CYWILIZACJE II

Focus 34/35: sfera poza zasięgiem ludzkiej myśli, miejsce przebywania obcych inteligencji, obserwujących Ziemię i zmiany w niej zachodzące..
Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

CYWILIZACJE II

Post autor: Leoncio » ndz maja 31, 2009 7:48 am

Czyżby pierwsza mapa Ziemi powstała 65 milionów lat temu?





Do rąk uczonych Rosyjskiej Akademii Nauk trafił niezwykły artefakt pochodzący sprzed kilkudziesięciu milionów lat.

Sensacyjne znalezisko w magazynie

- I cóż ciekawego w tym widzicie? To zwykły popękany kamień – rzecznik prasowy rektora Uniwersytetu Moskiewskiego, Olesja Wiktorowna Bezler obojętnie rzuciła okiem w stronę kamiennej płyty, która na co dzień jest przechowywana w uniwersyteckim magazynie.

Ja i mój fotograf doznaliśmy dziwnego uczucia. Właśnie udało nam się zobaczyc tę kamienną mapę o której nam tyle opowiadano. Ma podobno 65 milionów lat. Kamień został odkryty w latach 90-tych XX w. przez kierownika katedry fizyki Uniwersytetu Baszkirskiego, profesora Aleksandra Czuwyrowa. Po kilku latach został on przekazany do Uniwersytetu Moskiewskiego.


By fundacjanautilus at 2009-05-30




Do zbadania kamiennej płyty powołano specjalną komisję. Jej szefem został znany szachista, Anatolij Karpow. Oficjalnie artefakt został wtedy nazwany uralską ikonokartą.

- To niezwykle ciekawe, kto ją wykonał i cóż takiego przedstawia ta mapa – tymi słowami zwrócił się do mnie Anatolij Karpow w trakcie jednego ze spotkań. – Ja pochodzę właśnie z tego regionu gdzie mapa została odnaleziona – z Uralu.

Członkami komisji zostali: rektor Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego Wiktor Sadowczinyj, Anatolij Derewianko, Witalij Sewastianow i Wladimir Aksienow.

Notatki Wachruszewa

Ta fantastyczna historia rozpoczęła się jeszcze w 1993 r..Profesor Aleksander Czuwyrow przeszukując archiwa miejskie natknął się na pochodzące z końca XVIII wieku zapiski generał-gubernatora Ufy. Była w nich mowa o dwustu niezwykłych kamiennych płytach pokrytych tajemniczymi znakami, które jakoby znajdowały się niedaleko wsi Czandar Yurimanskiego Rejonu Baszkirii.




Inne archiwalne zapisy donosiły, że te płyty już w XVII i XVIII wieku stały się przedmiotem zainteresowania rosyjskich badaczy penetrujących Ural. Sprawa ta została także przypomniana na początku XX wieku przez Aleksandra Szmida, jednego z prekursorów nauk archeologicznych, specjalistę od archeologii Uralu.

W 1924 roku zagadkowie kamienie zostały wpisane na listę pomników przyrody, kultury i historii Baszkirskoj SRR. Jednakże w spisie, którego autorem był członek Akademii Nauk, Gieorgij Warchruszew, znalazło się jedynie 6 kamieni. Cztery z nich przepadły bez śladu- pisał po latach Wachruszew – piąty znajduje się w fundamencie daczy Chasabowa, a szósty – w piecu jednej z łaźni w wiosce Nikolskoe.

Czuwyrow postanowił odnaleźć choc jeden z tych kamieni. Swoje poszukiwania rozpoczął w 1996 roku. Zorganizował 6 ekspedycji, dwukrotnie obleciał teren śmigłowcem. Mysłał, , że takie płyty są na tyle duże, że można je zauważyc z wysokości, podobnie jak rysunku na pustyni Nazca. Ale niczego nie odnalazł.
Nieoczekiwanie z pomocą przyszedł wieloletni mieszkaniec tych ziem, Władimir Karajew.
- Powiedziałem, że pod moim domem jest zakopany dziwny kamień, - wspomina Karajew – Kiedy profesor spojrzał na wydobytą płytę – był wprost zszokowany.

Dom rodziny Karajewych został zbudowany w 1918 roku, a do 1914 w tym miejscu znajdowała się kuźnia. Płyta od tamtego czasu leżała w tym samym miejscu.

Kiedy dorosłem – opowiada Karajew – zacząłem się interesowac tą sprawą. Doszedłem do wniosku, że kamień ten nie jest zwyczajną rzeczą. Występujące na nim pasma nie są dziełem przyrody. Niezwykle wytrzymały – można na nim drwa rąbac, a śladu na nim nie zostanie. A jeśli go umyc – będzie wyjątkowo błyszczał! .

To nie jest produkt „Made In China”

28 lipca 1999 roku profesor wszedł w posiadanie pierwszej płyty ze spisu Wachruszewa. Miała następujące wymiary: metr długości na metr szerokości oraz 16 centymetrów grubości. Waga – powyżej tony. Została przetransportowana ciężarówką na Uniwersytet Baszkirski.

- Pierwsze wrażenie u wszystkich którzy po raz pierwszy zobaczyli płytę było jedno – to mapa – wspomina profesor. Powstał pomysł, że może ona dotyczyc chińskich imigrantów. To przecież w południowych Chinach sztuka kartografii rozwinęła się najszybciej na świecie. Ale chińscy uczeni nie przyznali racji tej hipotezie.


By fundacjanautilus at 2009-05-30

To przecież mapa Baszkirii!

Czuwyrow i jego współpracownicy zaczęli z pietyzmem odmierzac elementy graficzne znajdujące się na płycie. Natrafili na stale powtarzający się kąt o rozmiarze 56 stopni.

- A to przecież szerokośc na jakiej leży Ufa – mówi profesor – Teraz właśnie znajdujemy się na tej szerokości geograficznej.

- Oczywiście – kontynuuje Czuwyrow – nie wszystkie szczegóły map współczesnej i antycznej odpowiadają sobie. Przecież oblicze Ziemi zmienia się z czasem. Ale nie na tyle, aby nie pozostało możliwości porównania. Na przykład małe zmiany zaszły na Wyżynie Ufimskiej od jej południowej strony. Na kamiennej mapie znaleźliśmy je bez trudu. A od strony Kanionu Ufimskiego – uskoku skorupy ziemskiej (na płycie wyglada jak duża głęboka szczelina) biegnącego od dzisiejszego Sterlitamaku – pozostał jedynie ślad. Wcześniej kanion był głęboki na 2-3 kilometry i szeroki na 3-4 kilometry. Później znacznie się zmniejszył. Dokonaliśmy pomiarów geologicznym i znaleźliśmy jego ślad, tam gdzie powinien się on teoretycznie znajdowac.

Ufimski kanion został „zlikwidowany” przez płyty tektoniczne, które napierały od wschodu. Dobrze wiadomo, że te zmiany miały miejsce 5 milionów lat temu. Czyli mapa na pewno nie może być młodsza.


By fundacjanautilus at 2009-05-30

Konsternacja w sztabie generalnym.

- Czy zwracaliście ze swoimi hipotezami do kartografów?
- Skierowaliśmy prośbę do Wojskowo-Topograficznego Zarządu Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Rosji – wyjaśnia Czuwyrow. Fotografia satelitarna interesującego nas miejsca została wykonana dzięki pomocy Anatolija Karpowa, któremu jesteśmy za to niezwykle wdzięczni. Na kopię kamiennej płyty nanieśliśmy punkty reperowe (Górę Czesnokowską i miasto Sterlitamak) i dokonaliśmy porównania zdjęcia satelitarnego z wyobrażeniami na płycie. Wszystko się zgodziło!

Posiadamy odpis z dokumentu Sztabu Generalnego z 1 grudnia 2007 r. podpisanego przez Naczelnika Zarządu generał-majora Walerija Fiłatowa: „Zgodnie z Waszą prośbą przeanalizowaliśmy posiadane materiały w celu identyfikacji powierzchni przedstawionej na kamiennej płycie. Zostały dokonane prace związane z badaniami archeologicznymi. Na zadane pytanie odpowiadamy następująco: na powierzchni płyty jest wyobrażony relief, całkowicie odpowiadający południowo-zachodnim rejonom Pogórza Baszkirskiego, z niewielkimi odchyleniami biegu arterii rzecznych wymienionego rejonu”.

- Kiedy otrzymałem rezultaty badań, nie wierzyłem własnym oczom – wspomina generał-lejtnant Fiłatow – pomyślałem – my chyba jednak nie pochodzimy od małpy. Raczej zostaliśmy „zasiani” z kosmosu.
- My też byliśmy w szoku – mówi Czuwyrow – cała okolica, którą sfotografowali wojskowi z kosmosu, w przybliżeniu 150 na 100 kilometrów kwadratowych – jest widoczna na starej kamiennej mapie w skali 1:100 000. To zbyt fantastyczne…
Według profesora, szczegóły topograficzne zostały naniesione na płytę za pomocą specjalnego mechanizmu. To jest nie takie proste do wykonania, nawet przy obecnej technice.
Aby wykonac taką mapę należy dokonac ogromnej ilości obliczeń, do których potrzebne są potężne komputery. Fotografie satelitarne też są niezbędne. Ale i to nie pozwala na przedstawienie dna rzek. A na płycie są one pokazane nie mniej szczegółowo niż inne miejsca.

- Wygląda na to, że miliony lat temu nad Ziemią latał ktoś, kto dysponował niezwykłe zaawansowaną technologią – konkluduje Czuwyrow – długo nie mogliśmy oswoic się z tą myślą….

A tymczasem rozpoczęły się pielgrzymki do kamienia. Ludzie przyjeżdżali, aby się mu pokłonic. Wierzący widzieli w nim zakodowany Koran lub Biblię. Studenci prosili o dobre oceny na egzaminie; dziennikarze zagraniczni robili filmy.
Rosyjskie media ograniczyły się do przekazania informacji o „kosmitach, którzy nawiedzili Baszkirię”. Płyta została nazwana „Czandarskim znaleziskiem”, „Mapą Boga”, „Płytą Czuwyrowa”.

Muszelka nie kłamie

- Ile lat może mieć ta mapa? – pytam z ogromną ciekawościa.
- Szukaliśmy odpowiedzi wykorzystując wszystkie znane obecnie metody określania wieku obiektów historycznych – węglową, uranową, potasowo-argonową. Obecnie próbujemy kolejnych – wyjaśnia badacz. – Ale wszystkie te metody dają rezultaty przybliżone i obarczone błędami..Na przykład, jeśli płyta przez długi czas leżała pod lodem lub też na gorącej pustyni, to wyniki analiz chemicznych mogą nie dac prawidłowych rezutaltów. Analiza płyty metodą potasowo-argonową została przeprowadzona w katedrze chemii Instytutu Mineralogii Eksperymentalnej Rosyjskiej Akademii Nauk przez akademika Wilena Żarikowa (zmarł w 2006 r.). Na tej podstawie określono wiek płyty na - 420 milionów lat!

- Rezultat jaki ja osiągnąłem jest znacznie skromniejszy – kontynuuje Czuwyrow – w płycie zachowały się drobne skamieniałości – Dwa typy muszelek. Jeden - Ecculiomphalus princeps – pojawiłą się 80 milionów lat temu, druga - Navicopsina Chelot – wymarła 65 lat temu. Widac, w tym przedziale czasowym powstała nasza kamienna mapa.
A kiedy przystąpiono do badania struktury kamienia – znowu nie obyło się bez szoku – jego częśc została sztucznie wykonana.

Antyczne nanotechnologie

- Analiza struktury kamienia pokazała, że technika prehistorycznych „dzieci” była na granicy fantastyki. W płycie znaleźliśmy elementy, które nie występują w przyrodzie. Żeby wykonac strukturę tak twardą i wytrzymałą, należy posiadac zaawansowaną w najwyższym stopniu technologię.

To nie są gołosłowne twierdzenia. Wszystkie analizy zostały wykonane w laboratorium Baszkirskiej Akademii Nauk, która posiada nowoczesną aparaturę wartą miliony dolarów. Takiej aparatury nie posiada nawet Państwowy Uniwersytet Moskiewski. Udało nam się ustalic, że płyta składa się z trzech warstw. Pierwsza warstwa – 14-centymetrowa jest szaro-zielona. Dolomit nie posiada domieszek kwarcu (piasku). I to jest bardzo dziwne. Przecież dolomit to skała osadowa, naszpikowana piaskiem. Czystego w przyrodzie nie spotyka się. Obecnie nie ma i nigdy nie było zakładów przemysłowych trudniących się oczyszczaniem dolomitu z piasku.

- To chyba podstawa całej konstrukcji – uważa profesor – dlatego też ta skała jest żaroodporna i odporna na promieniowanie. Chociaż nie posiada zbyt wysokiej twardości. Ale dolomit został utwardzony kolejną warstwą o grubości 1,5 – 2 cm z materiału podobnego do szkła obsydianowego. Z bardzo drobnymi ziarnami.
- A co to oznacza?
- To oznacza, że materiał został przygotowany z pomocą nanotechnologii. Posiada dokładnie taką mikrostrukturę jak spawy tytanowe o najwyższym stopniu twardości, dla wykonania których obecnie jest wykorzystywana nanotechnologia. Co ciekawe, to właśnie na tę warstwę naniesiono obraz. Trzecia warstwa o grubości 1 milimetra to biała porcelana. To znowu musiało zostac wykonane w sposób sztuczny..
- Jak według pana, została wykonana ta mapa?
- Przypuszczalnie na początku, dla przetestowania, wykonano masę i przygotowano relief ze szczegółami topograficznymi. Następnie doszło do obróbki chemicznej i termicznej. Potem naniesiono cienką warstwę białej porcelany i ponownie poddano działaniu wysokiej temperatury.


