cześć
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
oswajam się chyba wreszcie.
czuję się po prostu wolny i szczęśliwy w stopniu, jakiego dotąd nie osiągnąłem.
spotkałem mojego protektora i przestałem się bać. hemi sync i zazen w przerwach po pracy naprawdę dobrze robią, jak uda mi się jeszcze zmobilizować do wspinania, osiągnę swój własny, wewnętrzny etap szczęścia -- być może ostatni krok, przed otarciem się wreszcie na innych ludzi i nauczenie się kochać.
serdecznie wszystkich pozdrawiam
czuję się po prostu wolny i szczęśliwy w stopniu, jakiego dotąd nie osiągnąłem.
spotkałem mojego protektora i przestałem się bać. hemi sync i zazen w przerwach po pracy naprawdę dobrze robią, jak uda mi się jeszcze zmobilizować do wspinania, osiągnę swój własny, wewnętrzny etap szczęścia -- być może ostatni krok, przed otarciem się wreszcie na innych ludzi i nauczenie się kochać.
serdecznie wszystkich pozdrawiam
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
-
- Posty: 1160
- Rejestracja: wt lis 14, 2006 8:50 pm
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
Słuszna uwaga szaryproroku:)
Cały problem polega w świadomości doznań a nie w ich istnieniu czy tez nie.
Wielkie gratulacje oz, może coś opiszesz więcej? Jestem bardzo ciekawy.
Moja droga trwa nadal i chyba mam jakiś kryzys z tym związany. Coś mnie potężnie blokuje. Nie jest to strach, bo jestem otwarty i każde doznanie przyjmuję z błogosławieństwem oczekującego na cokolwiek. Nie jest to niewiara, bo moje poglądy na temat tych spraw są pielęgnowane już bardzo dawna, a wiedza systematycznie pogłębiana. Dzisiaj słuchałem płyty hemi-sync "wizyta" i przy wizualizacjach plaży i podążania za strumieniem nagle odkryłem, że moje nogi są zatrzaśnięte w paściach na niedźwiedzie. Zaskoczyło mnie to niezmiernie, bo wcześniej niczego podobnego przy tej wizualizacji nigdy nie widziałam. Tak, wielkie, stare, zardzewiałe paści z ostrymi jak brzytwa zębami, zakotwione do gruntu przez potężne stalowe łańcuchy. Próbowałem różnych sztuczek z oswobodzeniem się od tego w moim umyśle. Nie pomogło nic. Odcinanie łańcuchów szlifierką, wizualizacje eterycznego ciała, które wyślizguje się z zakleszczenia. Jakiś obłęd. Nie mogłem podążać za wizualizacjami, bo moje nogi były uwięzione w zębatych pułapkach. Miotałem się tak kilkanaście minut próbując wszystkiego i niestety musiałem spasować i przerwać ćwiczenie. Zaczynam podejrzewać moich opiekunów o stosowanie jakiś blokad uniemożliwiających mi świadome przedostanie się na drugą stronę. A może to forma ćwiczenia dla mnie w wersji "hard" na kontrolę myśli? Co o tym sądzicie? Czy możliwe, że opiekunowie celowo tak silnie blokuj moje świadome wyrwanie się z powłoki fizycznej, czy to są po prostu moje urojenia? Słyszeliście o podobnych przypadkach?
Cały problem polega w świadomości doznań a nie w ich istnieniu czy tez nie.
Wielkie gratulacje oz, może coś opiszesz więcej? Jestem bardzo ciekawy.
