cześć
-
- Posty: 1160
- Rejestracja: wt lis 14, 2006 8:50 pm
Kolejne sprawozdanie
Ponieważ podejrzewam, że przyczyna niepowodzeń może leżeć między innymi w braku równowagi czakr, rozpocząłem intensywny proces ich aktywacji i oczyszczania. Zaopatrzyłem się w odpowiedni zestaw płyt, które ułatwiają medytację i wizualizację właśnie w tym temacie. Jestem ciekawy, czy mieliście jakieś doświadczenia z tego typu równoważeniem. Może ktoś miałby na ten temat coś istotnego do powiedzenia? Rada, sugestia, spostrzeżenie?
Ponieważ podejrzewam, że przyczyna niepowodzeń może leżeć między innymi w braku równowagi czakr, rozpocząłem intensywny proces ich aktywacji i oczyszczania. Zaopatrzyłem się w odpowiedni zestaw płyt, które ułatwiają medytację i wizualizację właśnie w tym temacie. Jestem ciekawy, czy mieliście jakieś doświadczenia z tego typu równoważeniem. Może ktoś miałby na ten temat coś istotnego do powiedzenia? Rada, sugestia, spostrzeżenie?
Dzisiaj oprócz zwykłych ćwiczeń na równoważenie czakramów wykonałem 80 minut medytacji z płytą " Głęboka medytacja 3" . I co? I nic. Ale nie nic czyli jakieś tam bohomazy, niespecjalne doznania i myślokształty itd. Pustka, totalne zero. Ciało w stanie bardzo dużego odprężenia. Nie poruszyłem nawet palcem przez cały czas. Kolejnym krokiem zatem była rozmowa z opiekunami. Rozmowa poważna, rzeczowa ale jednostronna. Nie przebiła się nawet najmniejsza odpowiedź, wskazówka, cokolwiek bym nie robił. Po prostu rozmowa wariata samego ze sobą, odbierana jako wyjątkowo przeprowadzana na siłę. Kolejna rzecz jaka próbowałem to kontrolowany gniew na swoją niemoc ( gdzieś już o tym słyszałem ) Szło jak po grudzie, bo gniew nie pochodził tak naprawdę z głębi serca. Po prostu nie odczuwałem go szczerze. Bardziej smutek z powodu niezrozumiałej ściany, jaka przede mną stoi. Oczywiście nie tędy droga, ale spróbować musiałem. To bardzo dziwne i zastanawiające. Całe moje życie było przesiąknięte znakami. Od dzieciństwa przejawiały się różne subtelne historie związane z mocnymi przebiciami z tamtego świata, a kiedy w końcu czuję się gotowy aby naprawdę szeroko otworzyć od niepamiętnych czasów uchylone okna, coś lub ktoś zabija je nagle szczelnie deskami. Na dodatek co też jest sprawą coraz bardziej tajemniczą i chyba nie przypadkową nikt, dosłownie nikt ani z tego forum ani z innych stron nie chce mi pomóc, choć zwracałem się o takową pomoc na pw i publicznie. Czy ktoś może mi to wyjaśnić, przeanalizować? Czy to tylko moje przesadzone nadinterpretacje? Co o tym sądzicie?
Moje intencje są naprawdę czyste. Chęć niesienia pomocy, pracy nad sobą, wypełnienia zadań przydzielonych mi w tym życiu z sumiennością i starannością. Jeśli chodzi o stronę fizyczną życia mam za sobą pracę wystarczającą innym czasami na kilka żyć, a gdzie tam do 40-tki. W kwestiach rozwoju duchowego i swobody ducha coś mi umyka, czegoś nie pojmuję.
W piątek jadę na II stopień warsztatów hemi-sync. Oczywiście opiszę Wam co dalej spotkało mnie na tej trudnej drodze. Wracam w Poniedziałek.
Pozdrowienia!
< Daltar z kamienistej drogi >
Moje intencje są naprawdę czyste. Chęć niesienia pomocy, pracy nad sobą, wypełnienia zadań przydzielonych mi w tym życiu z sumiennością i starannością. Jeśli chodzi o stronę fizyczną życia mam za sobą pracę wystarczającą innym czasami na kilka żyć, a gdzie tam do 40-tki. W kwestiach rozwoju duchowego i swobody ducha coś mi umyka, czegoś nie pojmuję.
W piątek jadę na II stopień warsztatów hemi-sync. Oczywiście opiszę Wam co dalej spotkało mnie na tej trudnej drodze. Wracam w Poniedziałek.
Pozdrowienia!
< Daltar z kamienistej drogi >
Daltar, skądś to znam. Walczę z własną niemocą już 2,5 roku, czasami nie mam już siły...W chwili obecnej , po zatoczeniu koła wrócilam do punktu wyjścia. Oczywiscie bogatsza o pewne wiadomości ( ale nie o to mi chodziło).
W wolnej chwili napiszę ( jeśli pozwolisz) swoje przemyslenia na PW.