Swietłana Kuzina, foto: Walery Szachow i Oleg Rukawicyn

z rosyjskiego tekstu tłumaczyła JMZ FN


By fundacjanautilus at 2009-05-30





Tekst: Fundacja NAUTILUS
Źródło:
http://kp.ru/

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » ndz maja 31, 2009 3:02 pm

Zaginiona cywilizacja - Atlantyda


Antarktyda - odkryta dopiero w 1820 roku, jest piątym pod względem wielkości kontynentem i według znawców przedmiotu, w swojej większej części wciąż pozostaje nie zbadana. Jak twierdzą Flem-Athowie oraz coraz większa grupa badaczy, głęboko pod lodowcem Antarktydy pogrzebane są dowody istnienia cywilizacji, która niegdyś rządziła światem.
Była to piękna, zamieszkana przez naród żeglarzy kraina, z zaawansowaną technologią, monumentalną architekturą oraz wspaniałą stolicą. Zbyt doskonała, żeby przetrwać.
Kiedy ludzie rozpoczęli pogoń za pieniędzmi, stracili niewinność, a wtedy gwiazdy przesunęły się na niebie i słońce zaczęło świecić pod innym kątem. Trzęsienia ziemi wstrząsały krainą, a wulkany wypluwały z siebie gorące strumienie lawy. Na koniec woda zalała spaloną ziemię i na zawsze starła ją z mapy ziemi.
Dwadzieścia lat poszukiwań
Oto opis mitycznej Atlantydy przekazany przez Platona, greckiego filozofa, w 400 r p.n.e. Dzisiaj, pod dwóch tysiącach lat od momentu, w którym opowieść Platona zaczęła dręczyć ludzkość wizją raju utraconego, Ran i Rose Flem-Ath - małżeństwo z Kanady - zebrali dowody wskazując na to, że owa mityczna cywilizacja rzeczywiście mogła istnieć. Próba rozwikłania tej starożytnej zagadki zajęła im dwadzieścia lat i zawiodła z rodzinnego domu Nanaimo, koło Vancouver aż do czytelni British Museum w londynie. To właśnie tam nastąpił przełom w poszukiwaniach Flem-Athów. Porównując współczesną wiedzę ze starożytnymi manuskryptami i mapami, udało im się znaleźć dowody na poparcie swoich hipotez. Doszli do wniosku, że w 10 000 r p.n.e. cywilizacja Atlantydów została pogrzebana przez lodowce Antarktydy.
Według Platona Atlantyda została zniszczona przez kataklizm w 9600 r p.n.e. Historycy datują zaś narodziny współczesnej cywilizacji na co najmniej 1000 lat później. Flem-Athowie nie byli pierwszymi historykami, którzy uznawali wpływy zmian geologicznych na różnicowanie się kultur. Motyw potopu, który zalewa i zmazuje z powierzchni ziemi całe krainy, obecny jest w przekazach tak różnych ludów, jak Sumerowie i amerykańscy Indianie. Wspomina o nim również judeochrześcijańska Biblia.
Odrzucenie starych hipotez.
Flem-Athowie odrzucili starą teorię, głoszącą, że Atlantyda znajduje się na dnie oceanu Atlantyckiego albo Morza Śródziemnego. Zastanawiali się nad innymi możliwościami. Punktem wyjścia stała się dla nich ogłoszona w 1953 roku teoria amerykańskiego geologa Charlesa Hapgooda, uznana za interesującą przez samego Alberta Einsteina.
Według Hapgooda narastająca czapa lodowa na biegunach, stając się z czasem coraz cięższa, niejako ściąga skorupę ziemską, podobnie jak skórkę od pomarańczy. Nazwał to zjawisko przemieszczaniem się skorupy ziemskiej. "pańska teoria zrobiła na mnie duże wrażenie i uważam, że ma pan rację", napisał Einstein w liście zachęcającym Hapgooda do dalszych badań. Również wstęp do napisanej przez Hapgooda książki "Ruchoma skorupa Ziemi" wyszedł spod pióra twórcy teorii względności. Obecnie zjawisko odkryte przez Hapgooda naukowcy nazywają dryfującymi kontynentami, albo płytami tektonicznymi. Tylko, że według geologów szybkość, z jaką takie masy mogą się przemieszczać, nie przekracza 16 km na milion lat. Hapgood uważał, że jest ona znacznie większa. Jego zdaniem skorupa ziemska, może przesunąć się nagle i bez ostrzeżenia, tak szybko, że całe kontynenty mogły zniknąć bez śladu.
Ucieczka w góry
Jeżeli rzeczywiście 10 000 lat temu istniała już rozwinięta cywilizacja, to jest możliwe, że potrafiła ona przewidzieć nadchodzącą katastrofę i przygotować się do ewakuacji. A nawet jeśli nie, to nie jest wykluczone, że część jej przedstawicieli zdołała przeżyć kataklizm, ratując się ucieczką w góry, tam gdzie nie sięgały fale zalewające ich ziemie. Tak wysokie, zamieszkane rejony ziemi to okolice jeziora Titicaca w Andach albo góry Tajlandii i Etiopii - z tych właśnie rejonów pochodzą ślady najstarszych kultur rolniczych, datowane na okolice 9600 r p.n.e. Państwa Flem-Athów zaintrygowała zbieżność dat. Przypomnijmy, że Platon określił datę zagłady Atlantydy na rok 9600 r p.n.e. Czyżby więc znajomość uprawy roślin przekazana została innym rosom przez ocalonych Atlantydów.
Zagadkowe mapy
Jeżeli przyjmiemy, że część Atlantydów przeżyła katastrofę, to niewykluczone, że udało im się zabrać ze sobą fragmenty swojego świata. Być może to właśnie jakaś część tych przedmiotów wpadła w ręce Piri Reisa, tureckiego admirała, w 1513 roku. Być może korzystając właśnie z ich planów morskich sporządził on swoją mapę. Jej prawdziwe znaczenie stało się jasne dopiero, kiedy mapa Piri Reisa znalazła się na biurku Hapgooda w 1956 roku.
Zastanowiło go, w jaki sposób na mapie z 1513 roku mogło się znaleźć wschodnie wybrzeże Ameryki Południowej, nie mówiąc już o Antarktydzie, którą odkryta dopiero w 1820 roku. Wysłał więc mapę do ekspertów z Lotnictwa Stanów Zjednoczonych (USAF). Eksperci byli zszokowani. Porównując mapę Reisa z geologiczną Antarktydy pokazującą zarys pokrytego lodem lądu, zauważyli, że obie mapy są prawie identyczne.
"Pozwala to wysnuć wniosek, że linia brzegowa została narysowana zanim ląd pokrył się lodem.", stwierdza raport USAF, "Czapa lodowa w tym rejonie ma obecnie grubość mili. Nie potrafimy wyjaśnić, w jaki sposób pogodzić takie dane ze stanem wiedzy geograficznej w 1513 r."
Wówczas Hapgoodowi udało się zdobyć jeszcze jedną "niemożliwą mapę" - sporządzoną w 1531 roku kopię mapy Oronteusza Fineusza. Można na niej znaleźć całą Antarktydę, z wyraźnie zaznaczonymi szczegółami, takimi jak góry, równiny i rzeki. Wszystkie szczegóły zgadzały się zarówno ze współczesnymi planami Antarktydy, jak i z tym, co 2 000 lat wcześniej pisał o Atlantydzie Platon. Prawdziwość map nie budzi wątpliwości. Oryginalne plany, te na których wzorowane były obie zachowane mapy, musiały zostać narysowane przez ludzi, którzy osiągnęli poziom cywilizacyjny porównywalny z obecnym. Taka cywilizacja mogła się zaś rozwinąć jedynie w warunkach klimatycznych sprzyjających wzrostowi populacji. Gdyby przesunąć Antarktydę 3 200 km na północ od okręgu polarnego, to znalazłaby się ona w strefie klimatycznej, gdzie możliwe jest wyżywienie i rozwój społeczeństwa.
Powiązania z Egiptem
Istnienie zaawansowanej technologicznie cywilizacji już przed 10 000 rokiem p.n.e. rzucałoby nowe światło na zagadkę monumentalnych budowli w różnych miejscach świata, których pochodzenie wciąż nie jest ostatecznie wyjaśnione. Między innymi chodzi tu o zbudowane prawdopodobnie przez Majów i Azteków miasta w Ameryce Południowej. Być może korzystali oni z wiedzy przekazanej im przez ocalałych z pogromu mieszkańców Atlantydy?
Podobnie można by wyjaśnić zagadkę egipskich piramid, których budowa wymagała wszak ogromnej wiedzy technologicznej. Najnowsze badania archeologiczne wykazały, że słynny Sfinks jest znacznie starszy, niż dotychczas uważano. Jego twarz ucierpiała bowiem najbardziej wskutek ulewnych deszczy padających ponad dziesięć tysięcy lat temu. Jak to możliwe, skoro według naszej wiedzy cywilizacja starożytnego Egiptu powstała dopiero około 4000 roku p.n.e.?
Związki między starożytnym Egiptem a Atlantydą zdaje się potwierdzać również rozmieszczenie piramid. Naukowcy odkryli, że ich układ jest dokładnym odwzorowaniem fragmentu układu gwiazdozbioru Oriona.
Nie takiego, jaki można zaobserwować dzisiaj, lecz takiego, jaki był w 10 450 roku p.n.e. Układ gwiazd widzianych z Ziemi zmienia się bowiem z roku na rok w związku z tym, że kąt nachylenia osi ziemskiej ulega wahaniom. Pełny cykl ruchu gwiazd na firmamencie trwa 2600 lat.
Nadchodząca zagłada
Wspomniane wahania kuli ziemskiej powodują również przesunięcia biegunów magnetycznych. Średnio co 500 000 lat pola magnetyczne zamieniają się i odwracają pozycję biegunów magnetycznych. Ostatnia zmiana miała miejsce 780 000 lat temu, zatem jak twierdzą naukowcy, wkrótce możemy się spodziewać następnej.
Jak się wydaje, zmiana biegunów następuje nagle i może powodować niemal wszystkie rodzaje kataklizmów, od masowej zagłady zdezorientowanych gatunków po całkowite rozchwianie warunków klimatycznych. Według niektórych teorii to właśnie zmiana biegunów jest odpowiedzialna za największe przesunięcia skorupy ziemskiej - między innymi mówi o tym teoria Hapgooda.
Pytanie brzmi: czy jesteśmy obecnie w lepszej sytuacji niż starci z powierzchni ziemi przez straszliwy kataklizm Atlantydzi? Odpowiedź może przynieść tylko czas.
http://antyklerykalna.w8w.pl/nauka/atlantyda.htm

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » ndz maja 31, 2009 3:17 pm

A teraz wypowiedź osoby która uważa się za potomka atlantydów który pamięta co tam się działo/potomkami chyba jesteśmy wszyscy tylko mało kto pamięta/
Atlantydzkie klimaty
W niniejszym artykule będzie mało na temat tego, co się zdarzyło na Atlantydzie. Znacznie więcej zaś o tym, jakie są tego skutki.

Stanąłem przed kasą PKP w kolejce po bilet. Za chwilę kolejka rozrosła się do dużych rozmiarów. Znalazło się w niej kilkanaście osób. Kupowałem bilet z rezerwacją, co zajęło trochę czasu. Wreszcie jedna z kolejkowiczek z niecierpliwością podeszła do kasy i zażądała, żeby szybciej wydawać bilety, bo zaraz wjedzie pociąg. Kasjerka odparła, że obok jest całkiem pusta kasa. Nikt nie zareagował, więc pomyślałem, że nie dosłyszeli. Uprzejmie przekazałem informację o wolnej kasie do stojących w kolejce, na co usłyszałem: “jak pan taki mądry, to czemu sam pan tam nie stanął?” I … nikt się nie ruszył. Ludzie denerwowali się coraz bardziej, więc podszedłem do drugiej kasy i pokazałem: “tu siedzi kasjerka, która nie ma nic do roboty”. I znów prawie żadnej reakcji. Prawie, bo kilka osób popatrzyło na mnie z pogardą wydymając usta: “tyyy, myślisz, że nas zrobisz w h…? My nie tacy głupi, żebyś z nas sobie robił jaja!”

Powiało klimatem atlantydzkim. Jednak nie wszyscy byli aż tak mądrzy i doświadczeni przez życie. Starsza pani z końca kolejki rozejrzała się, czy nikt nie podchodzi, by ewentualnie zająć opuszczone przez nią miejsce i ruszyła sprawdzić, czy rzeczywiście kasa jest wolna. Ucieszyła się i zamówiła bilet. Za nią podeszły jeszcze dwie starsze osoby. Ale młodzi nie dali się “wyrolować” starym zgredom. Nawet nie próbowali się ruszyć z zajętych wcześniej i zapewne należnych im miejsc w kolejce.

Powiało klimatem Atlantydy… Jak bardzo trzeba upaść, by życzliwość zacząć postrzegać jako próbę ośmieszenia, czy zrobienia w jajo naiwnych? Jaką trzeba mieć samoocenę, by bać się życzliwości i z tego powodu unikać lepszych, korzystniejszych rozwiązań? Czyż nie to zgubiło Atlantów?