Moja droga trwa nadal i chyba mam jakiś kryzys z tym związany. Coś mnie potężnie blokuje. Nie jest to strach, bo jestem otwarty i każde doznanie przyjmuję z błogosławieństwem oczekującego na cokolwiek. Nie jest to niewiara, bo moje poglądy na temat tych spraw są pielęgnowane już bardzo dawna, a wiedza systematycznie pogłębiana. Dzisiaj słuchałem płyty hemi-sync "wizyta" i przy wizualizacjach plaży i podążania za strumieniem nagle odkryłem, że moje nogi są zatrzaśnięte w paściach na niedźwiedzie. Zaskoczyło mnie to niezmiernie, bo wcześniej niczego podobnego przy tej wizualizacji nigdy nie widziałam. Tak, wielkie, stare, zardzewiałe paści z ostrymi jak brzytwa zębami, zakotwione do gruntu przez potężne stalowe łańcuchy. Próbowałem różnych sztuczek z oswobodzeniem się od tego w moim umyśle. Nie pomogło nic. Odcinanie łańcuchów szlifierką, wizualizacje eterycznego ciała, które wyślizguje się z zakleszczenia. Jakiś obłęd. Nie mogłem podążać za wizualizacjami, bo moje nogi były uwięzione w zębatych pułapkach. Miotałem się tak kilkanaście minut próbując wszystkiego i niestety musiałem spasować i przerwać ćwiczenie. Zaczynam podejrzewać moich opiekunów o stosowanie jakiś blokad uniemożliwiających mi świadome przedostanie się na drugą stronę. A może to forma ćwiczenia dla mnie w wersji "hard" na kontrolę myśli? Co o tym sądzicie? Czy możliwe, że opiekunowie celowo tak silnie blokuj moje świadome wyrwanie się z powłoki fizycznej, czy to są po prostu moje urojenia? Słyszeliście o podobnych przypadkach?
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
W tej chwili nie pamietam, czy to Monroe, czy Moen stosowal taki sposob : BYC NIE TAM (gdzie sie akurat jest). Pomagalo to bez trudu wyciagac ludzi spod rumowisk podczas odzyskan po zamachu (w Oklahoma City).
Chodzi o to, ze przestaje sie wtedy sugerowac zastanym widokiem NIEMOZNOSCI.
A to juz pamietam, ze Monroe - z czasem nauczyl sie "rozbrajac zwidy". Pomogla Mu przygoda z wlasnymi spiacymi kotami, bedacymi w stanie OBE. Jego wyobraznia dojrzala je jako czepiajace sie jego ramion stwory. Jakis podobny do starszego kuzyna czlowiek, uwolnil go wtedy od nich. Potem okazalo sie, ze byl to On sam, Ale "pozniejszy/starszy". Pojal to, gdy jeszcze raz to przezyl, tym razem bedac w roli uwalniajacego.
Pomocny jest tu tez Jego opis z wyprawy w nowe dla Niego dalsze obszary, gdy natknal sie na grozna Istote zadajaca od Niego podporzadkowania. Wysmial ja wtedy mowiac, ze wie, ze jest niezniszczalny i moze mu... Istota spuscila wtedy z tonu i rzekla z zalem : "No coz, to nie bede twoim bogiem."
Jest tez swietny opis tzw. problemu z boonsay (nie wiem czy prawidlowo napisalam). W anglosaskiej tradycji jest to ichnia zmora co przesladuje i straszy. Moen spotkal w astralu kobiete nieustajaco uciekajaca od niej. Dopiero po paru probach podejscia, udalo mu sie skupic uwage spanikowanej na sobie, i przekonac ja, ze zmora jest wymyslem jej zaprogramowanej wyobrazni. Zademonstrowal jak rozwiewa ja CBM.
A tu, na forum.
Mysle, ze to wlasnie dlatego Ewa Fortuna nie spotyka "zmor", bo jak mowi, jest z natury niedowiarkiem, a ja, bo z natury trudno mnie przestraszyc, a w dodatku nie lubie byc straszona.
Przypuszczam, ze jest to forma cwiczenia. A dlaczego ?
Moen przechodzil serie cwiczen z nauczycielem Bialym Niedzwiedziem. Uczyl sie jak skakac ze skaly w astralu i nie spadac bedac wiezionym pamiecia, czym sie takie skoki koncza w realu.
Potem uczyl sie jak skakac NA wode, a nie W wode, jak w realu. Nastepnie, jak sie w wodzie zanurzac i nie przezywac wrazenia duszenia / topienia pamietanego z tegoz realu.
Powodzenia Daltarze, Trzymam kciuki ! Tworca jest Tworca matrixa o nieskonczonych mozliwosciach. Jego fraktale rozwijaja sie w nieskonczonosc. I nie maja deterministycznych szuflad. Mozemy z nich wyskakiwac.
Patron oraz tworcy TEGO forum, wlasnie z ta idea zalozycielska je tworzyli.
Chodzi o to, ze przestaje sie wtedy sugerowac zastanym widokiem NIEMOZNOSCI.
