę i czekam na dzień w którym mój kochany do mnie wróci.
nie będę cię pocieszać, bo nie potrafię, ale jestem z tobą ............
przeżywam odejście mojego kochanego męża do dnia dzisiejszego, nie potrafię się z tym pogodzić , chodź już minęło prawie 1,5 roku w dalszym ciągu mąż mi się śni -są to tak realistyczne sny, że gdy się obudzę to dosłownie jestem zlana potem i strasznie roztrzęsiona.
w dalszym ciągu się leczę i czekam na dzień w którym mój kochany do mnie wróci.
nie będę cię pocieszać, bo nie potrafię, ale jestem z tobą ............
to co my czujemy tu oni tez czuja tam. Same duchy w przekazach mówia ze bezustanny zal, i płacz nasz tam im przeszkadza, nie magą iść dalej w swojej wedrówce. Ten nasz placz trzyma ich i to jest gorsze bo nie czuja sie dobrze. Trzeba zrozumiec że zycie sie skonczyło to ziemskie a zaćzeła sie dla nich inna dalsza droga. Potrzebuja naszego wsparcia, naszej modlitwy i naszego żrozumienia. Tam to jest dla nich wazne. Muszą iść dalej by własnie nie cierpiec. Smierci nic nie zmieni, bólu nic nie złagadzi. Tak musi byc. Pozostaje nam byc, rozmawiac i zyc. Samobójstwo ne jest zadnym rozwiazaniem.
Na wszystko trzeba czasu.
Iwona ja też jestem z Łodzi. Jakbys potrzebawała...
Na wszystko trzeba czasu.
Iwona ja też jestem z Łodzi. Jakbys potrzebawała...
Magda