Zajmijmy się teraz Atlantydą, a to dlatego, że wiele osób właśnie w tym temacie się pogubiło. Niektórzy nawet nie są w stanie dostrzec, że było jeszcze coś przed nią. Permanentne nawalenie i obłęd inicjowania się wszystkich przez wszystkich, uczyniły swoje i zablokowały świadomość na tysiąclecia. Wszyscy tam ćpali i hipnotyzowali się nawzajem, ale nie pamiętają, po co to czynili, ani z jakimi treściami oraz intencjami! A przecież odpowiedź na te pytania jest zasadnicza dla naszego uwalniania się. Zamiast zadać sobie te pytania, niektórzy szukają winnych, sami wybielając siebie. W swoich oczach nie znajdują winy i czują się w porządku. Muszą tylko wreszcie znaleźć kogoś, kto ich oszukał. Jednak w ich oczach ten ktoś wydaje się nikim. Głupkiem czy szaraczkiem bez znaczenia. A jednak mającym na nich tak poważny destrukcyjny wpływ, że aż się wyć chce z rozpaczy! Ich wyobrażenie o swej wyjątkowej wartości nie pozawala im zaakceptować, że ktokolwiek mógł mieć nad nimi przewagę! Dlatego nie potrafią się rozprawić ze swymi obciążeniami. Mają coś od NIKOGO! I są przekonani, że nie przyjęliby niczego od KOGOŚ. Duma im nie pozwala, by się do tego przyznać, że ktoś ich mógł podejść, przechytrzyć.

A kto ich oszukał? Weźmy pod uwagę fakty: istoty, które jeszcze pamiętały i przejawiały blask swej chwały z czasów, gdy były bliżej Boga, nie mogły – ot tak, po prostu – uwierzyć, że coś z nimi nie tak. Z innymi, owszem, ale nie z nimi! Nie mogły przyznać się do błędu, a tym bardziej zaakceptować, że mogły – ze swą inteligencją i świadomością(!!!) – paść ofiarami innych. Duma świetlistych istot, znajdujących się ongiś tak blisko Boga, nie zanikła tak łatwo, jak ich moce duchowe. Mogą mieć samoocenę na poziomie dżdżownicy i unikać wykorzystania mocy, ale duma zawsze ich rozdyma. I nie pozwala dostrzec swych intencji i słabości.

“Ludzie tak nie mają”. Aby poczuć się dobrze, wiele owych upadłych istot fantazjuje ujmując innym i przydając sobie. Żeby było śmieszniej, nie oceniają jakości tego, co sobie przypisują. Ważne, że to im daje jakieś poczucie wyjątkowości. Przykład prosty: cudzą głupią hipnozę niektórzy uznają za swoje wielkie osiągnięcie. Bo albo wstydzą się przyznać do swej głupoty, albo czują się lepszymi, gdyż udało im się ukraść przeciwnikowi jego inicjacje! Zauważenie, jak działa ten mechanizm, nastręcza trudności, ponieważ ich umysł do dziś dnia jeszcze nie wytrzeźwiał.

Teraz pora przyznać się, jak na spowiedzi, co kto może mieć ode mnie w podświadomości na temat Atlantydy. Dobrze pamiętam końcową fazę istnienia tej kultury i atmosferę, która tam panowała. Narodziłem się z misją uratowania tych osobników przed samozniszczeniem, a w związku z tym usiłowałem realizować reformy. To nie były moje pomysły, lecz element misji, z którą tam się pojawiłem. Tym niemniej, widzę, że mogłyby one uratować tę społeczność, gdyby udało się choć trochę zmienić intencje tych nieszczęśników. A na to miałem mały wpływ. O to zresztą do dziś toczy się walka. Tyle, że ci, co walczą, muszą ruszyć z kopiami na wiatraki, ponieważ kiedyś powiedziałem do tych, z którymi walczyłem o dusze Atlantów, by sobie je wzięli i dali mi święty spokój. To się powiodło. Ale tylko do czasu, kiedy zaczęli przychodzić na sesje ludzie, którzy mają do odreagowania Atlantydę. Mój udział w uwalnianiu ich od astralu atlantydzkiego został potraktowany jako kontynuacja walki o dusze. A zależne dusze żywych są potrzebne tym z Atlantów, którzy przebywają od tamtego czasu w astralu i potrzebują świeżych dostaw energii.

Zaręczam, że nikogo wbrew jego woli, nie zamierzam im zabierać. Niech czczą swych idoli! Niech ich zasilają swą energią szerząc wokół (chciałem powiedzieć) “miłość” z wiadomym skutkiem. Niech dalej pozwalają się opętywać! Ja to przeżyję, tak, jak przeżyłem niejeden kataklizm w dziejach. Przed ewakuacją w astral wszyscy zainteresowani przeszli odpowiednie inicjacje. Ich częścią jest opinia na temat mój i moich zwolenników – pomocników. Przecież sam nie byłbym w stanie zrealizować niczego z planowanych reform! Na dodatek część tych, którzy mieli mi pomagać, poszła za szaleńcami, którzy obiecywali raj po śmierci.

Opinia zakodowana w hipnozach inicjacyjnych brzmi: “Nigdy, przenigdy nie wolno uwierzyć w wersję wydarzeń wg Leszka (nie pamiętam, jakie wówczas miałem imię). Wszystkie nieszczęścia wzięły się – oczywiście – z prób reformowania Atlantydy i jej kultury. Było to tak wielkie nieszczęście, że wszyscy poczuli słuszny gniew i przymus opuszczenia tego świata, który nagle stał się okropny i wrogi!”.

Rewolta była kierowana częściowo przez osobniki, które chciały uchronić Atlantów przed nieuchronnym kataklizmem, z którym kojarzyły im się moje rządy. Za ich plecami ukrywali się ci, którzy właśnie takiego rozwiązania sobie życzyli. I udało im się zmanipulować niezadowolonych tak, że uczynili właśnie to, przed czym chcieli uchronić siebie i swych najbliższych!

Ale kto dziś się przyzna, że padł ofiarą podstępu i że tak naprawdę ma swój udział w zniszczeniu tego pięknego miejsca? On przecież był tylko pewien, że opuszczając Ziemię wraca do raju, albo że wybiera się do lepszego świata, w którym na jego drodze nie staną już żadne przeszkody, gdzie wszystko poddaje się woli. Ten lepszy świat, to oczywiście świat astralny, gdzie nie ma materii i ciał fizycznych, gdzie one już nikogo nie ograniczają i nie krępują. Wydawało się, że warto się tam wybrać i już nigdy nie wracać.

Atlanci uczynili to tak chytrze, że nie pozostawili po sobie ciał. A to dlatego, że pewna część upadłych aniołów – właśnie tych, które miały misję ratowania życia Atlantów – wcale nie wyleciała w powietrze wraz z Atlantydą. Kierujący puczem doskonale wiedzieli, że aby się przed nimi chronić, trzeba było unicestwić ciała! A to dlatego, by uniemożliwić ożywienie ich przez specjalne zabiegi! (Niektórzy do dziś potrafią sprowadzić duszę do martwego ciała). To miało zagwarantować im święty spokój i uniemożliwić kolejne inkarnacje. Obietnicą było wieczne życie w raju… astralnym, gdzie ciało w niczym nie przeszkadza (bo go nie ma) i gdzie można kreować sobie wszystko, czego tylko dusza zapragnie. A najważniejsze i najwspanialsze jest w nim to, że nie ma w nim miejsca dla atlantydzkich reformatorów!!!

Podoba ci się? No właśnie. Jak się podoba, to znaczy, że jeszcze nie znasz ceny, jaką za to złudzenie zapłaciłeś. To znaczy, że nie rozpoznałeś i nie uwolniłeś swych samobójczych skłonności. Prawdopodobnie nadal zasilasz swych astralnych idoli, którzy cię w to wciągnęli. I masz pretensje do zupełnie kogo innego. Tak właśnie działa przekierowanie uwagi w umiejętnie wykonanej hipnozie. Nie twierdzę, że usiłowałem objąć władzę na Atlantydzie z czystymi intencjami. Misja mnie zobowiązywała do tego, by tak uczynić nie licząc się z kosztami i środkami na zasadzie “cel uświęca środki”. Obietnice nagrody też były niczego sobie, tylko… okazało się, że nie do spełnienia, bo moja nagroda wybrała “szczęście wieczne” w astralu, byle tylko nie trafić w moje ręce. Byłem więc po wielokroć zawiedziony i czułem się winny. Aż wreszcie sobie to odreagowałem.

Dopiero w obecnym życiu dowiedziałem się, jak przebiegła była atlantydzka opozycja, która przede mną – chyba jako jedynym – ukrywała fakt przyjmowania nauk o życiu “tam”, udzielanych przez przybyłego zza oceanu Proroka – Czcigodnego Starca. Jego istnienie i pobyt na terenie Atlantydy utrzymywano przede mną w najgłębszej tajemnicy. Są jednak tacy, którzy “pamiętają”, że ja byłem jego pomocnikiem i do dziś mam z nim wspólne źródło mocy. Toż to prawdziwy horror! Nigdzie nie widać wyjścia! Pozostaje tylko umrzeć z nadzieją na wolność absolutną.

Pamiętam to szaleńcze przekonanie: “śmierć jest ostateczną gwarancją mojej wolności”. “Bóg mógł mnie stworzyć, ale ja mam potężniejszą moc, bo mogę się zniszczyć. Takiego wała, Boże! Ha, ha!” I właśnie o to chodziło tworzącym tę chorą wizję “lepszego życia” w zaświatach! Myślę, że dzięki chytremu zabiegowi przedstawiania mnie jako wspólnika Czcigodnego Starca nikt nie mówił mi o proroku, bo sądził, że ja wiem o nim dużo więcej i był przekonany, że nie życzę sobie rozmów na ten temat. Może nawet bano się, że będę karał zdrajców wyjawiających sekret? Ale nie pojmuję, dlaczego prawie nikt nie zauważył zasadniczych różnic między tym, co on głosił, a co ja mówiłem. Pewnie byli zbyt nawaleni i zasłuchani w swój wewnętrzny narkotyczno – hipnotyczny głos?? Mistrzowie jogi nie na darmo twierdzą, że stajesz się tym, co spożywasz (w sensie wibracji).

Niektórzy podczas sesji przypominają sobie, że bardziej im pasowało to, co mówiłem, ale większość była zdecydowanie przeciw, więc uznali że większość zna prawdę, a mnie się musiało strasznie pomieszać!

Podczas kataklizmu i zaraz po nim Atlanci dzielili się na dwie grupy. Ci przebiegli, którzy znali prawa rządzące w świecie astralnym, zawczasu przygotowali sobie akumulatory energii, które miały ich zasilać po śmierci. Wiedzieli bowiem, że nie da się dłużej przebywać w świecie astralnym bez zasilania energią pobieraną od żywych. Niektórzy wykorzystani przez nich jeszcze dziś pamiętają, jak czuli się dumni i wybrani, jak bardzo potrzebni, i jaki głęboki sens nadawało ich życiu zasilanie duchów atlantydzkich. Niektórzy nadal nie widzą w swym życiu i istnieniu niczego lepszego i cenniejszego. Są szczęśliwi, kiedy uda im się posłać w kosmos choć trochę energii (są najczęściej przekonani, że to miłość). Czują się dowartościowani w roli wołów roboczych zasilających atlantydzkie duchy. I wierzą w obietnice wspaniałej nagrody!

Ci, którzy mieli nadzieję żyć wiecznie w swym astralnym raju bez znajomości praw rządzących światem astralnym i beż żywych akumulatorów energii, okazali się zawiedzeni mizernymi skutkami kataklizmu. Nieświadomi podstępu trochę pobyli w świecie astralnym, po czym musieli się inkarnować. A inkarnowali się najczęściej z misją zasilania energią tych, którzy pociągnęli ich do katastrofy! Ich nowe wcielenia nie były zbyt piękne i przyjemne. W wyniku środków użytych do zniszczenia ciał, zaczęli się odradzać jako prawie niezdolne do życia potwory. A spotykając mnie wielu z nich było przekonanych, że to moja sprawka, że to ja się tak na nich zemściłem. Mieli przecież wmówione w hipnozie, że mają reagować na mnie albo panicznym strachem, albo pragnieniem dokonania morderstwa. Ale przyczyna ich nędznych inkarnacji była inna. Otóż energia wybuchu atomowego niszczy nie tylko ciała fizyczne. Uszkadza również ciało astralne. To dlatego po wybuchach w Hiroszimie i Nagasaki na świecie znów rodziły się dzieci nie przypominające ludzkich istot, lub poważnie uszkodzone.

Jak zawsze, kogoś trzeba było obwinić, a właśnie nadarzył się taki, który się czuł winny, bo nie uratował Atlantów przed wykreowanym przez nich samych kataklizmem. A ja naprawdę, bardzo się tym przejmowałem. Inkarnowanie się w ciałach potworków trwało kilka wcieleń. Potem nabyły one cech astralnych (psychicznych) gatunku, w jakim się inkarnowały, czyli zazwyczaj ludzi. Podobno wielu wybrało wcielanie się w delfiny.

Inni z Atlantów bojąc się panicznie inkarnacji opętywali ludzi, w związku z czym tracili wiarę w moc swej woli. Musieli się bowiem godzić na to, że opętane przez nich ciała “miały swoją wolę”, że kierowały ich tam, gdzie ciągnęły je silne emocje i pożądania. Z jednej strony wydawało się im, że sytuacja jest komfortowa (bo kto inny narażał się na kary za decyzje i działania opętujących), a z drugiej – ograniczało możliwości decydowania, bo trzeba było się godzić na “wolę ciała”, która bywała sprzeczna z wolą opętującego. Ten mechanizm wielu odnowiło z czasów, kiedy pierwszy raz postanowili doświadczyć życia w ciele. A nie mając własnych ciał, musieli opętać ciała innych istot. Była to więc powtórka z rozrywki.