A to juz pamietam, ze Monroe - z czasem nauczyl sie "rozbrajac zwidy". Pomogla Mu przygoda z wlasnymi spiacymi kotami, bedacymi w stanie OBE. Jego wyobraznia dojrzala je jako czepiajace sie jego ramion stwory. Jakis podobny do starszego kuzyna czlowiek, uwolnil go wtedy od nich. Potem okazalo sie, ze byl to On sam, Ale "pozniejszy/starszy". Pojal to, gdy jeszcze raz to przezyl, tym razem bedac w roli uwalniajacego.
Pomocny jest tu tez Jego opis z wyprawy w nowe dla Niego dalsze obszary, gdy natknal sie na grozna Istote zadajaca od Niego podporzadkowania. Wysmial ja wtedy mowiac, ze wie, ze jest niezniszczalny i moze mu... Istota spuscila wtedy z tonu i rzekla z zalem : "No coz, to nie bede twoim bogiem."
Jest tez swietny opis tzw. problemu z boonsay (nie wiem czy prawidlowo napisalam). W anglosaskiej tradycji jest to ichnia zmora co przesladuje i straszy. Moen spotkal w astralu kobiete nieustajaco uciekajaca od niej. Dopiero po paru probach podejscia, udalo mu sie skupic uwage spanikowanej na sobie, i przekonac ja, ze zmora jest wymyslem jej zaprogramowanej wyobrazni. Zademonstrowal jak rozwiewa ja CBM.
A tu, na forum.
Mysle, ze to wlasnie dlatego Ewa Fortuna nie spotyka "zmor", bo jak mowi, jest z natury niedowiarkiem, a ja, bo z natury trudno mnie przestraszyc, a w dodatku nie lubie byc straszona.
Przypuszczam, ze jest to forma cwiczenia. A dlaczego ?
Moen przechodzil serie cwiczen z nauczycielem Bialym Niedzwiedziem. Uczyl sie jak skakac ze skaly w astralu i nie spadac bedac wiezionym pamiecia, czym sie takie skoki koncza w realu.
Potem uczyl sie jak skakac NA wode, a nie W wode, jak w realu. Nastepnie, jak sie w wodzie zanurzac i nie przezywac wrazenia duszenia / topienia pamietanego z tegoz realu.
Powodzenia Daltarze, Trzymam kciuki ! Tworca jest Tworca matrixa o nieskonczonych mozliwosciach. Jego fraktale rozwijaja sie w nieskonczonosc. I nie maja deterministycznych szuflad. Mozemy z nich wyskakiwac.
Patron oraz tworcy TEGO forum, wlasnie z ta idea zalozycielska je tworzyli.
Daltarze, pamiętam że czytałeś Moena. Spróbuj więc tak jak radzi Bruce popracować z aspektem(ami) które odpowiadają za zmianę przekonań. Być może jakieś przekonanie(nia) tkwiące w Twojej podświadomości blokują Cię a aspekt je umacnia. Zrób symulację takiej rozmowy może to pomoże. Również powodzonka życzę
Podchodzę z dużym dystansem do tego co się dzieje i powiem Wam, że im częściej nie robię, nie myślę, nie czekam na nic, tym częściej, intensywniej "odczuwam" te sprawy.
Ten ostatni świadomy sen przyszedł, gdy śpiąc poczułem nagle, że nie mogę oddychać, coś mnie "wciąga" i przestaję istnieć. Zacząłem stosować jakąś metodę Monroa, na przebudzenie i obudziłem się właśnie we śnie.
Co mogę powiedzieć o snach?
Są dwojakie. Zasadniczo "budzę się" w dwóch skrajnie różnych realiach -- jedno, to niezmiennie ziemia, jałowa, pozbawiona życia, nawet kamieni, niebo (przestrzeń nad) jest grafitowe, spotykam tam osoby wyłącznie znane mi mniej, lub bardziej, jestem tam całkowicie wolny, ale odczuwam bardzo silne napięcie, jakieś wyładowania, nie wiem... latam, pożeram energię, albo przed nią uciekam. Bardzo dziwne to jest i szalenie obce, w stosunku do tego co znam i rozumiem.
Drugie, to już paranoja jakaś zupełna.