Pozdrawiam.
W wolnej chwili napiszę ( jeśli pozwolisz) swoje przemyslenia na PW.
Pozdrawiam.
"Można odejść na zawsze - by stale być blisko".
Ks. Twardowski
Ks. Twardowski
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
może za bardzo chcesz naciskać na kwestię wychodzenia widząc w tym "metę" ..naucz się cieszyć z tego że równoważysz czakry...kiedy zobaczysz że te zabiegi oczyszczania przynoszą ci efekty w codziennym życiu będziesz wiedział że to działa...
po pierwsze ciesz się wszystkim co osiągasz..po drugie nie oczekuj że coś osiągniesz na zasadzie że masz w głowie wizję co to będzie i jakie to będzie...bądź raczej otwarty na każdą rzecz która przychodzi... nic nie jest i nie będzie takim jakie ci sie wydaje-ktoś tu miał taki mądry opis z którego staram się czerpać...ale nie potrafię go zrozumieć gdyż zawsze jak myślę że wydaje mi się że go rozumiem coś mi umyka : P
co by tu jeszcze powiedzieć....hymmm
by pomagać musisz mieć ogarnięte wszystkie aspekty...samo ogarnianie ich to twoja misja-pomimo iż sie wydaje że dopiero jak się wyjdzie to przyjdą zadania...
więc po prostu trwaj na drodze i otwieraj się ...
pracuj nad czakrą serca bo jest najistotniejsza będąc twoim centrum i podłączeniem do Twojej boskości..
po pierwsze ciesz się wszystkim co osiągasz..po drugie nie oczekuj że coś osiągniesz na zasadzie że masz w głowie wizję co to będzie i jakie to będzie...bądź raczej otwarty na każdą rzecz która przychodzi... nic nie jest i nie będzie takim jakie ci sie wydaje-ktoś tu miał taki mądry opis z którego staram się czerpać...ale nie potrafię go zrozumieć gdyż zawsze jak myślę że wydaje mi się że go rozumiem coś mi umyka : P
co by tu jeszcze powiedzieć....hymmm
by pomagać musisz mieć ogarnięte wszystkie aspekty...samo ogarnianie ich to twoja misja-pomimo iż sie wydaje że dopiero jak się wyjdzie to przyjdą zadania...
więc po prostu trwaj na drodze i otwieraj się ...
pracuj nad czakrą serca bo jest najistotniejsza będąc twoim centrum i podłączeniem do Twojej boskości..
stajemy się coraz bardziej sobą..przyszłość rysuje się piękna
Wręcz przeciwnie. Widzę w tym dopiero początek pracy.szaryprorok pisze:że za bardzo chcesz naciskać na kwestię wychodzenia widząc w tym "metę"
To oczywiście mądre rady, ale "przesycone wiatrem". Tym czasem ulotność i wzniosłość jest często odwrotnie proporcjonalna do praktyczności porad. Jesteśmy ludźmi w ciałach z krwi i kości, dlatego najbliższe zrozumieniu i najmilsze obecnemu stanowi są stwierdzenia częściowo dotykające ziemi. Cieszę się wszystkim co osiągam, radość mija, kiedy nie osiąga się niczego. Wprawdzie ktoś kiedyś powiedział, że nie ma ćwiczeń nieudanych. To też pewnie prawda, są jednak ćwiczenia, które nie przynoszą efektów a co za tym idzie i radości z ich postrzegania (efektów których nie widać ). Nie oczekuję niczego na podstawie własnych wizji. Oczekuję czegokolwiek stojąc z otwartymi ramionami wpatrzony w próżnię. Ktoś dowcipny oczywiście może odpowiedzieć, że constans trwania też jest efektem, ale niech powie to Freyi prosto w oczy po 2,5 roku drogi
"Nic nie jest i nie będzie takim, jakie Ci się wydaje" - dobrze, znakomicie, niech będzie zupełnie inne niż to sobie wyobrażam
" Bo jest będąc" --> I tu nie bardzo rozumiem.
Świeżutkie, dzisiejsze przemyślenie właśnie w tej materii i parę własnych postanowień.