Prawdą jest, że żadna istota nie może wiecznie przebywać w świecie astralnym. Im bardziej opiera się przed inkarnacją, tym trudniej ją znosi. Dlatego istoty, które długo opierały się przed wcielaniem się, czują się bardzo zbuntowane i zagubione, bo świat się zmienia, a ich wyobrażenia o nim pozostają daleko w tyle.

Kiedy chcemy sobie wyobrazić, jakie nastroje panowały na Atlantydzie, warto obejrzeć kilka filmów dokumentalnych o przywódcach III Rzeszy, o ich ideologii i fascynacji magią. Klimat psychiczny był podobny. Ponieważ jednak wiele z istot zamieszkujących wcześniej Atlantydę nie akceptowało życia w ciele, tudzież “niższych” gatunków, to nabawiło się poważnego pomieszania umysłowego i psychicznego. Ponadto pragnienie odtwarzania po-atlantydzkiego raju wymagało ćpania, a to powodowało tylko pogarszanie się stanu umysłu i jakości karmy, a także powodowało pogłębienie nieprzytomności. To, oczywiście, musiało zaowocować poważnymi zaburzeniami i chorobami psychicznymi. Jednak ich korzenie tkwią na Atlantydzie.

Warto tu wspomnieć, że psychiatrzy często spotykają się u swych pacjentów z “rzekomymi” wspomnieniami z Atlantydy. Ja bym nie był przekonany, że są one rzekome. Wspomnienia z Atlantydy pojawiają się również u osób rozwijających się duchowo. Często są one mętne lub wypaczone. Często powodują, że osoba będąca na dobrej drodze, zawraca z niej i zaczyna się zajmować zasilaniem astralu w różne energie. A Atlanci, którzy tam przebywają, potrzebują wiele energii cierpienia, bólu, ale też i płytkich stanów medytacyjnych. Najważniejsza dla nich jest różnorodność silnych emocji!

Być może i ty czujesz się powołany, żeby bronić Atlantów, którzy mieszkają w astralu, by ich zasilać i służyć im. Być może, że nie widzisz innego sensu życia, jak rozwój duchowy, by do nich dołączyć. Oni przecież wydają się tacy świetliści, potężni, niezwyciężeni! I mają taką moc kreacji. I może nawet wierzysz, że kreacja jest możliwa tylko w świecie astralnym, a kto ma nad nim władzę, ten może wszystko?

Zdaj więc sobie sprawę z tego, że to tylko mrzonki i urojenia. Świat nie kończy się na astralu, a realną władzę nad nim ma tylko ten, kto opanował siebie. Opanowanie siebie, to poznanie swoich możliwości i uwolnienie od ograniczeń. A sztuka kreacji nie polega na tworzeniu krzyżówek słonia z mrówką. Prawdziwa kreacja jest możliwa, kiedy poznajemy i akceptujemy bożą mądrość, miłość i moc. Ale ona nie ma nic wspólnego z klimatami atlantydzkimi i ze świadomością “potężnych” magów atlantydzkich.

Wątpliwości? No to przypomnij sobie, że drzewo poznaje się po owocach.
Efekt wieńczy dzieło.
A jakież to dzieło stworzyli żywi bogowie z Atlantydy?

http://www.ezosfera.pl/leszek/artykul/134
I coś bardzo istotnego :Podczas kataklizmu i zaraz po nim Atlanci dzielili się na dwie grupy. Ci przebiegli, którzy znali prawa rządzące w świecie astralnym, zawczasu przygotowali sobie akumulatory energii, które miały ich zasilać po śmierci. Wiedzieli bowiem, że nie da się dłużej przebywać w świecie astralnym bez zasilania energią pobieraną od żywych. Niektórzy wykorzystani przez nich jeszcze dziś pamiętają, jak czuli się dumni i wybrani, jak bardzo potrzebni, i jaki głęboki sens nadawało ich życiu zasilanie duchów atlantydzkich. Niektórzy nadal nie widzą w swym życiu i istnieniu niczego lepszego i cenniejszego. Są szczęśliwi, kiedy uda im się posłać w kosmos choć trochę energii (są najczęściej przekonani, że to miłość). Czują się dowartościowani w roli wołów roboczych zasilających atlantydzkie duchy. I wierzą w obietnice wspaniałej nagrody! -budzi to pewną refleksję z niedawnej historii tego forum.

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » ndz maja 31, 2009 6:05 pm

ZAGINIONE CYWILIZACJE - LEMURIA, ATLANTYDA I AGARTA




Jakoż od dawna interesowała mnie tematyka zaginionych cywilizacji, postanowiłam sięgnąć do różnych książek, aby zgłębić ten temat. Mimo dużych możliwości dzisiejszych czasów, a mam na myśli w szczególności Internet, postanowiłam sięgnąć do książek, które wydają mi się źródłem bardziej stabilnym aniżeli Sieć, w której z reguły można znaleźć mnóstwo króciutkich wzmianek, nie wystarczająco rozwijających tą tematykę.

Dawno, dawno temu… nie, może zacznę inaczej. Jeden z mitów opowiada, że gdzieś na zachodnim morzu znajdowała się wyspa o nazwie Atlantyda, której mieszkańcy mogli poszczycić się najbardziej rozwiniętą magiczną kulturą. Przed ponad dwoma tysiącami lat (dane są różne, w zależności od ich źródeł) Atlantyda na skutek katastrofy przyrodniczej zatopiła się w morskich odmętach w czasie jednej nocy i jednego dnia. Pierwsze konkretne informacje o Atlantydzie znajdują się w dziełach greckiego filozofa Platona, który powołuje się na starsze relacje egipskich kapłanów. Mimo wielu badań, nie można do dziś naukowo wyjaśnić, czy Atlantyda rzeczywiście istniała, czy nie. Według niektórych teorii ten kontynent nie znajdował się – jak się ogólnie przypuszcza – na zachód od afrykańskich wybrzeży (zgodnie z tym poglądem byłyby to Azory, Madera i, ewentualnie, Wyspy Kanaryjskie – ostatnie górskie szczyty tego kontynentu), lecz zatopiło go Morze Północne. Są także opinie, które mówią, że opowiadanie o Atlantydzie informuje o katastrofie wulkanicznej, która zniszczyła Wyspę Santorę na Morzu Egejskim.
Przekaz historyczny był owocem magicznej wiedzy mieszkańców Atlantydy. Przyczyną jej upadku było coraz większe skorumpowanie i nadużywanie tej wiedzy. Pewne siły skierowały mieszkańców wyspy przeciw sobie i w końcu spowodowały zagładę. Ludzie ci wywierali prawdopodobnie wpływ na pewne obszary położone po obu stronach Oceanu Atlantyckiego, tam gdzie znajduje się dzisiejsza Ameryka Środkowa, w Irlandii i zachodniej Wielkiej Brytanii, dalej w kraju Basków i – może to dla nas najważniejsze – w dzisiejszym Egipcie. To właśnie tam szukali ucieczki ci, którym udało się przeżyć katastrofę, aby rozpocząć wszystko od nowa z pomocą swej magicznej wiedzy. Mogłoby to stanowić odpowiedź dla dzisiejszych egiptologów na dotąd nie wyjaśnione pytanie: Dlaczego kultura egipska powstała tak nagle, właściwie z niczego, i dlaczego utrzymała się przez tysiąclecia w tak stabilnej formie?
Gdy weźmiemy pod uwagę byłe „kolonie” Atlantydy, odkryjemy wiele wspólnych cech, na przykład porównując Amerykę Środkową i Egipt. Celtycka kultura Irlandii i Wielkiej Brytanii jest na pozór tak różna od kultury wschodniej części Morza Śródziemnego, ale wykazuje mimo wszystko pewne paralele. Wystarczy porównać cykl podań ludowych o Królu Arturze i rycerzach Okrągłego Stołu z historią o Chrystusie i Jego Dwunastu Apostołach.

Jeśli chodzi o wschodni przekaz historyczny, nie ma tam żadnego źródła, jasnego punktu wyjścia jak np. Platon dla Atlantydy. Musi on być rekonstruowany i składany – podobnie jak mozaika – z małych cząsteczek, które odnajdują się w różnych źródłach. Suma daje następujący wniosek: na północnym obszarze Himalajów poniżej pustyni Gobi znajduje się szeroko rozprzestrzeniony system jaskiń, niejako podziemne królestwo. Zamieszkują je mędrcy i wtajemniczeni, którzy kiedyś żyli na powierzchni ziemi, ale z powodu ciągle zwiększającej się liczny ludności lub – według innej wersji – na skutek wielkiej katastrofy na pustyni Gobi przenieśli się do świata podziemnego. Wtajemniczeni wykorzystywali szczególną kosmiczną energię, która umożliwiła im zbudowanie i udoskonalenie podziemnego królestwa. Nazwało się ono Agarta, a jego centrum stanowiło tajemnicze miasto Szambala. Z Agarty wychodziła siec podziemnych chodników rozprzestrzeniających się po całej Ziemi. Istniało także podziemne połączenie między Atlantydą i Agartą.

W pewnym, oczywiście ściśle tajnym miejscu, te chodniki sięgały powierzchni Ziemi – przede wszystkim w Himalajach. Należy tu wymienić pałac Potala Dalaj Lamy w Lhasie. Jaskinie te tworzą więc niejako bramy, przez które obecnie mędrcy z Agarty i mieszkańcy Ziemi mogą się kontaktować. Agarta ze swoim podziemnym miastem Szambala to także królestwo tajemniczego „Króla Świata”.

Inne źródło informuje, że na przestrzeni wieków wtajemniczeni z Agarty rozbili się na dwie grupy i oddzielili się od siebie. W podziemnej sieci jaskiń na różne sposoby wykorzystywali tajemniczą kosmiczną siłę. Ten szczegół oznacza prawdopodobnie to, co we wschodniej ezoteryce nazywane jest drogą czarnej i białej magii.

Na pozór tradycje Atlantydy i Agarty są tak różne, ale jednak zawierają mnóstwo wspólnych cech. Oba przekazy historyczne dają wyraz wysoko rozwiniętej magicznej tradycji. Atlantyda zatonęła w morskich falach, Agarta zaś powstała dzięki wtajemniczonym, którzy zeszli pod powierzchnię Ziemi. Nie oznacza to, że prastara nauka przepadła na wieki. Są szanse, że będzie powtórnie odnaleziona, ale może tyko fragmentarycznie i nie w czystej formie. W tradycji mającej swój początek w Atlantydzie odbywa się to poprzez mozolne poszukiwania istniejących jeszcze śladów i poszlak, które zawiera zachodnia ezoteryka. W przypadku Agarty wtajemniczenie prawdopodobnie bardzo rzadko i tylko w sposób utajony wchodzą od czasu do czasu w osobisty kontakt z wybranymi ludźmi. Interesującym szczegółem jest to, że obie nazwy rozpoczynają się na literę „A”, która w ezoteryce symbolizuje prapoczątek.

Relacje o Atlantydzie i Agarcie można rozpatrywać w dwojaki sposób. Z magicznego punktu widzenia można zaakceptować jako istniejące realia. Pozostaną one realiami, nawet jeśli nie są nimi z archeologicznego punktu widzenia.
Atlantyda zatonęła w falach oceanu i przez to bezpośredni kontakt stał się niemożliwy. Dlatego musimy zwrócić się ku miejscu, które najprawdopodobniej doprowadzi nas do początków – do owego „A”, które oznacza dla zachodniej ezoteryki Atlantydę. Miejscem tym jest, jak już powiedziano, stary Egipt. Nie ma chyba takiego kraju, który by tak uskrzydlał fantazję zachodniej ezoteryki, zachodniej cywilizacji, jak stary Egipt. Nie zawdzięczamy tego wyłącznie gigantycznym starym budowlom, piramidom lub staremu Sfinksowi, o którym mówi grecki pisarz Plutarch, że symbolizuje tajemnicę wiedzy ezoterycznej.

Chciałabym poruszyć jeszcze jedną wśród naprawdę wielu teorii związaną z historią Atlantydy, zaginionego lądu, który jak się sądzi – istniał w odległych czasach na Oceanie Atlantyckim, a później i ląd, i powstała na nim cywilizacja uległy zagładzie, znajduje się również pogląd, że Atlantyda miała swoją poprzedniczkę. Była to Lemuria, inaczej zwana MU. Tak, więc Lemuria jest właściwie starsza niż Atlantyda. Początkowo była połączona z Gondwaną i Australis (podział ten odnosi się do wczesnego okresu jurajskiego) oraz z obecnymi południowymi Indiami. Podczas jednak gdy Indie zniknęły w głębinie morza światowego, wyłoniła się Lemuria, tworząc kontynent, który rozciągał się od Madagaskaru do Malediwów. Później miała się Lemuria jeszcze bardziej powiększyć i powstało na niej ogromne państwo. Druga część Gondwany stała się Ameryką Południową. I tutaj trzeba powiedzieć o czymś wielce interesującym: pomniki cywilizacji, która dawno temu uległa zagładzie, nazywane są MU od licznych znaków, nadal istniejących a wyrytych w glinie i kamieniu. Owe znaki przypominają te nieliczne ślady, jakie pozostały po Lemurii.