Stare domy/dom, nieoświetlony, pusty, zapuszczony i w totalnej ruinie, są tam jakieś ciemne korytarze, ciemne i makabryczne, wszędzie jest obdarty tynk, rdza, krew i wilgoć. Jest jakaś łazienka, bardzo duża, jakby w szpitalu, czy sanatorium, podzielona na segmenty, zamiast wody z natrysków leci jakiś tłuszcz (?), jest masa jakichś "ukrytych" przejść i podpiwniczeń... Czasem jestem tylko w tej piwnicy, gdzie wiem, że nie jestem sam, ale nikogo nie mogę znaleźć. Nie ma z niej wyjścia, ani nie ma do niej wejścia.
Jestem tam od bardzo dawna już, z tego co się orientuję. Nie boję się tego miejsca, bo mam tam z jakiegoś powodu dużą kontrolę. Lewituję z nogami złożonymi w pozycji lotosu, chodzę po ścianach, przeskakuję po balkonach i chwilami widzę jakieś osoby, które milczą, choć mają otwarte oczy. Nie wiem co tam robię, ale wracam tam i wracam. Gdy spotykam kogoś, na ogół nie pozwalam mu nawet zbliżyć się do siebie, poruszam się strasznie szybko i uciekam zanim ktoś choćby otworzy usta...
Nie są to do końca moje fazy ani fabrykacje. Nie wymyśliłbym sobie czegoś takiego chyba sam...
Nie wiem co mam o tym myśleć, ale to jest czasem tak rzeczywiste, namacalne i plastyczne, że mam wrażenie rano, że to był kolejny "dzień" mojego życia, pomiędzy tymi tutaj. I miejsca i osoby. Wszystko.
Ten ostatni świadomy sen przyszedł, gdy śpiąc poczułem nagle, że nie mogę oddychać, coś mnie "wciąga" i przestaję istnieć. Zacząłem stosować jakąś metodę Monroa, na przebudzenie i obudziłem się właśnie we śnie.
Co mogę powiedzieć o snach?
Są dwojakie. Zasadniczo "budzę się" w dwóch skrajnie różnych realiach -- jedno, to niezmiennie ziemia, jałowa, pozbawiona życia, nawet kamieni, niebo (przestrzeń nad) jest grafitowe, spotykam tam osoby wyłącznie znane mi mniej, lub bardziej, jestem tam całkowicie wolny, ale odczuwam bardzo silne napięcie, jakieś wyładowania, nie wiem... latam, pożeram energię, albo przed nią uciekam. Bardzo dziwne to jest i szalenie obce, w stosunku do tego co znam i rozumiem.
Drugie, to już paranoja jakaś zupełna.
Stare domy/dom, nieoświetlony, pusty, zapuszczony i w totalnej ruinie, są tam jakieś ciemne korytarze, ciemne i makabryczne, wszędzie jest obdarty tynk, rdza, krew i wilgoć. Jest jakaś łazienka, bardzo duża, jakby w szpitalu, czy sanatorium, podzielona na segmenty, zamiast wody z natrysków leci jakiś tłuszcz (?), jest masa jakichś "ukrytych" przejść i podpiwniczeń... Czasem jestem tylko w tej piwnicy, gdzie wiem, że nie jestem sam, ale nikogo nie mogę znaleźć. Nie ma z niej wyjścia, ani nie ma do niej wejścia.
Jestem tam od bardzo dawna już, z tego co się orientuję. Nie boję się tego miejsca, bo mam tam z jakiegoś powodu dużą kontrolę. Lewituję z nogami złożonymi w pozycji lotosu, chodzę po ścianach, przeskakuję po balkonach i chwilami widzę jakieś osoby, które milczą, choć mają otwarte oczy. Nie wiem co tam robię, ale wracam tam i wracam. Gdy spotykam kogoś, na ogół nie pozwalam mu nawet zbliżyć się do siebie, poruszam się strasznie szybko i uciekam zanim ktoś choćby otworzy usta...
Nie są to do końca moje fazy ani fabrykacje. Nie wymyśliłbym sobie czegoś takiego chyba sam...
Nie wiem co mam o tym myśleć, ale to jest czasem tak rzeczywiste, namacalne i plastyczne, że mam wrażenie rano, że to był kolejny "dzień" mojego życia, pomiędzy tymi tutaj. I miejsca i osoby. Wszystko.
