Właśnie wróciłem z pięciodniowego pobytu w szpitalu. Miałem robioną operację przegrody nosowej i w związku z tym byłem przez jakiś czas w głębokiej narkozie ( sądzę, że nawet w zbyt głębokiej, bo byłem później mocno przytruty i nie mogłem dojść do siebie ), ale z narkozą nie miałem, lub zapewne raczej nie pamiętam jakichkolwiek doznań. Nie chcę tu również poruszać przeżyć związanych z dwukrotną utratą przytomności, oraz wielce pouczającymi i zapewne rozwijającymi aspektami mojego szpitalnego pobytu. Natomiast chciałbym podzielić się z Wami czymś, co uważam za najważniejsze z pośród wszystkich ciekawych wydarzeń mających tam miejsce. Ponieważ oczekiwanie na operację trwało 2 doby ( procedura, przygotowania itd. ) zabrałem do szpitala 2 książki. Jedna to "Dalekie podróże" Monroa, a druga to "Podróże w nieznane" Moena. Czyli w sumie klasyka gatunku. "Dalekie podróże" czytałem już kolejny raz i zabrałem je po to, aby pochylić się nad tematem jeszcze głębiej i na spokojnie, w luksusowych warunkach niczym nie zmąconego oczekiwania przestudiować pewne fragmenty. Obie zabrane książki zawierają tekst znanej afirmacji: " Jestem czymś więcej niż ciałem fizycznym. Ponieważ jestem czymś więcej niż materią fizyczną, więc mogę postrzegać to, co jest większe niż świat fizyczny...." itd. Pewnie większość z Was wie o którą afirmację chodzi. Kiedy doszedłem w końcu do tego tekstu na ostatnich stronach książki, postanowiłem, zgodnie z zaleceniem autora zamienić słowa na obrazy. Ponieważ zabrałem się do tego "z marszu" po prostu w trakcie czytania, w pełnym świetle i przy wszystkich pacjentach śpiących, czytających, słuchających radia i gadających na grupowej sali, nie spodziewałem się niczego specjalnego. Ot po prostu taka "próba na sucho" przed późniejszym wprowadzeniem afirmacji w życie w specjalnie wybranym i zaplanowanym czasie.
Wyobraziłem sobie siebie, pozbawionego ciała fizycznego i lecącego w jakiejś nieokreślonej, barwnej przestrzeni. Nagle, zupełnie bez ostrzeżenia bez najmniejszego wstępu, czy też sekundy zapowiedzi wizja zaczęła gwałtownie przekształcać się. Już nie leciałem sam, lecz trzymałem za rękę inną postać, która trzymała następną i następną. W ten sposób cały sznur postaci, niczym klucz żurawi leciał nad bajkowym pejzażem w promieniach wielkiego, barwnego słońca. W ciągu dosłownie jednej sekundy poczułem nieopisaną dawkę gigantycznej energii, wizualizującej się pod postacią wartkiego strumienia grubej wiązki białych, rozedrganych promieni. Dawka była tak wielka i tak nieoczekiwana, że dosłownie zapadłem się w sobie porażony uderzeniem niewyobrażalnej miłości. Nie łzy, ale całe gorące strumienie zalały mi policzki. Byłem roztrzęsiony i jedyne co mogłem z siebie wydobyć, to rzucone w kosmos mych myśli spontaniczne słowa" To jest tutaj, tak blisko" ( z przyciśniętą ręką w okolicach mostka ) a zaraz po chwili: "Udało się Panu, Panie Monroe..znowu się udało" Zupełnie wie wiem dlaczego to powiedziałem. Być może chodziło o to, że Monroe napisał kiedyś, że jeśli choćby jedna osoba dzięki jemu książką zmieni się lub coś odkryje-przeżyje, to będzie to jego osobisty sukces. Prawdopodobnie właśnie do tego nawiązał mój spontaniczny przekaz. Szybko skryłem się za fałdami kołdry, nie chcąc być postrzegany za świra, bo sami wyobraźcie sobie taką sytuację. W jednej chwili gość siedzący obok na szpitalnym łóżku czyta książkę, a już w następnej zalany łzami z nieokreślonym wyrazem szczęścia na twarzy zwija się w pościeli. Jakimś cudem chyba nikt nie dostrzegł mojego dziwnego przeżycia i nikt nie patrzył się " z ukosa" ani nic nie komentował. Musiałem to jakoś zdusić w sobie, bo ani czas, ani miejsce nie wydawały się odpowiednie do tak gigantycznego wstrząsu, jaki spowodowało to zdarzenie. Całość odebrałem jako rodzaj przekazu o następującym brzmieniu: Teraz pokażemy Ci skrawek tego, co nosisz w sobie. To jest tak blisko i nikt Ci tego nie odbierze, bo to jest częścią Ciebie. Teraz przypominasz sobie kim jesteś naprawdę.
Nawet jak w tej chwili to opisuję, nie potrafię opanować się od wzruszenia. Kiedy chciałem to opowiedzieć żonie, rozpocząłem, a po chwili nie mogłem wydusić z siebie ani słowa, bo po prostu nie byłem w stanie opanować tak wielkiej emocji, która była jedynie wspomnieniem tego co zaszło.
Osoby które mnie znają wiedzą, że trudno mnie wytrącić z równowagi, a i moje spojrzenie na świat jest dosyć mocno osadzone w jego realiach. Dlatego tego typu doznanie jest u mnie tym bardziej czymś wręcz nieprawdopodobnym. Dodam jeszcze tylko, że przed zdarzeniem nie zażywałem żadnych leków i miało ono miejsce przed operacją, a nie po niej.
To forum jest jedynym miejscem, gdzie mogę się podzielić takim doznaniem, bo wiem, że większość ludzi tutaj zgromadzonych zrozumie i będzie wiedziało. Dlatego też to czynię, opisując Wam wszystko.
Szpitalne doświadczenia oraz odkryty skrawek...
-
- Posty: 31
- Rejestracja: wt maja 06, 2008 7:06 pm
To niesamowite przeżycie-gratuluję.Jednak tak często się zdarza,że jeżeli usilnie czegoś chcesz to ciężko to osiągnąć jednak zostaje to w podświadomości i kiedy tylko się spontanicznie zrelaksujesz to powraca i w tedy jest to piękne przeżycie nie budzące żadnych wątpliwości.Życzę dalszych takich odkryć związanych z prawdziwą naszą naturą-pozdrawiam
Wszystkich rzeczy miarą jest człowiek.