Cywilizacja stworzona przez mieszkańców Lemurii również uległa zagładzie, a pierwsi Atlantydzi uważani są za Lemurian, których bardziej zaawansowana sfera psychiczna umożliwiała gwałtowny rozwój ewolucyjny i w jego konsekwencji przyspieszenie wszystkich form życia na planecie. Osobiście spotkałam się również z teorią, iż mieszkańcy Lemurii, a po nich również Atlantydzi, posiadali znaczną wiedzę naukową, zwłaszcza w dziedzinach takich, jak mechanika, chemia, fizyka i psychologia, Znana im była elektryczność i energia atomowa, potrafili posługiwać się laserami i innymi źródłami spójnych wiązek światła. Do ich największych osiągnięć badacze zaliczają wykorzystanie energii słonecznej, znali olbrzymie odbijające światło kryształy. Największy z nich przechowywano w Świątyni Słońca. Kult Słońca i Światła pojawia się w większości teorii na temat zaginionej cywilizacji. Wiele z nich mówi też o posiadających magiczną siłę kryształach.

http://www.dragonsblood.za.pl/atlantyda.htm

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » śr cze 03, 2009 4:35 pm

Publikujemy artykuł autorstwa Ellen Lloyd, pisarki i badaczki tajemnic przeszłości oraz zjawiska UFO. Czy istnieją dowody na to, że pozaziemscy "bogowie" przeprowadzali na Ziemi eksperymenty genetyczne, których wynikiem jest powstanie gatunku ludzkiego? Przeczytajcie koniecznie!

W zamierzchłej przeszłości pozaziemscy "bogowie" przybyli z planety w dalekiej galaktyce. Przybyli na Ziemię zakładając tu cywilizację i tworząc człowieka współczesnego. Poinstruowali go w sprawach nauk ścisłych zbudowali cywilizowany świat. W Starym i Nowym Świecie cywilizacje powstawały i upadały, jedna po drugiej. Pewnego dnia opuścili nas, aby być przez ludzi czczonymi jak bogowie. Obiecali jednak powrócić i dotrzymali tego. Moi czytelnicy nie będą zaskoczeni tym oświadczeniem. W końcu moja książka "Voices from Legendary Times" ("Głosy legendarnych czasów"), oparta jest na teorii mówiącej o starożytnych astronautach, zaś większość z moich pism skupia się na prehistorycznych wizytach pozaziemian.

STWORZYLIŚMY WAS - PRZYBYWAMY Z KOSMOSU

Człowiek od zawsze marzył o wszechświecie. Planety i gwiazdy fascynowały ludzkość od zarania dziejów. Jeśli nasze statki pozwolą nam pewnego dnia w przyszłości wyjść poza granice naszego układu słonecznego, czy nie będziemy następnie podróżować, aby zachwycać się pięknem obcych światów?
Zapewne na jednej z owych planet postaramy się stworzyć ludzką kolonię. Dlaczego jest tak trudno rozważyć obiektywnie możliwość mówiącą, iż nasza planeta była w zamierzchłych czasach odwiedzana przez istoty z drugiego końca galaktyki? Ponieważ Kosmos jest domem wielu inteligentnych istot, logiczne jest założenie, że Ziemia w czasach prehistorycznych mogła zostać odwiedzana przez rożne ich gatunki. Przybywali na tą planetę, tworzyli ludzkość i walczyli pomiędzy sobą a także z przedstawicielami innych rodzajów. Przekazali człowiekowi wiedzę na temat np. astronomii, matematyki, metalurgii, rolnictwa itp. Owe niebiańskie istoty przywracały planetę do życia po każdym kataklizmie. Ich wiedza była tak potężna zaś siły tak wielkie, że z czasem ludzie zaczęli traktować je jako swych "bogów".

Ci, którzy nie są zaznajomieni z teorią o starożytnych astronautach, często pytają: czy istnieje jakikolwiek dowód na odwiedziny kosmitów w starożytności? Odpowiedź brzmi twierdząco. W rzeczywistości nasi niebiańscy "bogowie" zostawili po sobie ślady rozrzucone po całej planecie. Wszystko, co musimy wykonać, to przeanalizować dowody. Rozczarowującym jest jednak fakt, iż naukowy establishment pozostaje niezwykle skostniały w swych doktrynach. Nowe odkrycia oraz alternatywne teorie, które kontrastują oraz kładą nacisk na przyjęte koncepcje, nie są mile widziane. Jest to wielki problem dla tych z nas, którzy szukają prawdy o pochodzeniu człowieka oraz tożsamości naszych "bogów". Niebezpieczne odkrycia, jakie zagroziły ortodoksyjnej orientacji historycznej zwane są fałszerstwami lub są odsuwane na bok, i umieszczane z dala od oczu społeczeństwa. Pomimo postępu naukowego w wielu dziedzinach jaki miał miejsce ostatnio, można odnieść czasem wrażenie, że nie uda nam się wyjść z tego ciemnogrodu zamierzchłych czasów.

STAROŻYTNI BOGOWIE A INŻYNIERIA GENETYCZNA

Jeden z największych przełomów w ostatnich latach dokonał się na polu inżynierii genetycznej. Dziś ludzie udoskonalili ją i zdolni są stworzyć klony, które oddychają, myślą i zachowują się podobnie do nas. Debatowano zaciekle nad tym, czy jest to postępowanie etyczne, czy nie. Sondaże wykazują jasno, że większość osób jest zdecydowanie przeciwna genetycznym manipulacjom, ale nie jest to sprawa o największym znaczeniu. Ważny jest fakt, iż udowodniliśmy, że my jako ludzie jesteśmy w stanie stworzyć nowe życie. Ten wniosek wiedzie nas automatycznie do kolejnego wysoce ważnego i kontrowersyjnego pytania. Czy ludzie mogą tworzyć nowe formy życia? Czy cała rasa ludzka nie może być sama w sobie produktem genetycznej interwencji, której dopuściły się istoty pozaziemskie stojące na wysokim poziomie?

DNA - DRZEWO ŻYCIA?

Nasze DNA zawiera klucz do tajemnicy pochodzenia człowieka. Nasi przodkowie mawiali: "Bogowie przybyli z nieba i dali początek ludzkości". Na całym świecie istnieje wiele wersji mitu o stworzeniu, wszystkie zaś traktują o ludziach z nieba, którzy w odległej przeszłości przybyli na naszą planetę i "zasiali" życie.

Czy starożytni "bogowie" mogli stworzyć współczesnego człowieka?

DNA - drzewo życia. Czy zawiera klucz to tajemnicy pochodzenia ludzkości?
Mogli, ponieważ byli doskonałymi naukowcami i posiedli wiedzę nie tylko na temat lotów kosmicznych, astronomii, rolnictwa czy medycyny, ale także inżynierii genetycznej. Nie powinniśmy zapominać, że obca inżynieria genetyczna oferuje rozwiązanie nagłej zmiany w ludzkim DNA i wyjaśnia pojawienie się Homo sapiens.

Starożytni przybysze poprzez manipulacje udoskonalali istniejące gatunki zwierząt. Przyczyniło się to do stworzenia prymitywnych, poprzedzających nas form człowieka. Owe formy, jak np. Neandertalczyk, homo erectus czy człowiek z Cro-Magnon są wczesnymi okazami genetycznych eksperymentów. Nasza planeta służyła jako genetyczne laboratorium dla tych, którzy aktywni byli tutaj w przeszłości.

Czy jest to wynikiem eksperymentów obcych bogów? Zgodnie z licznymi starożytnymi świętymi pismami, mitami i legendami, obcy kilkakrotnie próbowali stworzyć inteligentne istoty. Pozaziemscy "bogowie" stworzyli wiele ludzkich ras na przestrzeni różnych epok. Niektórymi z nich byli giganci, na jakich ślady napotykamy w świętych pismach czy mitologiach ludów całego świata. Słowo "nefilim" wspomniane w "Biblii" jest przykładem genetycznego stworzenia "upadłych aniołów", grupy istot z kosmosu, które przeciwstawiły się Jahwe, ich przywódcy. (Więcej na ten temat w artykule: "Giganci - Wynik starożytnej broni" - wkrótce na łamach NPN).

Sfinks o głowie człowieka. Widzimy go na zdjęciu po prawej. Czy to kolejny dowód na eksperymenty genetyczne w dawnych czasach? Niektóre z genetycznie zaprojektowanych istot posiadły ogromną wiedzę swych "boskich" twórców oraz długie życie, będąc niemalże tak potężnymi, jak oni.

W różnych mitycznych opisach często natrafiamy na ślady nieśmiertelnych bogów. W oczach ludzi ich niezwykła długość życia mogła być porównywalna z nieśmiertelnością. Nie wolno zapominać, iż rasy ludzi, które powstawały wcześniej, żyły znacznie dłużej niż współczesne gatunki. Klasyczne przykłady odnaleźć można w "Biblii". Adam - pierwszy z ludzi, żył ponoć 930 lat, drugi z patriarchów, Set, przeżył 912 lat, Enosz 905 lat, Kenan 910, Mahaleleel 895 lat, Jared 962, Henoch żył jedynie 365 lat, po czym zabrał go "Jahwe", Matuzalem żył 969 lat zaś Lamech 777. Noe, który uszedł powodzi, dożył 950 lat.

"Popol Vuh" - święta księga Majów Quiche, opowiada historię pozaziemskich bogów, którzy przybyli na ziemię po czym, jak mówi i "Biblia", zaczęli tworzyć człowieka na swe podobieństwo. Jednak stwarzanie ludzkości nie było jednorazową procedurą, ale ciągłym procesem, powtarzanym kilkakrotnie w długim okresie czasu.

Historia o stworzeniu opisana szczegółowo w "Popol Vuh" mówi, iż współczesny człowiek jest wynikiem interwencji genetycznej naszych pozaziemskich przodków. Księga podaje, iż stworzone istoty nie miały rodziców. Czyżby więc pierwsi ludzie byli pierwszymi "dziećmi z probówki"?
Istnieje wiele interesujących starożytnych dowodów rozrzuconych po całym świecie, dzięki którym możemy mieć wgląd w prawdziwą naturę antycznych bogów oraz ich przesłań pozostawionych dla przyszłych pokoleń.

WYZWANIE DLA ORTODOKSYJNEJ NAUKI

Naiwnym byłoby oczywiście twierdzenie, że obcy z kosmosu odpowiedzialni są za stworzenie ludzkości, jeśli teoria ta wspierałaby się jedynie na starożytnych mitach kosmogonicznych. Są one jedynie znaczącym elementem w tej fascynującej mozaice, która odsłania prawdę o pochodzeniu człowieka i naszym związku z kosmosem. Zagadkowe znaleziska pokazują nam jasno, iż przeszłość człowieka jest znacznie bardziej kontrowersyjna, niż ta prezentowana w historycznych księgach. Faktem jest, że teoria ewolucji zawiera oczywiste i liczne błędy. Owa kłopotliwa teoria spowodowała postawienie wielu istotnych pytań. Dobrze wiadomo, że ewolucja wskazała, że jest procesem wyjątkowo powolnym. Wyewoluowanie zabiera gatunkom miliony lat, zaś w przypadku człowieka współczesnego była to kwestia jedynie tysiącleci, nim osiągnął on wysoce zaawansowany poziom intelektualny. Ewolucja nie wyjaśnia zwiększonej pojemności czaszki człowieka, ani dziwnych skamielin współczesnego człowieka odkopywanych na całym świecie. Znaleziska te datowane są na okres, gdy na ziemi panowały prehistoryczne zwierzęta. Istnieje dowód wskazujący, że ludzie podobni do nas zamieszkiwali Ziemię już 55 mln lat temu. Tak, ludzie i dinozaury mogli żyć obok siebie! Szczegóły znajdziecie w moim artykule "Człowiek przed Adamem w Wielkiej Brytanii" a także w "Voices from Legendary Times", gdzie omawiam pomyłki teorii ewolucji.



Olbrzym wykopany w County Antrim w Irlandii. Posiadał 6 palców na prawej stopie. Eksponat wystawiono w Dublinie oraz Manchesterze, potem słuch o nim zaginął (fotografia pochodzi z magazynu " British Stand", 1895). Jest to cecha charakterystyczna olbrzymów. Druga Księga Samuela wspomina: "I jeszcze jedna odbyła się walka w Gat. Pokazał się tam człowiek wielkiego wzrostu, który miał u każdej ręki po sześć palców i po sześć palców u każdej nogi - razem dwadzieścia cztery palce. Pochodził on również od Rafy. Kiedy urągał Izraelitom, zabił go Jonatan, syn Szmei, brata Dawida." (2 Sam. 21:20).*

Co można powiedzieć o szkieletach gigantów, które odkopywane były w różnych częściach świata? Znaleziono szkielety ludzi o wzroście ponad 5 metrów, pochodzące sprzed 300.000 lat. Dlaczego pozostałości ludzi o gigantycznych rozmiarach są odkrywane, pomimo że oficjalnie tacy ludzie nie istnieli? Dlaczego władze tak często decydowały się zakopywać odkryte szkielety wraz ze znalezionymi przy nich przedmiotami? Jeśli kontrowersyjne znaleziska archeologiczne będą ukrywane, to nigdy nie dowiemy się prawdy o naszym pochodzeniu. Istnieje wiele odkryć archeologicznych, które nie pasują do tradycyjnego modelu prehistorii człowieka. Znaleziska te nie powinny być ignorowane czy systematycznie skrywane przed wzrokiem społeczeństwa. Ludzkie szkielety liczące miliony lat czy pozostałości olbrzymów, które odnajduje się na całym świecie, są śladami ludzi żyjących w dawnych epokach i opisanych w mitach.

Zgodnie z wiedzą Majów, Azteków, Inków, Hopi oraz według hinduskich i hebrajskich wierzeń, greckiej mitologii czy też innych tekstów ludów, które żyły na Ziemi na przestrzeni wieków czy cyklów. Każdy z minionych wieków kończył się z powodu kataklizmu, zaś pozaziemscy bogowie przywracali potem po raz kolejny życie na naszej planecie. Jak wyjaśniam w swojej książce, dowody jasno pokazują, iż stworzenie człowieka współczesnego nie jest wynikiem linearnego procesu ewolucji, ale raczej cyklicznego procesu tworzenia, inteligentnie nadzorowanego przez istoty stojące na wyższym poziomie - przez bogów.