Oz pierwsze co nasunęło się po przeczytaniu Twojego postu( ale to tylko moja myśl) że jest w Tobie dużo w sferze nieświadomej spraw nie wyczyszczonych i tego za skarby świata nie chcesz na razie ruszać. Dopóki z tym się nie zmierzysz Twoja podświadomość będzie do tego wracać i zwracać uwagę. Piszę to ponieważ ze mną było podobnie. Biegałam tak jak Ty po piwnicach szukałam wyjścia odkurzałam i wyrzucałam jakieś rupiecie, robiłam porządki. Z czasem moje sny się zmieniły jeżeli wchodziłam tam to widziałam już dużo światła i kolorów. Tak to wygląda.
Życzę powodzenia w porządkowaniu siebie.
Życzę powodzenia w porządkowaniu siebie.
Nawet najczarniejszą noc rozproszy zawsze Światło poranka.
Jolu - próbowałem wszystkiego, o czym pisałaś, bo wszystkie wymienione przez Ciebie przykłady znam z książek i pamiętam o nich w trakcie ćwiczeń. Niestety na razie z zerowym skutkiem. Wizja zardzewiałych paści nie jest dla mnie koszmarem ( tak jak przykład z banshe czyli tą zjawą męczącą nieboraka w przejściach Moena i Rebeki ) Te ogromne, zardzewiałe paści odbieram jako wizualizację, zakleszczenia, zniewolenia, a widok zaciskających się ogromnych zębów, głęboko raniących skórę i ciało ( na nogach powyżej kostek ) nie robi na mnie specjalnego wrażenia. Ot jest po prostu częścią obrazka i symbolem realizmu uwięzienia. Ja mam bardzo często podczas medytacji przed oczami przewijające się obrazy straszliwych scen, postaci lub po prostu konglomeratów tkanek z paskudnymi przedmiotami. Niektóre holywoodzkie horrory wydają się bajkami dla dzieci w porównaniu z tymi wymysłami i wizualizacjami. To tak , jakby ktoś mi to podrzucał przed oczy i patrzył czy się przestraszę. Od dłuższego czasu to po prostu staje się już nudne, choć owe wizje przybierają coraz makabryczniejsze kształty. Traktuję je wszystkie zupełnie bez emocji, niczym coś za grubą szybą. Nie wzbudza to we mnie strachu ani odrazy. Po prostu śmieci i odpady niegodne uwagi. Dlatego te paści, choć wyglądające tak okropnie są jedynie symbolem i problemem do rozwiązania "na sucho".
Demios - odbyłem też już kilkukrotnie rozmowy z aspektami blokującymi. Rozmowy wg. instrukcji Moena. Rozmowy poważne, głębokie i długie, w których stanowczo acz grzecznie poprosiłem o zniesienie blokad uziemiających mnie.
Dzisiaj próbowałem kolejnej rozmowy. Całość trwała 2,5 godziny zatem jak widać nie było to zrobione "po łepkach". Zobaczymy co będzie dalej. Dzisiaj wieczorem ponownie spróbuję "przejść się po plaży" z płytą " wizyta". Oczywiście nie omieszkam opisać Wam co z tego wynikło i czy udało mi się oswobodzić z tego dziwnego uwięzienia
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za zainteresowanie i wsparcie. To bardzo potrzebne i pomocne.
Ps: Oz odnoście Twoich snów w tym zrujnowanym mieście. Spróbuj się przełamać i nie uciekaj. Porozmawiaj z którąś z postaci. Jeśli masz świadomość możliwości szybkiej ucieczki, traktuj to jako "zabezpieczenie" którego możesz użyć w każdej chwili, ale nie rób tego od razu bez widocznego powodu. Taka rozmowa może zdecydowanie posunąć Cię dalej w zrozumieniu tego miejsca i przyczyny znalezienia się tam.
Demios - odbyłem też już kilkukrotnie rozmowy z aspektami blokującymi. Rozmowy wg. instrukcji Moena. Rozmowy poważne, głębokie i długie, w których stanowczo acz grzecznie poprosiłem o zniesienie blokad uziemiających mnie.
Dzisiaj próbowałem kolejnej rozmowy. Całość trwała 2,5 godziny zatem jak widać nie było to zrobione "po łepkach". Zobaczymy co będzie dalej. Dzisiaj wieczorem ponownie spróbuję "przejść się po plaży" z płytą " wizyta". Oczywiście nie omieszkam opisać Wam co z tego wynikło i czy udało mi się oswobodzić z tego dziwnego uwięzienia
Pozdrawiam wszystkich i dziękuję za zainteresowanie i wsparcie. To bardzo potrzebne i pomocne.