Stany które się podnoszą, myśli które wracają, karzą się nad sobą zastanowić -- przyjmuję, uczestniczę i przechowuję, ale nie badam, nie próbuję wzbogacić, lub nadać jej nowego znaczenia, tak jak nowy jest dla mnie ten stan
Patrzę na rzeczywistość i widzę, że ona się wcale nie zmienia, ona jest tylko szersza niż wcześniej. Ego nie zostaje wzbogacone, o kolejną warstwę, choć jest to zupełnie inne i zdawało by się wyższe pojmowanie, odczuwanie i tak dalej
jest? spoko
Moje trzecie oko otworzyło się równie spontanicznie i niezależnie od świadomej, fizycznej(?) woli, co pierwsze (drugie, każde.. ;p) doświadczenie poza ciałem, a wszelkie wcześniejsze starania o to, były jedynie bieganiem za myślami, zamiast życia.. tu i tam, teraz
jest out of body experience? git, jest też out of ego experience i pewnie wiele jeszcze ciekawszych rzeczy.. w zasadzie nieskończoność
Nie ważne dokąd płyniesz, ważne żeby na dobrej fal..i w realu, czy w astralu, masując czakry, uszy dobrą muzą i wszystko co współtworzysz -- bo JESTEŚMY fragmentem rzeczywistości, a nie KIMŚ, kto w niej jest, poznaje, rozumie, nie rozumie
Wczoraj rozgraniczałem sen, déjà vu, każde nie fizyczne doświadczenie, od tego normalnego, bo wydawało mi się to logiczne.
Dziś nie rozgraniczam i... cóż, mam cudowny dzień ;]
Dobranoc kochani
Stany które się podnoszą, myśli które wracają, karzą się nad sobą zastanowić -- przyjmuję, uczestniczę i przechowuję, ale nie badam, nie próbuję wzbogacić, lub nadać jej nowego znaczenia, tak jak nowy jest dla mnie ten stan
Patrzę na rzeczywistość i widzę, że ona się wcale nie zmienia, ona jest tylko szersza niż wcześniej. Ego nie zostaje wzbogacone, o kolejną warstwę, choć jest to zupełnie inne i zdawało by się wyższe pojmowanie, odczuwanie i tak dalej
jest? spoko
Moje trzecie oko otworzyło się równie spontanicznie i niezależnie od świadomej, fizycznej(?) woli, co pierwsze (drugie, każde.. ;p) doświadczenie poza ciałem, a wszelkie wcześniejsze starania o to, były jedynie bieganiem za myślami, zamiast życia.. tu i tam, teraz
jest out of body experience? git, jest też out of ego experience i pewnie wiele jeszcze ciekawszych rzeczy.. w zasadzie nieskończoność
Nie ważne dokąd płyniesz, ważne żeby na dobrej fal..i w realu, czy w astralu, masując czakry, uszy dobrą muzą i wszystko co współtworzysz -- bo JESTEŚMY fragmentem rzeczywistości, a nie KIMŚ, kto w niej jest, poznaje, rozumie, nie rozumie
Wczoraj rozgraniczałem sen, déjà vu, każde nie fizyczne doświadczenie, od tego normalnego, bo wydawało mi się to logiczne.
Dziś nie rozgraniczam i... cóż, mam cudowny dzień ;]
Dobranoc kochani
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
Daltar: Jakbym Ci napisał wszystko to byś sie wkurzył że ci popsułem niespodziankę...sam musisz odkryć...ogólnie poczytaj o czakrach ..wszystko co o nich sie dowiesz ma konotacje z rzeczywistością..staraj sie widzieć świat duchowy przez pryzmat czakr...tego co ma z nimi związek ...ucz się tego ...jak dobrze to pojmiesz to będziesz mógł pomagać....
jak wyleczysz siebie to będziesz wiedział jak leczyć podobne przypadki ...
tak więc czytaj o czakrach -uważnie-każda informacja jest ważna,...każda czakra jest ważna...
jak wyleczysz siebie to będziesz wiedział jak leczyć podobne przypadki ...
tak więc czytaj o czakrach -uważnie-każda informacja jest ważna,...każda czakra jest ważna...
stajemy się coraz bardziej sobą..przyszłość rysuje się piękna
Czytam o nich od kilkunastu lat (tak z 17 - 19 bo już w szkole średniej wyjątkowo interesowaliśmy się z kolegami z klasy tym tematem, przerabiając mantry, medytacje grupowe i indywidualne, synchronizację pół kulową, hare krishna, pracę nad ciałem i duchem itd.).
Oczywiście teoria jest bardzo ważna, dlatego moja biblioteka zawiera sporo pozycji na ten temat. Nie uważasz jednak, że doktoryzowanie się długimi latami może być pomocne, ale nie prowadzi do samego sedna? Pamiętaj, że ja nie piszę tego z perspektywy kogoś, kto zgłębia to od paru miesięcy i zniechęcony brakiem wyników po prostu chce pocieszenia i wyżalenia się. Ja zwróciłem się do forum o pomoc w przełamaniu konkretnej sytuacji, kiedy po nastu latach zaczynają wyczerpywać się możliwości, sposoby, pomysły przełamania bariery. To o czym piszecie jest mi wiadome. Akceptuję, znam, rozumiem to i czuję, co nie zmienia faktu, że dalej tkwię w martwym punkcie. Należę do osób cierpliwych i mogę czekać na określone zdarzenia latami, co niejednokrotnie sobie udowadniałem. Jestem przesiąknięty filozofią, którą spijałem z książek, rozmów, własnych doświadczeń. Temperuje ego każdego dnia jak tylko mogę najsumienniej. Nie zależy mi na rozgłosie, wybiciu się bo już to przerabiałem i prowadzi dokładnie do nikąd. Jest bezwartościowe i służy jedynie jako punkt odniesienia. Nie zależy mi na pozycji społecznej, majątku i tym wszystkim, czego ludzie świadomie bądź podświadomie oczekują od życia. Nie zależy mi na rozrywce i przełamaniu nudy , bowiem prowadzę życie naszpikowane niespodziankami i skrajnymi doznaniami każdego dnia.
