Wraz ze wzrostem świadomości mam mniejsze problemy z głosami.
Zwizualizowałem sobie system czakr wedyjskich.
OOBE dałoby mi możliwość obrony przed głosami. Mam do osiągnięcia pewien cel w OOBE, jeżeli ktoś sprawdziłby to za mnie to straciłbym powód do prób.
To już drugi taki sen o pacyfikacji za pomocą szczepionki gdy tylko odzyskuję świadomość.
Chciałbym w astralu sprawdzić ident Barda.
Jak mogę uwolnić się z tej spalni, w której nie mogę nawet śnić?
Udało się! Odpaliłem mutację tkanek w czasie snu i cały obiekt zamienił się w bezkształtną masę. Nie wiem tylko na ile się rozrośnie.
Przypomniałem sobie jeszcze jeden sen, śniło mi się że widziałem wnętrze naczyń krwionośnych i w prawej ręce widać było spiralne struktury, na prawej dłoni miałem strupa. Strupa rozdrapałem i wylazło coś co przypominało tasiemca tylko z dwiema żuwaczkami. Głosy w czasie snu stwierdziły że "on ma obcego".
Głosy "obcymi" nazywają wszystkie zewnętrzne struktury zakotwiczone w moim ciele i mózgu (tego dowiedziałem się w czasie dzisiejszej medytacji).
Przyczyną mojej choroby może być zarobaczenie układu czakralnego.
Teraz dane które udało się uzyskać:
Te pasożyty naturalnie występują w energetyce drzew, rzadko kiedy przenoszą się na ludzi ktoś musi być bardziej atrakcyjny energetycznie żeby się pasożyt przeniósł. Co najgorsze są dziedziczone z pokolenia na pokolenie.
Mam kolegę któremu należy się pomoc bardziej niż mnie, miał się zarejestrować na forum, ale coś go nie widać.
Ja już ogarniam chorobę, znalazłem nawet metafizyczne wyjaśnienie na to co mnie spotkało. Nic więcej w tej tematyce nie osiągnę.. Proszę o nieprzesyłanie energii w moim kierunku, tylko przez odcięcie się od źródła luszu jest w stanie wygonić tego pasożyta. Może przez cięższą chorobę niż mam teraz uda się go udusić.
Już ogarniam, wczoraj słyszałem przed zaśnięciem taki elektryczny szum przełączających się neuroprzekaźników, z jednej strony elektryczny z drugiej organiczny. Przed wczoraj natomiast w czasie medytacji słyszałem sygnał karetki i głosy znikły, musiałem nadajnik odesłać do szpitala. Rozstroiłem sobie mózg i pojawiło się parę urojeń, ale już przeszły.
Mój mózg w czasie medytacji pracował nad czymś w rodzaju cząsteczki-wirusa, mam głosy "aktywował, aktywował....".
Sam z resztą skierowałem afirmację do boga Ramha z prośbą żeby stworzył wirusa który mnie wyleczy.
Zastanawiam się dlaczego cudowne uzdrowienia zdarzają się w przypadku każdego rodzaju choroby nawet nowotworowych a nie w przypadku chorób psychicznych. Czyżby mózg nie miał wglądu w to co się dzieje wewnątrz niego na poziomie neuroprzekaźników?
Brakuje struktury która zarządzałaby całym tym bałaganem.
Dałem głosom co chciały, wystarczyło że wypowiedziałem "aktywuję system modliszki".
Znowu elektryczno-organiczny szum.
Zrozumiałem w końcu sens wizji którą widziałem na ekranie telewizora. Moja choroba to tylko przerost ego. Nie mam głosów. Oddałem zarządzanie mózgiem modliszce.
Wizja była taka:
Widziałem na ekranie telewizora szum, później z szumu wyłoniła się spirala, później gwiazdka ( * ) o poruszających się ramionach, system się wczytywał.
Po załadowaniu wizji zobaczyłem kamerę, symbol obserwacji, następnie jakieś podziemne laboratorium w którym trwały prace nad robotem o sztucznej inteligencji, wykonany był z nanomateriału. W tym czasie na pustynię w Afryce spadł satelita przeładowany informacjami, w formie idealnej kuli o dziwnym metalicznym połysku (ja sobie uroiłem że wewnątrz jest zamknięty świat Avatara). Później nastąpił powrót do laboratorium, zgasły światła w całym mieście nad laboratorium. I z kawałka nanomateriału samoistnie zaczęły powstawać nowe formy życia - mikroskopijne roboty o kształcie modliszek.