Ps: Oz odnoście Twoich snów w tym zrujnowanym mieście. Spróbuj się przełamać i nie uciekaj. Porozmawiaj z którąś z postaci. Jeśli masz świadomość możliwości szybkiej ucieczki, traktuj to jako "zabezpieczenie" którego możesz użyć w każdej chwili, ale nie rób tego od razu bez widocznego powodu. Taka rozmowa może zdecydowanie posunąć Cię dalej w zrozumieniu tego miejsca i przyczyny znalezienia się tam.
A kim są Ci Panowie i gdzie ich znaleźć? Ktoś z tego forum?
Wczoraj jak pisałem zabrałem się ponownie do "wizyty". Oczywiście paści dalej tkwiły na swoim miejscu. Postanowiłem je ignorować, a że wizualizacja chodzenia była obarczona wielką trudnością ( ostre żelastwo na nogach nie jest ułatwieniem przy chodzeniu - sami to przyznacie ) postanowiłem przemieszczać się na zasadzie małych "skoków" z miejsca na miejsce. Czyli wyobrażałem sobie że jestem tu, za chwilę 10 metrów wyżej ścieżki, znowu przeskok 10 metrów itd. I tak dotarłem do drzwi. Po przejściu poprosiłem istoty wyższe o pomoc w uwolnieniu z okowów, lub o radę jak samemu tego dokonać. Też szło bardzo opornie. W końcu opuszczając drzwi postanowiłem, że spróbuję zostawić te paści oparte o framugę, bez prób ich wizualizacji. Po prostu sam fakt, że one już leżą oparte o framugę a nie tkwią na nogach. Droga powrotna była już niby lżejsza, choć dalej skakałem. Paści niestety dalej tkwiły na nogach, ale stały się bardziej przeźroczyste, jakby traciły swój realizm. Zobaczymy co będzie przy kolejnym ćwiczeniu
Opiszę Wam w paru zdaniach ciekawy sen jaki dzisiaj miałem nad ranem.
Śniło mi się, że gościłem u siebie Putina oraz prezydenta USA, ale nie był to Obama. Jak to we śnie wiemy, że dana osoba jest tym, a tym, choć niekoniecznie może fizycznie go przypominać. Tym razem nie był to Obama, ale niewysoki, drobny, biały mężczyzna. Był dosyć mocno chory. Putin wyglądał jak Putin. Obaj z Putinem byli u mnie sami, bez obstawy, bez innych osób z otoczenia. Nocowali u mnie po prostu, a rano wstali, jak każdy wstaje po prostu zaspany. Zaproponowałem , że zrobię im śniadanie. Prezydent USA nie chciał nic do jedzenia, bo miał dreszcze i owijał się kołdrom z powodu odczucia zimna. Zaproponowałem mu gorąca herbatę. Putin przystał na jajecznicę na szynce, pytał tylko, czy mamy w miarę zdrową wodę w kranie ( odnośnie herbaty jaką tez miał pić ). Sen jak sen, choć wyraźny i przepełniony symboliką. Rosja silna, USA słabe, na dodatek prezydent już nie Obama. Lub inaczej. Rosyjski Prezydent silny, a nowy prezydent USA słaby.
Nie pisał bym o nim, gdyby żona nie powiedziała mi, że też jej się dzisiaj śnił prezydent USA. Śniło jej się, że przy pomocy zawiłych prawnych sposobów, lub po prostu spisku i sfabrykowanych dowodów obalili Obamę z urzędu. Mówiła, że w jej śnie wlekli go korytarzem, a on opierał się jak mógł. W końcu został chytrze "spacyfikowany".
Mam dosyć często sny prorocze, ale dotyczą one zazwyczaj moich osobistych spraw najczęściej związanych z pracą, rodziną itd. Oczywiście ten może nic nie oznaczać, ale niepokoją mnie 2 rzeczy. Pierwsza to jego pora (jeśli coś mi się śni proroczego, to właśnie nad ranem), a drugi to fakt snu żony, który w oczywisty sposób nawiązuje do mojego. Co z tego będzie oczywiście czas i historia pokaże.