Wszystko czego obecnie pragnę to kilka konkretnych rad, wskazówek. Nie wywodów filozoficznych ale porad które udziela człowiek człowiekowi i które pozwolą ruszyć z miejsca dalej. Nie zrozumie tego ten, kto dostał zdolność poszerzania świadomości w wieku dojrzewania, albo dorastania.
To jest bardzo męczące siedzieć pod drzwiami kilkanaście lat i czekać na otwarcie, wiedząc i od zawsze wyczuwając to, co jest za nimi.
Szaryproroku, masz coś konkretnego?
Oczywiście teoria jest bardzo ważna, dlatego moja biblioteka zawiera sporo pozycji na ten temat. Nie uważasz jednak, że doktoryzowanie się długimi latami może być pomocne, ale nie prowadzi do samego sedna? Pamiętaj, że ja nie piszę tego z perspektywy kogoś, kto zgłębia to od paru miesięcy i zniechęcony brakiem wyników po prostu chce pocieszenia i wyżalenia się. Ja zwróciłem się do forum o pomoc w przełamaniu konkretnej sytuacji, kiedy po nastu latach zaczynają wyczerpywać się możliwości, sposoby, pomysły przełamania bariery. To o czym piszecie jest mi wiadome. Akceptuję, znam, rozumiem to i czuję, co nie zmienia faktu, że dalej tkwię w martwym punkcie. Należę do osób cierpliwych i mogę czekać na określone zdarzenia latami, co niejednokrotnie sobie udowadniałem. Jestem przesiąknięty filozofią, którą spijałem z książek, rozmów, własnych doświadczeń. Temperuje ego każdego dnia jak tylko mogę najsumienniej. Nie zależy mi na rozgłosie, wybiciu się bo już to przerabiałem i prowadzi dokładnie do nikąd. Jest bezwartościowe i służy jedynie jako punkt odniesienia. Nie zależy mi na pozycji społecznej, majątku i tym wszystkim, czego ludzie świadomie bądź podświadomie oczekują od życia. Nie zależy mi na rozrywce i przełamaniu nudy , bowiem prowadzę życie naszpikowane niespodziankami i skrajnymi doznaniami każdego dnia.
Wszystko czego obecnie pragnę to kilka konkretnych rad, wskazówek. Nie wywodów filozoficznych ale porad które udziela człowiek człowiekowi i które pozwolą ruszyć z miejsca dalej. Nie zrozumie tego ten, kto dostał zdolność poszerzania świadomości w wieku dojrzewania, albo dorastania.
To jest bardzo męczące siedzieć pod drzwiami kilkanaście lat i czekać na otwarcie, wiedząc i od zawsze wyczuwając to, co jest za nimi.
Szaryproroku, masz coś konkretnego?
-
- Administrator
- Posty: 1414
- Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Jak na moje oko problemem jest nastawienie: postawa oczekiwania na doznania stwarza napięcie w ciele (chociaż możesz nie być go świadomym, takie napięcie psychiczne, presję wewnętrzną), które to blokują przepływ informacji, kontakt z WJ czy Opiekunem. Trochę brak Ci spokoju wewnętrznego, akceptacji, puszczenia tych wszystkich pragnień, (co nie oznacza porzucenia). Może na przykładzie: wyobraź sobie gościa, który wybiera się na koncert muzyki klasycznej czy medytacyjnej. Cieszy, niecierpliwi, wyobraża sobie swoje doznania, a gdy w końcu koncert się zaczyna to ... nie może poczuć jej, dostroić się, słyszy pojedyncze nieskładne dźwięki, bo czeka w napięciu na spełnienie swych wyobrażeń zamiast puścić wszystko i popłynąć z dźwiękiem.
Przypominają mi się moje pierwsze medytacje. Rozluźniłam ciało fizyczne, wykonałam jakąś technikę i nic. I nagle w sobie słyszę głos-myśl: ROZLUŹNIJ SIĘ!!! Jak to? Przecież jestem rozluźniona... I nagle zdałam sobie sprawę z niesamowitego napięcia psychicznego, oczekiwania na wrażenia i zaczęłam wtedy się uczyć prawdziwego relaksu.
Drugi czynnik to nastawienie konceptualne, mentalne - trzeba nauczyć się (być może umiesz - nie wiem) odbierać bodźce z innych półek. Otwieranie się na miłość, doznanie energii miłości też może być wytrychem.