Ellen Lloyd jest autorką książki "Voices from Legendary Times: We are a bridge between past and future", traktującej o związku między zaginionymi cywilizacjami, starożytnymi katastrofami kosmicznymi oraz wizytami istot pozaziemskich w przeszłości. Z wykształcenia jest matematykiem. Poświęciła 12 lat na badanie tajemnic starożytności, świętych pism oraz zjawiska UFO. Większa część jej badań skupia się na teorii mówiącej o starożytnych astronautach. Pani Ellen jest autorką wielu książek a także założycielką współpracującej z NPN strony UFOAREA. Obecnie pracuje nad swą drugą książką.

Autor: Ellen Lloyd.

Tłumaczenie: Piotr Cielebiaś.

OPUBLIKOWANE ZA ZGODĄ AUTORKI.

· Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, Pallotinum, Poznań 2002. (II Księga Samuela w przekładzie ks. Jana Łacha).
żródło:http://www.niewyjasnione.pl/IN%C5%BBYNI ... t8419.html

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » śr cze 03, 2009 7:02 pm

Grundman
Wysłana - 4 listopad 2006 18:14 [zgłoszenie]


--------------------------------------------------------------------------------
Co moge powiedzieć na podstawie pamięci przeszłych wcieleń. Hym... faktycznie inżynieria genetyczna była już w starożytności, była np na Atlantydzie (ale o kosmitach nic nie wiem). Na atlantydzie eksperymentowano z genetyką, z duchowością, z fizyką... Przperowadzano nawet brutalne eksperymenty na ludziach (porównyalne np z eksperymentami na ludziach w III Rzeszy). Byli oni cywilizacyjnie zaawansowani mniej więcej jak my teraz (może bardziej?) i przechodzili podobne problemy co nasza kultura dzisiaj - z badaniami genetycznymi (czasem odrażającymi!) i fascynacją zmienionymi stanami świadomości po narkotykach, na czele

fantomista
Treser Jaszczurów
Wysłana - 6 listopad 2006 11:26 [zgłoszenie]


--------------------------------------------------------------------------------
Grundman
ty to lubisz mnie wywoływać do odpowiedzi i wiesz, że będę się bronił.
I choć zawsze istnieje możliwość, że to ja się mogę mylić, to istnieje też inna alternatywa...
Byłem co najmniej dwukrotnie Atlantą: tuż przed drugim kataklizmem, a potem 12,5 tyś lat temu... Nic co opisujesz nie zgadza się z jakimikolwiek moimi informacjami, żadnych ćpunów czy eksperymentów na ludziach nie prowadziliśmy! To jakiś obłęd, powinienem do sądu iść o zniesławienie
Eksperymenty genetyczne i owszem prowadziliśmy, ale na sobie (!) nasza rasa była bardzo stara, mieliśmy problemy z rozmnażaniem i ginęliśmy !!! Usiłowaliśmy zapobiec najgorszemu, ale się nie udało
Ludzie byli zupełnie osobnym gatunkiem, kompletnie odmiennym genetycznie ,nie mogliśmy się krzyżować. Kontakt z ludzkością był ale dopiero gdy poszliśmy do ludzi by ich nauczać ! Bardzo wiele znanej dziś wiedzy pochodzi z tamtego czasu. Zostawiliśmy wam wiele pozostałości, ale nie potraficie tego rozpoznać choć stoją po dziś dzień.
Nigdy nie walczyliśmy z ludźmi, nigdy ich nie wykorzystywaliśmy. Jedyne co mogliśmy zrobić to przekazać tyle ile mogliśmy zanim odeszliśmy.
Nasza cywilizacja była starsza niż komukolwiek się to wydaje. Już 100 mln lat temu byliśmy na etapie który dziś osiąga ludzkość. O tak, byli i inni przybyli z zewnątrz, ale nie dotrawali, sami siebie zgładzili.
A co do olbrzymów. Może trzeba zacząć patrzeć na starożytne rysunki tak jak są narysowane - bogowie starożytności (Annunaki/Nefilim/Nordycy) byli/są olbrzymami dla ludzkości. Bo jak nazwać kogoś komu się sięga do pasa? Oni stworzyli ludzkość manipulując genetycznie z różnymi gatunkami hominidów. Stworzyli i kontrolowali od zawsze...

fantomista
Treser Jaszczurów
Wysłana - 14 grudzień 2006 09:26 [zgłoszenie]


--------------------------------------------------------------------------------
Thorgal
Jakżeście atlantami lub jakimiś innymi pradawnymi rasami byli to gadajcie: co się stało z atlantydą i jej mieszkańcami? gdzie jest obecnie atlantyda? jakie technologiczne nowości były wówczas odkryte? Jakie realne tajemnice stoją za tym wszystkim?

Pisałem już sporo w różnych tematach o tym, ale powtórzę się na życzenie

Atlanci to bardzo stary gatunek, jedyny inteligentny gatunek który w pełni samodzielnie wyewoluował na Ziemi. Początki początków ewolucji Atlantów sięgają blisko 500 mln lat wstecz. Około 100 mln lat temu osiągnęli nasz dzisiejszy poziom rozwoju. Nie chodzi tu jednak o rozwój techniczny, a inteligencję. W czasach nam bliższych powoli wymierają - jak każda stara rasa mają kłopoty z rozmnażaniem.
Zamieszkują zarówno Atlantydę jak i Lemurię dopóki ta nie zostaje skuta lodem. W różnych okresach istnienia gatunku musieli się przenosić wraz ze zmianą warunków klimatycznych. Atlantyda to ostatni kontynent przez nich zmeszkany od około 300 tyś lat. Zawsze powtarza się pytanie gdzie była Atlantyda? Tu mam prośbę, poczekajcie jeszcze trochę, to wszystko się wyjaśni w niedalekiej przyszłości i wszystko będzie można zweryfikować.
Pierwszy kataklizm na Atlantydzie ma miejsce ok.150 tyś lat temu - kontynent rozpada się na dwie części. Kolejny następuje ok. 45 tyś lat temu i pochłania połowę kontynentu. Ostatni kataklizm następuje ok. 30 tyś lat temu - następuje całkowita zagłada Atlantydy. O ile pierwszy kataklizm był w pełni naturalny, o tyle dwa kolejne juz nie zupełnie. W końcowej fazie istnienia gatunku zaczęły dziać się niedobre rzeczy. Nastąpiła polaryzacja poglądów i rywalizacja. Starcie dwóch przeciwstawnych obozów doprowadziło do dwóch kolejnych kataklizmów, a co za tym idzie z całkowitą zagładą kontynentu. Zagładę przewidywano i się na nią przygotowano.
Wielomilionowa populacja ewakuuje się na trzech pływających sztucznych "wyspach". Przez następne tysiąclecia Atlanci nie podejmują prób osiedlenia się gdziekolwiek. W ten sposób chcą aby kolejne pokolenia stale pamiętały o przyczynach katastrof i zagłady ojczyzny.
Atlanci stale próbują dokonać modyfikacji genetycznych aby zaradzić problemowi szybkiego spadku populacji. Kiedy staje się niemal pewne, że ich dni są policzone, postanawiają przekazać tyle wiedzy ile będzie można nowemu gatunkowi - ludziom. Odbywa się to za zgodą Annunaki. Atlanci, całkowicie pokojowo nastawieni do wszystkiego co żyje, nie stwarzają zagrożenia, a wręcz są podziwiani przez Annunaki za ich wiedzę i możliwości.
Trzy "wyspy" zostają skierowane na trzy kontynenty: Amerykę, Europę i Afrykę. Wielu wyrusza mniejszymi jednostkami i grupami w różne zakątki Ziemi (docierają nawet do Polski). Większość zostaje przyjęta jak "bogowie", niektórzy giną w spotkaniu z człowiekiem.
Atlanci nauczają wybrane grupy, przekazują wiele ze swej wiedzy, ale człowiek jeszcze nie jest w stanie zrozumieć wszystkiego. Atlanci zdawali sobie sprawę, że minie wiele tysięcy lat zanim człowiek osiągnie wystarczający poziom by zrozumieć dlatego postawili po sobie ślady które miały zainspirować człowieka do zadania sobie pytania kto, kiedy i jak to zbudował. Pozostawili też 12 miejsc z artefaktami i bibliotekami, tak zabezpieczonymi, by tylko człowiek o wysokim rozwoju naukowym i technologicznym mógł się do nich dostać, unikając w ten sposób zniszczenia zanim człowiek nie będzie zdolny odczytać przekazu.
Rok 10,5 tyś p.n.e. jest o tyle kluczowy, że sporo z budowli zostało celowo "zakotwiczonych" w tym czasie poprzez ukierunkowanie na gwiezdny kalendarz - miało to dać gwarancję, że ludzie przyszłości domyślą się, że nie są to zwykłe budowle. Giza jest tylko jednym z kompleksów który był oparty na "planie" nieba: połączenie Drogi Mlecznej, Lwa i Oriona.
Większość budowli powstała dzięki umiejętnościom Atlantów "tworzenia" materii (materializacji). W znacznym stopniu zależało to od indywidualnym zdolności jak i ilości zaangażowanych w tym osób. Ta "praca" wymagała wielkiego wysiłku.
Kompleks w Gizie oprócz "pomnikowego" przeznaczenia i ukrycia zarówno artefaktów jak i biblioteki 52 dysków, miał w tamtych czasach jeszcze funkcjonalne przeznaczenie. Wielka piramida dzięki swym właściwościom służyła także wzmacnianiu energii telepatycznej - wykorzystywano ją do komunikacji z innymi ośrodkami Atlantów na Ziemi. Zaginiony "czubek" wielkiej piramidy zrobiony ze stopu szlachetnych metali działał jak antena.
Ponadto komory piramidy gromadziły leczniczą energię. W zbiorniku "komory króla" energetyzowano wodę (rzadziej pożywienie) wykorzystywane w leczeniu.
Takich budowli/ kompleksów/miast na świecie było wiele. Polecam cykl peruwiański w Zagadkach Ludzkości, Teotitlan, Tiwanaku, Ankhor Wat, Yonaguni itd. żeby podać te najbardziej znane.
Atlanci uczyli wybrane grupy w różnych miejscach na świecie. Wiele z tej wiedzy zaginęło w mrokach dziejów, ale nie cała. Ocalały jednak jeszcze 4 grupy spadkobierców. Problem w tym, że są związani przysięgą, a nie ma kto ich z niej zwolnić.
Ostatni Atlanta zmarł ok. 6 tyś lat temu na terenach dzisiejszej Boliwii.
Atlanci choć nie byli ssakami, byli bardzo do nas podobni. Byli wyżsi (ponad 2 metry wzrostu) i żyli też średnio około 300 lat. Byli wegetarianami. Ciała swoich zmarłych palili.

Atlanci nigdy nie byli cywilizacją techniczną w naszym rozumieniu. Nie budowali fabryk, nie eksploatowali Ziemi tak jak my to robimy. Zawsze żyli w maksymalnej zgodzie z naturą i wszystko co potrzebowali do egzystencji było jak najbardziej naturalne. Nawet domy budowane były z elementów mineralnych "chodowanych" do założonych parametrów. Opanowali sztukę korzystania z energii uniwersalnej i przetwarzania jej z pomocą kryształów w każdy rodzaj energii niezbędnej do życia. Tą energią (całkowicie nieszkodliwą dla środowiska) potrafili nie tylko oświetlać i ogrzewać domy ale i napędzać pojazdy (pływające/latające). Cały okres rozwoju cywilizacji Atlantydy dla nas mógłby wyglądać jak bajka, utopia i coś niemożliwego w naszym świecie przemocy, gwałtu, brudu, wyzysku itd. itp. Atlanci byli bardzo wysoko duchowo rozwiniętą rasą. Od najmłodszych lat uczyli się aby opanować sztukę pracy z energiami. Wiedzieli czym są i potrafili rozmawiać ze Źródłem Wszechrzeczy. Współżyli z naturą w najlepszej z możliwych koegzystencji. Zrozumieli i opanowali bardzo wiele umiejętności które dla nas byłyby magiczne. Siłą woli i umysłu potrafili materializować rzeczy, zmieniać je, lewitować, porozumiewać się telepatycznie...
Sama Atlantyda to tylko końcowy etap Ich cywilizacji. Etap schyłkowy. Rasa zestarzała się genetycznie, coraz mniej rodziło się dzieci, populacja malała i stawało się jasne, że w stosunkowo "niedalekiej" przyszłości czeka ich wymarcie. Wtedy to coś zaczęło się psuć w całej tej sielance. Pojawili się tacy którzy zapragnęli władzy... Nie używano broni w naszym rozumieniu. Mając moc tworzenia ma się też moc niszczenia... Pierwsze starcie pochłonęło połowę kontynentu, drugie pogrzebało resztę na dnie oceanu. Uratowało się wielu Atlantów i podróżowali potem przez wiele wiele wiele lat po oceanach nie osiedlając się nigdzie na stałe. Chciano by tułaczka była wiecznym przypomnieniem tego do czego doszło na skutek żądzy władzy. Kiedy czas ich końca zbliżał się nieuchronnie postanowili rozdzielić się i przekazać ludziom tyle wiedzy i umiejętności ile tylko będzie możliwe, po to by pamięć o Nich nie zginęła.
Co niniejszym czynię...

http://www.niewyjasnione.pl/IN%C5%BBYNI ... t8419.html

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » czw cze 04, 2009 7:44 am

W poprzednim wpisie przedstawiłem wypowiedzi osób twierdzących że pamiętają swoje wcielenia na atlantydzie a nawet wcześniejsze-pozostawiam to bez komentarzy,ale jeden fragment wypowiedzi Fantomisty pasuje do informacji jakie ja otrzymałem odnośnie manipulacji genetycznych,otóż manipulacje te nastąpiły około 200mln lat temu-tak wynika z moich przekazów-a to jest okres w dziejach ziemi kiedy wyginęły dinozaury.Poniżej ciakawy film
http://www.youtube.com/watch?v=xSZEsveX-s4

Jak wyginęły dinozaury
Nie wiemy, kiedy dokładnie pojawiły się pierwsze dinozaury. Najstarsze znaleziska pochodzą z okresu między 200 a 220 milionów lat temu. Według nich możemy stwierdzić, że dinozaury żyły na terenie wszystkich dzisiejszych siedmiu kontynentach - nawet na Antarktydzie.