Wczoraj jak pisałem zabrałem się ponownie do "wizyty". Oczywiście paści dalej tkwiły na swoim miejscu. Postanowiłem je ignorować, a że wizualizacja chodzenia była obarczona wielką trudnością ( ostre żelastwo na nogach nie jest ułatwieniem przy chodzeniu - sami to przyznacie ) postanowiłem przemieszczać się na zasadzie małych "skoków" z miejsca na miejsce. Czyli wyobrażałem sobie że jestem tu, za chwilę 10 metrów wyżej ścieżki, znowu przeskok 10 metrów itd. I tak dotarłem do drzwi. Po przejściu poprosiłem istoty wyższe o pomoc w uwolnieniu z okowów, lub o radę jak samemu tego dokonać. Też szło bardzo opornie. W końcu opuszczając drzwi postanowiłem, że spróbuję zostawić te paści oparte o framugę, bez prób ich wizualizacji. Po prostu sam fakt, że one już leżą oparte o framugę a nie tkwią na nogach. Droga powrotna była już niby lżejsza, choć dalej skakałem. Paści niestety dalej tkwiły na nogach, ale stały się bardziej przeźroczyste, jakby traciły swój realizm. Zobaczymy co będzie przy kolejnym ćwiczeniu
Opiszę Wam w paru zdaniach ciekawy sen jaki dzisiaj miałem nad ranem.
Śniło mi się, że gościłem u siebie Putina oraz prezydenta USA, ale nie był to Obama. Jak to we śnie wiemy, że dana osoba jest tym, a tym, choć niekoniecznie może fizycznie go przypominać. Tym razem nie był to Obama, ale niewysoki, drobny, biały mężczyzna. Był dosyć mocno chory. Putin wyglądał jak Putin. Obaj z Putinem byli u mnie sami, bez obstawy, bez innych osób z otoczenia. Nocowali u mnie po prostu, a rano wstali, jak każdy wstaje po prostu zaspany. Zaproponowałem , że zrobię im śniadanie. Prezydent USA nie chciał nic do jedzenia, bo miał dreszcze i owijał się kołdrom z powodu odczucia zimna. Zaproponowałem mu gorąca herbatę. Putin przystał na jajecznicę na szynce, pytał tylko, czy mamy w miarę zdrową wodę w kranie ( odnośnie herbaty jaką tez miał pić ). Sen jak sen, choć wyraźny i przepełniony symboliką. Rosja silna, USA słabe, na dodatek prezydent już nie Obama. Lub inaczej. Rosyjski Prezydent silny, a nowy prezydent USA słaby.
Nie pisał bym o nim, gdyby żona nie powiedziała mi, że też jej się dzisiaj śnił prezydent USA. Śniło jej się, że przy pomocy zawiłych prawnych sposobów, lub po prostu spisku i sfabrykowanych dowodów obalili Obamę z urzędu. Mówiła, że w jej śnie wlekli go korytarzem, a on opierał się jak mógł. W końcu został chytrze "spacyfikowany".
Mam dosyć często sny prorocze, ale dotyczą one zazwyczaj moich osobistych spraw najczęściej związanych z pracą, rodziną itd. Oczywiście ten może nic nie oznaczać, ale niepokoją mnie 2 rzeczy. Pierwsza to jego pora (jeśli coś mi się śni proroczego, to właśnie nad ranem), a drugi to fakt snu żony, który w oczywisty sposób nawiązuje do mojego. Co z tego będzie oczywiście czas i historia pokaże.
-
- Posty: 1160
- Rejestracja: wt lis 14, 2006 8:50 pm
A wolałabyś pewnie Ewa z Jarkiem Kaczyńskim
Daltar - coś może być na rzeczy z tym Obamą, bo przypomniał mi się właśnie materiał Krzysztofa Jackowskiego, który....
no właśnie, zresztą zobacz sam:
http://www.youtube.com/watch?v=vEQYOAcaJOM
Wiem że Jackowski jest postacią budzącą kontrowersje, ale coś w tym może być.
PS. Mam nadzieję że jajecznica smakowała Putinowi
Daltar - coś może być na rzeczy z tym Obamą, bo przypomniał mi się właśnie materiał Krzysztofa Jackowskiego, który....
no właśnie, zresztą zobacz sam:
http://www.youtube.com/watch?v=vEQYOAcaJOM
Wiem że Jackowski jest postacią budzącą kontrowersje, ale coś w tym może być.
PS. Mam nadzieję że jajecznica smakowała Putinowi