Czakramy są wtórne do tego kim jesteśmy i jak żyjemy (przejawiamy się).
Dlaczego nikt nie odpowiadał na Twoje wołanie o pomoc? Może za duża presja - nikt nie lubi działać pod presją, Twoje ciała niefizyczne też nie, dlatego blokują informacje.
Oczywiście mogę się mylić, jak lepiej posłuchasz siebie to dostaniesz swoje własne odpowiedzi:) :) .
Przypominają mi się moje pierwsze medytacje. Rozluźniłam ciało fizyczne, wykonałam jakąś technikę i nic. I nagle w sobie słyszę głos-myśl: ROZLUŹNIJ SIĘ!!! Jak to? Przecież jestem rozluźniona... I nagle zdałam sobie sprawę z niesamowitego napięcia psychicznego, oczekiwania na wrażenia i zaczęłam wtedy się uczyć prawdziwego relaksu.
Drugi czynnik to nastawienie konceptualne, mentalne - trzeba nauczyć się (być może umiesz - nie wiem) odbierać bodźce z innych półek. Otwieranie się na miłość, doznanie energii miłości też może być wytrychem.
Czakramy są wtórne do tego kim jesteśmy i jak żyjemy (przejawiamy się).
Dlaczego nikt nie odpowiadał na Twoje wołanie o pomoc? Może za duża presja - nikt nie lubi działać pod presją, Twoje ciała niefizyczne też nie, dlatego blokują informacje.
Oczywiście mogę się mylić, jak lepiej posłuchasz siebie to dostaniesz swoje własne odpowiedzi:) :) .
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia
Daltarze, mam do Ciebię prośbę.
Wykorzystaj swoją wolę i wyobraźnię, swój umysł i swoje ciało, zmobilizuj wszystkie te narzędzia, nad którymi masz pełną kontrolę i odrzuć całe wyobrażenie o drzwiach, pod którymi się znajdujesz, wszystkie ścieżki, kanały informacyjne, które zawiodły Cię tu, gdzie teraz jesteś, czas, jaki temu poświęciłeś, wszystkie pragnienia i oczekiwania.
Nie tłumacz mi, nam, ani sobie teraz niczego, proszę Cię -- zaufaj Sobie i przywołaj w Sobie, gdy już odsuniesz (nie zapomnisz, nie zniszczysz - odsuniesz) całą tą materię intelektualną, miłość.
Gdy przywołasz to najsilniejsze i najwspanialsze z uczuć, być może do ukochanej, być może do chwili, która w Twoim życiu wniosła ten cudowny pierwiastek.. wówczas odżyj ją z myśli, wyobrażeń, emocji (ciekawości, strachu, egzaltacji, wątpliwości), pozwól jej być, niezależnie od tego, jaką ją widzisz, czystą -- taką, jaka przyszła do Ciebie, zanim zacząłeś ją badać i poznawać.
Cała Twoja wiedza, doświadczenie i stan ducha, który pielęgnowałeś przez te długie lata... są gotowe, ale nie stój z nimi w gotowości, jak z nożem i widelcem (wybacz mi brak lepszego porównania, staram się jak mogę szczerze i z całego serca Ci doradzić). Skoro są na wszystko gotowe i Ty jesteś, stań obok i puść je, puść Siebie i idź za głosem serca.
Nie zabieraj ze sobą rozumu i tych składników, którymi do tej pory poznawałeś rzeczywistość.
Wykorzystaj swoją wolę i wyobraźnię, swój umysł i swoje ciało, zmobilizuj wszystkie te narzędzia, nad którymi masz pełną kontrolę i odrzuć całe wyobrażenie o drzwiach, pod którymi się znajdujesz, wszystkie ścieżki, kanały informacyjne, które zawiodły Cię tu, gdzie teraz jesteś, czas, jaki temu poświęciłeś, wszystkie pragnienia i oczekiwania.
Nie tłumacz mi, nam, ani sobie teraz niczego, proszę Cię -- zaufaj Sobie i przywołaj w Sobie, gdy już odsuniesz (nie zapomnisz, nie zniszczysz - odsuniesz) całą tą materię intelektualną, miłość.
Gdy przywołasz to najsilniejsze i najwspanialsze z uczuć, być może do ukochanej, być może do chwili, która w Twoim życiu wniosła ten cudowny pierwiastek.. wówczas odżyj ją z myśli, wyobrażeń, emocji (ciekawości, strachu, egzaltacji, wątpliwości), pozwól jej być, niezależnie od tego, jaką ją widzisz, czystą -- taką, jaka przyszła do Ciebie, zanim zacząłeś ją badać i poznawać.
Cała Twoja wiedza, doświadczenie i stan ducha, który pielęgnowałeś przez te długie lata... są gotowe, ale nie stój z nimi w gotowości, jak z nożem i widelcem (wybacz mi brak lepszego porównania, staram się jak mogę szczerze i z całego serca Ci doradzić). Skoro są na wszystko gotowe i Ty jesteś, stań obok i puść je, puść Siebie i idź za głosem serca.