Wyjaśnienie powodów wyginięcia dinozaurów stwarza wiele problemów. Do dzisiaj właściwie nie wiadomo, co takiego się stało, że wymarły te wielkie gady lądowe. Pytanie jest tym bardziej zasadne, że nie pozostawiły po sobie żadnych potomków, podobnie jak pterozaury i gady morskie. Zasadnicza jednak różnica między tymi trzema grupami jest taka, że tylko dinozaury były tak zróżnicowane. Czy to możliwe, aby tak dobrze zapowiadający się szczep gadów poniósł całkowitą katastrofę po osiągnięciu sukcesu nie mającego równych w historii życia na Ziemi?
To właśnie stało się około 66 milionów lat temu.

Potencjał biologiczny
Paleontolodzy do dzisiaj szukają sprawców tej wielkiej tragedii dinozaurów. Mają nawet listę kilku podejrzanych, ale udowodnienie im winy może potrwać jeszcze wiele, wiele lat. Na tej liście jedno z pierwszych miejsc zajmują... same dinozaury. Przypuszcza się bowiem, że tak szybki i intensywny proces różnicowania i rozwoju dinozaurów spowodował nie mniej szybkie wyczerpywanie się tzw. potencjału biologicznego. Efektem tego była degeneracja (osłabienie) gatunków, które nie mogły już przystosować się do nowych warunków życia, jakie powstały na Ziemi pod koniec ery mezozoicznej.

Wulkany
Innym znaczącym podejrzanym jest wzmożona aktywność wulkanów w kończącym erę mezozoiczną okresie kredowym. W rezultacie ich wybuchów w atmosferze pojawił się kwas solny HCl, który podczas reakcji chemicznych zamienił się w chlor. Ten z kolei zniszczył warstwę ozonu, co doprowadziło do utworzenia się tzw. dziury ozonowej. Możliwe jednak, że oddziaływanie wybuchów miało inny charakter.

Ich wybuchom towarzyszyło wydzielanie do atmosfery znacznych ilości dwutlenku węgla CO2. Spowodowało to powstanie "efektu cieplarnianego" oraz znaczny wzrost temperatury powietrza, z czym nie mogły sobie poradzić dinozaury nie mające sprawnych mechanizmów utrzymania stałej temperatury ciała.

Procesy geologiczne
Winę za wyginięcie dinozaurów przypisuje się również procesom geologicznym, jakie zachodziły pod koniec ery mezozoicznej. Rozchodzeniu się kontynentów towarzyszyło podnoszenie się poziomu oceanów oraz zalewanie wielkich obszarów lądów - przede wszystkim nadbrzeżnych nizin, które zawsze były bardzo licznie zamieszkiwane przez dinozaury. Powstało wiele lokalnych mórz oddzielających niewielkie, izolowane fragmenty lądów. W tych warunkach dinozaury nie miały możliwości do dalszej ewolucji.

Rośliny
Przyczyną wymierania dinozaurów mogła być też... bujna szata roślinna. Aż do początku kredy we florze dominowały rośliny o delikatnych tkankach, z którymi dinozaury roślinożerne dobrze sobie radziły. Ale w kredzie rozpoczął się rozwój nowoczesnej, współczesnej szaty roślinnej. Bardzo licznie pojawiły się rośliny kwiatowe: drzewa, krzewy i rośliny zielne. Ich twarde tkanki- przede wszystkim liście- były już niedostępne dla dinozaurów, które nie mogły ich strawić. Wymieranie gatunków roślinożernych oczywiście musiało pociągnąć za sobą (i pociągnęło) zagładę dinozaurów drapieżnych.

Ssaki
Winą za katastrofę kopalnych gadów lądowych obarcza się również żyjące w ich cieniu ssaki. Co prawda były one przez całą erę mezozoiczną niewielkimi i nielicznie występującymi zwierzętami, ale w miarę upływu czasu ich znaczenie rosło. Nie stanowiły bezpośrednio zagrożenia, ale ponieważ część z nich była roślinożerna, stanowiły dla wielkich gadów konkurencję. Sytuację tych ostatnich pogarszał dodatkowo fakt, iż jako wielkie zwierzęta musiały żyć w dużym rozproszeniu. Tylko wówczas mogły na znacznym, zajmowanym przez siebie obszarze, znaleźć odpowiednią ilość pożywienia. Gdy zaczęły pojawiać się i dominować rośliny kwiatowe, ssaki były lepiej przystosowane do wykorzystywania tego rodzaju pokarmu i dlatego mogły przetrwać. One również, dzięki swojej stałocieplności były mniej wrażliwe na zmiany czynników atmosferycznych i to dawało im również wielką przewagę nad dinozaurami. Konkurowanie o pokarm to nie jedyny sposób, w jaki ssaki mogły wpływać na liczebność kopalnych gadów lądowych.

W grę wchodzi również ich drapieżnictwo oraz wszystkożerność. Oczywiście trudno sobie wyobrazić, aby niewielkie ssaki drapieżne polowały na kilkudziesięcio- lub kilkusetkrotnie większe od siebie dinozaury. Jeżeli jednak przyjmiemy, że niektóre z nich plądrowały znalezione przez siebie gniazda gadów i zjadały ich jaja, to wówczas nasze rozumowanie nabierze sensu. Nie byłby to wyjątek - podobnie zawleczone na Nową Zelandię szczury wytępiły wiele gatunków ptaków, które zakładały gniazda na ziemi.

Przybysz z kosmosu
Wszystkie wymienione dotychczas przyczyny zagłady dinozaurów łączy jedna cecha: zarówno zarówno zjawiska klimatyczne i geologiczne oraz konkurencja ze strony innych grup zwierząt i nieprzystosowanie do zachodzących zmian są czynnikami ziemskimi, powstałymi na Ziemi i na Ziemi oddziaływującymi. Ogrom katastrofy sprawia jednak, że przyczyn tragedii szuka się również poza Ziemią. Niektórzy usiłują dopatrzyć się związku z okresowo - co 26 milionów lat- pojawiającymi się w pobliżu naszej planety gwiazdami. Nie była to chyba prawdziwa przyczyna, bowiem katastrofa kosmiczna musiałaby doprowadzić do całkowitej zagłady życia i rozpoczęcia całej jego ewolucji na nowo. Możliwe jednak, że mniejsza kolizja kosmiczna spowodowała warunki, których nie mogły przeżyć dinozaury. Okazuje się bowiem, że przed 66 milionami lat na Ziemię, w pobliżu meksykańskiego półwyspu Jukatan, spadł lecący z prędkością 100 000 km/godz. wielki meteoryt o średnicy 10 km.

Jego upadek wywołał trzęsienia ziemi, burze i wielkie fale oceaniczne. Siła eksplozji była znacznie większa od wybuchu kilkudziesięciu bomb atomowych. Podczas tej katastrofy wzbiły się w powietrze wielkie masy pyłu. Te z kolei spowiły Ziemię całunem chmur, przez które nie docierały już do jej powierzchni promienie słoneczne. Klimat się ochłodził, po raz pierwszy w niektórych rejonach spadł śnieg, wymarło wiele roślin stanowiących pokarm dinozaurów. Tego nie mogły one już przeżyć.

Niska temperatura, śnieg i głód stopniowo doprowadziły te wielkie gady do całkowitej zagłady. Stało się tak między innymi i dlatego, że w czasie swojej długiej ewolucji dinozaury wyczerpały dane im przez naturę zdolności przystosowywania się do warunków środowiskowych. Była to cena, straszna cena za wiele milionów lat panowania i sukcesu ewolucyjnego.

Podsumowanie
Wymienione wyżej przyczyny nie wyczerpują długiej listy winnych zagłady dinozaurów, ale jedynie te mogą być poważnie brane pod uwagę. Nie jest wykluczone, że oddziaływał nie jeden, ale wiele czynników na raz i dopiero ich suma dała tak przerażający efekt. Być może jednak nigdy nie dowiemy się, co naprawdę wydarzyło się ponad 60 milionów lat temu.

http://dinozaury.ovh.org/index.php?id=z ... dinozaurow

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » sob cze 27, 2009 7:12 am

Standardowa wersja historii Sfinksa mówi, że zbudowany został on przez faraona Chefrena, który wzniósł w Gizie również swoją piramidę idąc w ślady swego poprzednika, Chufu, który rozpoczął budowę Wielkiej Piramidy jakiś czas wcześniej. Związek między piramidą Chefrena a Sfinksem jest „widoczny”, bowiem leży on niedaleko grobli, która łączy piramidę ze znajdującą się obok monumentu świątynią. Ponadto liczy się fakt, że piramida i wykuty w skale posąg leżą w jednej linii wzroku. Egiptolodzy, w tym Zahi Hawass, są przekonani, że Sfinks jest dziełem Chefrena, zaś odniesienie się do niego na tzw. Steli snów, która umiejscowiona jest między łapami posągu ma potwierdzać to przypuszczenie. Stela mówi jednak o śnie faraona Totmesa IV, w którym Sfinks za odkopanie go z piachu obiecał mu objęcie władzy.

Przez wiele lat wiek i tożsamość Sfinksa były przedmiotem ostrej debaty. Dla niektórych jest on o tysiące lat starszy od Czwartej Dynastii, za panowania której miał powstać. Wiele innych osób uświadamia sobie, że z oficjalną historią monumentu „coś jest nie tak”, jednakże trudno wskazać jednoznacznie o co chodzi. W debatę na ten temat włączył się także brytyjski pisarz, Robert Temple. Autor ten, mimo że szczyci się tytułem profesora, preferował dotąd tematy dalekie od konserwatywnych schematów i poglądów, przyglądając się takim kwestiom, jak np. wyrocznie czy zagadki starożytnego Egiptu. Jego najbardziej znane dzieło, „The Sirius Mystery” odnosi się do historii plemienia Dogonów i ich wiedzy na temat kosmosu, którą posiąść mieli z nieustalonego źródła.Tym razem postanowił rozpatrzyć historię Sfinksa.

W swej książce pt. „The Sphinx Mystery” („Tajemnica Sfinksa”) Temple twierdzi, że posąg pod obecną postacią istnieje względnie od niedawna. Jak twierdzi, pierwotnie (choć nie podaje konkretnych dat) miał on przedstawiać egipskiego boga, Anubisa. Mimo to książka, której podtytuł brzmi: „Zapomniane korzenie sanktuarium Anubisa” nie zawiera wiele odnośnie daty jego powstania lub też wymienionych korzeni. Zamiast tego autor wielokrotnie podkreśla, że zajmie się tym w następnej książce poświęconej początkom Egiptu. Sama książka momentami nie jest porywająca i z pewnością nie udziela odpowiedzi na najważniejsze związane z tematem pytania.

Mimo, iż spokojnie całe 600-stronnicowe dzieło Temple’a możnaby bez szkód dla czytelnika zmniejszyć o jedną-trzecią, nie oznacza to, że nie wnosi nic do tematu. Z pewnością na uwagę zasługują liczne historie oraz relacje o Sfinksie, których autorami byli przedstawiciele wielu kultur z przełomów wieków, którzy dostarczają nam zupełnie nowej perspektywy na jego historię widzianą oczyma człowieka XXI wieku. Prawdziwą tajemnicą Sfinksa nie jest jednak jego historia, lecz pochodzenie.

To, czy Sfinks przedstawia Chefrena czy też nie stało się w ostatnich latach kwestią poważnej debaty, w której Hawass starał się zachować istniejący status quo. Znane nam przedstawienia Chefrena na posągach ujawniają wiele różnic z twarzą Sfinksa, choć z pewnością dla wykonawców dzieła nie lada zadaniem było przeniesienie proporcji twarzy faraona na jego wyobrażenie powstające w skale w Gizie.

