Hmmm nie jestem żadnym autorytetem

, co dla jednego dobre i ciągnie go w górę innemu może szkodzić ze względu na różne wewnętrzne uwarunkowania...
Mogę tylko pisać z mojego punktu widzenia.
Wczoraj dałam radę przeczytać 3 strony zanim zasnęłam (ostatnio wymęczona jestem, dość intensywnie żyję), więc o samej treści może się jeszcze nie wypowiem, bo nie wiem, w jaką stronę to pójdzie. Może w weekend poczytam więcej.
Za to coś nieoczekiwanego spotkało mnie dziś we śnie. Pojawiła się świecąca kula światła (wielkości głowy), świeciła na niebiesko jak ultrafioletowa lampa, aż raziła. Po pierwszych oporach pozwoliłam się jej zbliżyć - polatała mi dookoła głowy tak blisko, że praktycznie mnie dotykała. Po tym (w zasadzie już odrobinę wcześniej, ale po tym w pełni i na całego) zaczęłam wydawać dźwięki (bo śpiewem tego nazwać nie można) - nie były to ludzkie dźwięki, ale była to piękna muzyka, którą "emitowałam". Najciekawsze , bo nigdy nie słyszałam czegoś takiego... ani instrument, ani głos, nie ma z czym porównać... A jednak wychodziło to ze mnie i mogłam to przerwać kiedy chciałam. Zaczęłam też tańczyć w przestrzeni (w powietrzu), a raczej wyrażać tą muzykę ciałem.
Może jakiś wahadełkowiec by sprawdził, czy to miało bezpośredni związek ze Złotą Księgą czy też było to z innych źródeł?