Nie zabieraj ze sobą rozumu i tych składników, którymi do tej pory poznawałeś rzeczywistość.
Ot i to zdaje się jest przyczyna blokad. Tak przynajmniej czuję. Chyba dotknęliście sedna.To czekanie z nożem i widelcem prawdopodobnie najlepiej opisuje stan "napięcia przed doznaniowego". .
Nie było mnie w kraju ładnych kilka dni, ale nie oznacza to, że przez ten czas nic się nie działo. Coś chyba jednak zaczyna drgać. Dziękuję za porady. Niebawem napiszę Wam, co słychać, a tymczasem idę się po prostu wyspać po kilku dniach ciężkiej i obciążającej psychicznie pracy.
Nie było mnie w kraju ładnych kilka dni, ale nie oznacza to, że przez ten czas nic się nie działo. Coś chyba jednak zaczyna drgać. Dziękuję za porady. Niebawem napiszę Wam, co słychać, a tymczasem idę się po prostu wyspać po kilku dniach ciężkiej i obciążającej psychicznie pracy.
Zatem coś drga.
Będąc na warsztatach hemi-sync II stopnia miałem ciekawe doświadczenie, w którym
( można się domyślać, że to byli moi opiekunowie ) pokazano mi pewną historyczną scenę ( na moje oko około XIIIV - XIX wiek ) Scena była pokazana z lotu ptaka ( około 7-10 metrów nad ziemią ). Wyglądała realistycznie i była dodatkowo doprawiona czymś, co mogę nazwać "choć tego nie widać, wiem, że tak było" Treści tej wizji na razie nie chcę tu wyjawiać. Napiszę tylko, że prawdopodobnie chodziło o jakieś zaległe sprawy karmiczne.
Zrobiło mi się naprawdę niezwykle przykro. Poczułem jak płaczę mentalnie i pamiętam, że powiedziałem "tak bardzo mi przykro..tak bardzo przykro" a było to wyznanie niezwykle szczere, pochodzące z samej głębi i obarczone dużym poczuciem winy. Nie mogłem uwierzyć, że miałem jakikolwiek udział w przedstawianych mi zdarzeniach. Dotarło do mnie, że prawdopodobnie czeka mnie bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne przejście, z którym będę się musiał zmierzyć, a które jest konsekwencją tego co zobaczyłem. Przejściem oczywiście zaplanowanym na obecną inkarnację. Było to tak nagłe doświadczenie i nasycone tak wielkim strachem oraz poczuciem winy, że zacząłem odruchowo "uciekać" od niego. Byłem naprawdę przerażony. Wtedy usłyszałem wyraźne, zasadnicze pytanie, które było niejako istotą i kwintesencją całego zajścia:
" To co, zmiana planów?"
Wtedy po raz pierwszy się zawahałem. Gdzieś głęboko we mnie tkwiło poczucie, że pomimo koszmaru zdarzeń, jaki hipotetycznie mnie czeka ważniejsze jest stawienie temu czoła. Chyba wybąkałem z siebie coś w stylu: "Dajcie mi czas do namysłu" i szybko ( mentalnie biegnąc ) wróciłem do świata realnego.
Kiedy ćwiczenie się skończyło miałem tętno "200" i byłem naprawdę przerażony.
Warsztaty się skończyły. Z ogromnym "ciężarem" wracałem do domu, przez 500 kilometrów drogi myśląc nad tym, co zobaczyłem i co mi zaproponowano.
Pierwszego dnia po tym wszystkim istotnie poprosiłem o zmianę planów, choć zrobiłem to zupełnie bez przekonania. Czułem się po prostu fatalnie. Właśnie wtedy zaczęło mi coś nie pasować w tym wszystkim. Po pierwsze dlaczego pokazano mi coś takiego. Po drugie cały czas gdzieś wewnątrz tkwiła we mnie wątpliwość oparta na przekonaniu o błędnej interpretacji tego co zobaczyłem lub co dziwniejsze, o tym, że jestem robiony "w konia"??? Że może sam dopisałem sobie grozę całej historii? Doprawdy trudno to określić, ale od dawien dawna mam w sobie dosyć czuły barometr związany z tym, czy coś się zdarzy, czy też nie oraz czy coś jest prawdą, czy też prawdą nie jest. Gdzieś ten mój barometr pobrzękiwał cicho.
No i najważniejsze co to w ogóle jest za pytanie: "To co, zmiana planów?"