Całkiem nowe poglądy w kwestii Sfinksa wprowadził dr Wasylij Dobrew, który zajmuje się nim od 1987 roku (choć z drugiej strony można kwestionować fakt, że długość badań jest w tym przypadku najważniejszym czynnikiem). Początkowo sugerował on, że Sfinks może przedstawiać nie Chefrena a Chufu. Ostatecznie uznał, że cechy twarzy wskazują na Dżedefre – faraona, który wzniósł swą świątynię w Abu Ruwash, po której do czasów dzisiejszych niewiele się zachowało. Według uczonego wzniósł on posąg na cześć swego ojca, Chufu, jednakże teoria ta nie pasuje do faktu umieszczenia Sfinksa na jednej linii z Drugą Piramidą, nie zaś Wielką. Aby ominąć ten problem Dobrew zasugerował, że powinniśmy spojrzeć na profil Sfinksa (jak to ma miejsce na przedstawieniach postaci z hieroglifów), co wskaże nam w pewien sposób na Piramidę Cheopsa. Choć czyni to teorię nieco bardziej możliwą do przyjęcia, jasne jest, że w hieroglifach przedstawiano postaci z profilu, jako że były one dwuwymiarowym odzwierciedleniem trójwymiarowej rzeczywistości. Jeśli iść dalej tokiem rozumowania Dobrewa, powinniśmy na wszystkie egipskie posągi spoglądać z profilu, nie zaś od frontu. Jeśliby tak było, to również na wszelkie inne egipskie budowle należałoby patrzeć z boku…

Temple ma racje (choć nie zauważył tego jako pierwszy), że głowa Sfinksa jest nieproporcjonalna w stosunku do reszty jego ciała. Mówiąc krótko, jest za mała. Temple omija teorię, że mogło to wynikać z konieczności stworzenia pewnego wizualnego efektu, który widoczny byłby z pewnej perspektywy, co mimo wszystko nadal wchodzi w grę jako rozwiązanie. Według autora, ciało Sfinksa nie jest również typowo kocie. Lwy w pozycji leżącej mają zaokrąglone plecy a przedstawieniu króla zwierząt nie mogło brakować charakterystycznego ogona. Wiele sugeruje zatem, że Sfinks ma ciało psa, zaś wyobrażenie sobie głowy Anubisa osadzonej na takim ciele może sugerować, że takie właśnie były początki znanego nam monumentu.

Co więcej, patrząc na posąg Anubisa staje się jasne, że jego sterczące uszy i inne szczegóły pyska w przypadku przeróbki nie uszkodziłyby znacznych części posągu. Dlatego też Temple twierdzi, że jedyną przyczyną, dla której w okresie Średniego Królestwa przekuto figurę Anubisa w podobiznę króla była erozja. Temple zdaje się jednak omijać opowieść, na którą sam zwrócił uwagę w swej książce, bowiem Totmes IV również nakazał uszkodzić figurę, aby nigdy nikomu nie służyła podobną radą jak jemu.

Choć Temple nie daje wskazówek co do pochodzenia Sfinksa, John Anthony West zwraca uwagę na jedną z możliwości opierając się na obserwacjach francuskiego alchemika R.A. Schwallera de Lubicza mówiąc, że powstał on znacznie wcześniej niż się przypuszcza a jego pochodzenie może wcale nie być związane z egipską kulturą. Sugestia ta stała się filarem wielu popularnych teorii, kiedy geolog, dr Robert Schoch zasugerował, że po jednej stronie Sfinksa zniszczeń dokonała erozja. Używając modeli teoretycznych Schoch wskazał, że Sfinks pochodzi z VI-V tysiąclecia p.n.e., co czyni go i tak o jakieś 2000 lat za młodym by wpasować się w teorie o Atlantydzie czy innej zaginionej cywilizacji mającej istnieć dziesięć tysięcy lat przed naszą erą. Ostatnimi czasy Colin Reader, również geolog potwierdził, że okładzina Sfinksa jest silnie zerodowana, zaś on sam jest starszy niż pierwsza piramida, o czym świadczyć ma obecność kamieniołomu umiejscowionego za posągiem, z którego czerpać miano kamień do budowy Wielkiej Piramidy. Temple zwraca się z kolei do twierdzeń Schocha mówiąc, że pierwotnie posąg otaczała woda, ale to brawurowe twierdzenie może mieć także drugie oblicze. Autor wskazuje, że podczas gdy „Księga umarłych” nie wymienia Sfinksa, istnieją liczne odniesienia do Anubisa, co wskazuje na jego silną pozycję. Odnajduje on tam również odnośniki do „Anubisa ze wzgórza”, co według niego oznaczać ma posąg z Gizy. Nie udaje się jednak znaleźć dowodów na to, dlaczego Anubis miałby być otoczony wodą i znajdować się na niewielkiej wyspie. Wszystkie szczegóły dotyczące debaty związanej z wpływem erozji dokonanej przez wodę na Sfinksa świadczą o tym, że sprawa niebywale się rozrosła. Mimo to nikomu nie udało się określić, co się działo a co nie wokół posągu.

Sprawa ta kieruje nas do kolejnej kwestii. Dobrew zauważa, że grobla łącząca piramidę Chefrena ze świątyniami zostałą zbudowana wokoło Sfinksa, co znaczy, że istniał on tam już wcześniej. Każdemu, kto choć pobieżnie przestudiował charakter płaskowyżu w Gizie nasuwa się od razu, jak bardzo dziwna jest pozycja monumentu. Jest on mało widoczny nawet dziś, bowiem stajemy oko w oko z ruinami budowli, które kiedyś go otaczały. Ściany pobliskiej mu świątyni, jak i grobla, leżą po prostu za blisko, aby sprawiać pożądany efekt wizualny. Nawet jeśli odgrywał on funkcjonalną rolę w rytuałach, jakich dokonywano w Gizie, jasne jest, że powinien być w tym celu mniej otoczony przez budynki. Mówiąc krótko, „wielki plan” z Gizy wymagał pewnych założeń, które były trudne do spełnienia według oczekiwań. Problemy te nie musiały jednak oznaczać, że Sfinks już się wówczas tam znajdował. Problemem zaistniałych modyfikacji mogła być równie dobrze skała, z której powstał.

Jak już wspomniano, książka Temple'a zawiera wiele relacji przedstawicieli różnych kultur, którzy widzieli Sfinksa. Wskazuje to, że odkopany on został znacznie wcześniej niż się wydaje. Temple sugeruje bowiem, że nie odsłonięto go po raz pierwszy w 1817 roku, jednak dokonali tego wcześniej (częściowo) Francuzi na przełomie lat 1798/99. Ciekawa wydaje się być także dyskusja nad pracami konserwacyjnymi nad Sfinksem, które przeprowadził w 1926 roku Emile Baraize oraz do pewnego stopnia, Selim Hassan i w jaki sposób zniszczeniu uległo wiele dowodów.



Czy Sfinks rzeczywiście w przeszłości był posągiem Anubisa?

Temple twierdzi, że przed 1926 rokiem można było dostać się do podziemnej komory, do której prowadził pionowy szyb znajdujący się w ciele Sfinksa, który ukazują jeszcze dawne fotografie. Selim Hasan opisał nawet dwa szyby w „plecach” Sfinksa, z których jeden kończył się komorą grobową i zawierał jeszcze resztki sarkofagów.

Temple wskazuje jednak, że pomieszczenie to nie miało związków z tzw. Komnatą zapisków, o której mówił amerykański profeta, Edgar Cayce (tworzący mniej więcej w tym samym czasie). Nie wiemy, czy Cayce dowiedział się skądś o istnieniu szybów, jednak w jakiś sposób zawarł je w swych „proroctwach”, umieszczając je jednak w złym miejscu. Temple przypuszcza również, że Sfinks zyskał ludzką głowę w czasie Średniego Królestwa. Początkowo zwrócił on również uwagę na wyszydzaną przez egiptologów teorię Ludwiga Borchardta, który uważał, że Sfinks powstał w czasach Amenemheta III. Na podstawie nemesu zdobiącego głowę posągu oraz badań Biri Fay, Temple uznał, że dokonał tego jednak Amenemhet II (1876-1842 p.n.e.). Nie jest on jednak pierwszym, który oparł się w badaniu Sfinksa na wyglądzie jego nemesu, bowiem Dorew i inni zauważyli w nim pewne cechy odzwierciedlone także w jednym posągu przedstawiającym Cheopsa.

W jakim świetle stawia to zatem Sfinksa? Idąc tropem Dobrewa, Readera oraz Jonathana Foyle’a, powstał on nie w czasach IV Dynastii, lecz wcześniej i pierwotnie mógł być posągiem zwierzęcia, prawdopodobnie lwa. Jasne jest, że obecnie pojawiają się dwie teorie mówiące, że jest on starszy niż się przypuszcza, choć nie wskazuje się kto w rzeczywistości dokonał przeróbki.

Należy zauważyć także, że według Readera i Davida Coxilla Sfinks jest tylko o kilkaset lat starszy. Wcześniej Temple uważał, że Sfinks mógł być przeznaczony dla Izydy. Zwraca on również uwagę, że monument stał się znany jako „Ruti”, co oznacza „dwugłowego boga-lwa”. Ponadto istnieją przypuszczenia, że w rzeczywistości mogły istnieć dwa posągi.

Temple wspomina także o czterech kopułach umieszczonych po bokach Sfinksa i zauważa, że większość autorów nie zwracała na nie szczególnej uwagi. To prawda. Mimo to, opierając się na „Księdze umarłych” uznaje on, że statua Anubisa używana była w rytuałach pogrzebowych, a dokładniej rzecz ujmując, w ceremonii obmywania ciała, które umieszczano w czterech pojemnikach.

Ale Sfinks to nie tylko tajemniczy monument, lecz również obiekt o określonym roli w swym otoczeniu. Warto zwrócić uwagę na tzw. grobowiec Campbella – kolejną enigmatyczną strukturę, która znajduje się jedynie 30 m. od Sfinksa i która również wykazuje „anomalne oznaki erozji”. Ponadto w 1980 roku inżynierowie z Egipskiego Ministerstwa Irygacji mierząc poziom wody pod Sfinksem rozpoczęli odwierty w odległości ok. 15 metrów od niego, natrafiając na twardą powierzchnię z (jak się okazało) czerwonego granitu. Ponieważ nie występuje on w Gizie i zwykle był dostarczany z Asuanu, jasne stało się, że natknięto się na sztuczny obiekt leżący bardzo blisko Sfinksa.

Co zatem możemy stwierdzić na podstawie tych informacji? Temple twierdzi odnośnie wieku Sfinksa, że istnieją dowody na to, że istniał on już w czasie III Dynastii. Odnosi się on tutaj do prac Du Quesne’a na temat steli z Sakkary wspominającej o „Anubisie, panu odludnej krainy”, co ma odnosić się właśnie do monumentu.

Piramida Czerwona z Dahszur

Sam Sfinks to unikalny twór, nawet jeśli kiedyś miał swojego bliźniaka, to wciąż pozostaje archeologiczną zagadką. Czy jednak kiedykolwiek ktoś będzie w stanie umiejscowić Sfinksa dokładnie w całym kompleksie z Gizy? Temple, Leader i Dobrew podjęli poważną próbę zmiany istniejącego status quo w tematyce Sfinksa i całego kompleksu. Mimo wszystko w wielu przypadkach dowody, na których się opierają są zbyt otwarte na spekulacje. Jeszcze jedną kwestią jest ta związana z wyraźnym postępem w technikach budowlanych i małej choć cennej różnicy między Czerwoną Piramidą z Dahszur a Wielką Piramidą. Każdy kto twierdzi, że Wielkiej Piramidy nie wzniósł Chufu musi z drugiej strony wziąć pod uwagę istnienie Czerwonej Piramidy lub Drugiej Piramidy z Gizy. Jeśli uznać, że Wielka Piramida została wzniesiona ok. 10.000 roku p.n.e. to trzeba wyjaśnić również fakt, dlaczego nie odnieść tej zasady do wspomnianych wcześniej piramid.

Giza mogła być pierwotnym wzgórzem z mitologii, której strzec miał sam Anubis. Wiadomo, że zarówno żywych, jak i martwych przewożono z jednej strony Nilu na drugą, do Gizy, gdzie spotykali się oni z mitycznym stworzeniem, Sfinksem. Czy ta historia liczy tyle lat i czy rzeczywiście Sfinks jest rówieśnikiem piramid, czy też został stworzony jako ukoronowanie sztuki budowlanej wieńczące dzieło w miejscu uznawanym za kolebkę stworzenia?
http://www.paranormalne.eu/historia-/za ... et-sfinksa

FREYA
Posty: 226
Rejestracja: ndz lut 03, 2008 7:49 pm

Post autor: FREYA » sob cze 27, 2009 10:50 am

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla
"Można odejść na zawsze - by stale być blisko".
Ks. Twardowski

paul 023
Posty: 736
Rejestracja: śr maja 21, 2008 4:22 pm

Post autor: paul 023 » sob cze 27, 2009 11:17 am

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » sob cze 27, 2009 11:30 am

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla

FREYA
Posty: 226
Rejestracja: ndz lut 03, 2008 7:49 pm

Post autor: FREYA » sob cze 27, 2009 11:34 am

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla
"Można odejść na zawsze - by stale być blisko".
Ks. Twardowski

Leoncio
Posty: 323
Rejestracja: czw sty 22, 2009 9:26 am

Post autor: Leoncio » sob cze 27, 2009 11:35 am

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla

paul 023
Posty: 736
Rejestracja: śr maja 21, 2008 4:22 pm

Post autor: paul 023 » sob cze 27, 2009 11:47 am

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla

FREYA
Posty: 226
Rejestracja: ndz lut 03, 2008 7:49 pm

Post autor: FREYA » sob cze 27, 2009 12:54 pm

post zostal usuniety jako niezgodny z regulaminem

za_mgla
"Można odejść na zawsze - by stale być blisko".
Ks. Twardowski

Roxanne
Administrator
Posty: 1086
Rejestracja: ndz lis 05, 2006 12:59 am

Post autor: Roxanne » sob cze 27, 2009 11:37 pm

już w innym temacie wspomniałam, tutaj więc jeszcze raz:

proszę:

1.) abyście sami usunęli do jutra obraźliwe posty (z jakiej racji mam na to tracić czas ja lub za_mgłą?) zaśmiecające forum

2.) Leoncia o usunięcie linków reklamujących jego usługi lub też adnotacje, że są one bezpłatne, ewentualnie umieszczanie ich w Ogłoszeniach na odpowiednich zasadach
"Idź swoją drogą, a ludzie niech mówią, co chcą."
-- Alighieri Dante

ODPOWIEDZ

Wróć do „Zgromadzenie”