Zaraz zaraz, jak to możliwe. Istoty opiekujące się nami. Wszechdobre, niezwykle mądre i kochające nas bezgranicznie i bezwarunkowo, które nie jeden już raz chroniły mnie i ratowały od naprawdę niezłego bigosu chciały by mojego nieszczęścia? Jeśli cokolwiek ma się zdarzyć, to znaczy, że nawet, jeśli jest to przejściem "chwilowo" ( jedno życie ) koszmarnym, musi oznaczać, że jest mi to potrzebne i w globalnym bilansie istnienia duszy tak właśnie zostało zaplanowane dla mojego rozwoju. I teraz niby mam się z tego wycofywać? Z czegoś, co sam wybrałem, na co się zgodziłem, co zapewne dokładnie przemyślałem? O nie, nie ma takiej opcji. Wziąwszy kilka głębszych oddechów po prostu powiedziałem "w eter" .
Że trudno. Że życie to nie bajka. Że jeśli Oni uważają, że przydam się bardziej w takich a nie innych okolicznościach, to znaczy, że tak być powinno. Że kocham ich bardzo, że im ufam bezgranicznie i przyjmę wszystko bez szemrania. Że nie ma o czym mówić i żadnej zmiany planów przynajmniej z mojej strony nie będzie.
W odpowiedzi wyraźnie i głośno dotarło do mnie najpiękniejsze stwierdzenie, jakiego nie mogłem sobie nawet wyobrazić. Brzmiało ono krótko, zwięźle i zawierało w zasadzie wszystko, czego dusza na ziemskim zesłaniu może oczekiwać od przewodników i mistrzów.
- " I to właśnie chciałem usłyszeć..."
Nie wytrzymałem i wzruszyłem się bardzo.
Bez wątpienia było to niezwykle ważne doświadczenie, będące niejako kamieniem milowym w moim rozwoju. Dlatego choć w kwestiach eksterioryzacji i postrzegania pozazmysłowego jedynie "coś drgnęło" tak naprawdę wydaje mi się, że mimo wszystko jestem konkretny krok w dobrą stronę. To wszystko jest bardzo trudne i obarczone pojmowaniem przez pryzmat ludzkich odczuć jakimi są strach, wątpliwości, słabość. To jest to z czym naprawdę trzeba się zmierzyć będąc tu na ziemi a co jest niezwykle trudne.
O bardziej przyjemnych rzeczach napiszę kolejnym razem, bo mam jeszcze cos w zanadrzu
< z pamiętnika Daltarowego>
Pozdrawiam!
Będąc na warsztatach hemi-sync II stopnia miałem ciekawe doświadczenie, w którym
( można się domyślać, że to byli moi opiekunowie ) pokazano mi pewną historyczną scenę ( na moje oko około XIIIV - XIX wiek ) Scena była pokazana z lotu ptaka ( około 7-10 metrów nad ziemią ). Wyglądała realistycznie i była dodatkowo doprawiona czymś, co mogę nazwać "choć tego nie widać, wiem, że tak było" Treści tej wizji na razie nie chcę tu wyjawiać. Napiszę tylko, że prawdopodobnie chodziło o jakieś zaległe sprawy karmiczne.
Zrobiło mi się naprawdę niezwykle przykro. Poczułem jak płaczę mentalnie i pamiętam, że powiedziałem "tak bardzo mi przykro..tak bardzo przykro" a było to wyznanie niezwykle szczere, pochodzące z samej głębi i obarczone dużym poczuciem winy. Nie mogłem uwierzyć, że miałem jakikolwiek udział w przedstawianych mi zdarzeniach. Dotarło do mnie, że prawdopodobnie czeka mnie bardzo, ale to bardzo nieprzyjemne przejście, z którym będę się musiał zmierzyć, a które jest konsekwencją tego co zobaczyłem. Przejściem oczywiście zaplanowanym na obecną inkarnację. Było to tak nagłe doświadczenie i nasycone tak wielkim strachem oraz poczuciem winy, że zacząłem odruchowo "uciekać" od niego. Byłem naprawdę przerażony. Wtedy usłyszałem wyraźne, zasadnicze pytanie, które było niejako istotą i kwintesencją całego zajścia:
" To co, zmiana planów?"
Wtedy po raz pierwszy się zawahałem. Gdzieś głęboko we mnie tkwiło poczucie, że pomimo koszmaru zdarzeń, jaki hipotetycznie mnie czeka ważniejsze jest stawienie temu czoła. Chyba wybąkałem z siebie coś w stylu: "Dajcie mi czas do namysłu" i szybko ( mentalnie biegnąc ) wróciłem do świata realnego.
Kiedy ćwiczenie się skończyło miałem tętno "200" i byłem naprawdę przerażony.
Warsztaty się skończyły. Z ogromnym "ciężarem" wracałem do domu, przez 500 kilometrów drogi myśląc nad tym, co zobaczyłem i co mi zaproponowano.
Pierwszego dnia po tym wszystkim istotnie poprosiłem o zmianę planów, choć zrobiłem to zupełnie bez przekonania. Czułem się po prostu fatalnie. Właśnie wtedy zaczęło mi coś nie pasować w tym wszystkim. Po pierwsze dlaczego pokazano mi coś takiego. Po drugie cały czas gdzieś wewnątrz tkwiła we mnie wątpliwość oparta na przekonaniu o błędnej interpretacji tego co zobaczyłem lub co dziwniejsze, o tym, że jestem robiony "w konia"??? Że może sam dopisałem sobie grozę całej historii? Doprawdy trudno to określić, ale od dawien dawna mam w sobie dosyć czuły barometr związany z tym, czy coś się zdarzy, czy też nie oraz czy coś jest prawdą, czy też prawdą nie jest. Gdzieś ten mój barometr pobrzękiwał cicho.
No i najważniejsze co to w ogóle jest za pytanie: "To co, zmiana planów?"
Zaraz zaraz, jak to możliwe. Istoty opiekujące się nami. Wszechdobre, niezwykle mądre i kochające nas bezgranicznie i bezwarunkowo, które nie jeden już raz chroniły mnie i ratowały od naprawdę niezłego bigosu chciały by mojego nieszczęścia? Jeśli cokolwiek ma się zdarzyć, to znaczy, że nawet, jeśli jest to przejściem "chwilowo" ( jedno życie ) koszmarnym, musi oznaczać, że jest mi to potrzebne i w globalnym bilansie istnienia duszy tak właśnie zostało zaplanowane dla mojego rozwoju. I teraz niby mam się z tego wycofywać? Z czegoś, co sam wybrałem, na co się zgodziłem, co zapewne dokładnie przemyślałem? O nie, nie ma takiej opcji. Wziąwszy kilka głębszych oddechów po prostu powiedziałem "w eter" .
Że trudno. Że życie to nie bajka. Że jeśli Oni uważają, że przydam się bardziej w takich a nie innych okolicznościach, to znaczy, że tak być powinno. Że kocham ich bardzo, że im ufam bezgranicznie i przyjmę wszystko bez szemrania. Że nie ma o czym mówić i żadnej zmiany planów przynajmniej z mojej strony nie będzie.
W odpowiedzi wyraźnie i głośno dotarło do mnie najpiękniejsze stwierdzenie, jakiego nie mogłem sobie nawet wyobrazić. Brzmiało ono krótko, zwięźle i zawierało w zasadzie wszystko, czego dusza na ziemskim zesłaniu może oczekiwać od przewodników i mistrzów.
- " I to właśnie chciałem usłyszeć..."
Nie wytrzymałem i wzruszyłem się bardzo.
Bez wątpienia było to niezwykle ważne doświadczenie, będące niejako kamieniem milowym w moim rozwoju. Dlatego choć w kwestiach eksterioryzacji i postrzegania pozazmysłowego jedynie "coś drgnęło" tak naprawdę wydaje mi się, że mimo wszystko jestem konkretny krok w dobrą stronę. To wszystko jest bardzo trudne i obarczone pojmowaniem przez pryzmat ludzkich odczuć jakimi są strach, wątpliwości, słabość. To jest to z czym naprawdę trzeba się zmierzyć będąc tu na ziemi a co jest niezwykle trudne.
O bardziej przyjemnych rzeczach napiszę kolejnym razem, bo mam jeszcze cos w zanadrzu
< z pamiętnika Daltarowego>
Pozdrawiam!
Myślę, że odcinając od tego cały ziemski balast, w którym zawiera się wszystko, co wymieniłeś (strach, wątpliwość etc), każde kolejne posunięcie będzie łatwiejsze. Jeśli podświadomość jest w stanie kontrolować oddech bez udziału świadomości, to i na nad świadomość warto się zdać, w kwestiach, które są zasadniczo jej domeną.
Też przeżyłem, w pewnym sensie dysonans poznawczy, po tym, jak zostałem przez swoich nie raz skarcony, wręcz wywrzeszczano mi w twarz, czego nie powinienem robić, ale... pozostawiono wybór.
zawsze mamy wybór i to jest spoko
pozdrówki
Też przeżyłem, w pewnym sensie dysonans poznawczy, po tym, jak zostałem przez swoich nie raz skarcony, wręcz wywrzeszczano mi w twarz, czego nie powinienem robić, ale... pozostawiono wybór.
zawsze mamy wybór i to jest spoko
pozdrówki
-
- Administrator
- Posty: 1414
- Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Qrcze, naprawdę "drgnęło" w Twoich doświadczeniach! Nie masz co narzekać... . Nie ma tu drogi na skróty, choć zauważyłam, że i tak próbujemy wciąż wskoczyć wyżej niż nam uwarunkowania pozwalają.
U mnie też tak jest: na poziomie emocjonalnym wciąż jeszcze do końca nie odblokowana, ale już marzą mi się jazdy wysokoenergetyczne. Efekty są naprawdę czasami różne, przy silnej konfrontacji z sytuacją niekorzystną rozwala mi świadomość na dwie części, jedna siedzi przy problemie w niższym ciele, druga w wyższym ciałku, ale nie może przejawić się dobrze fizycznie. W efekcie powala mnie silne napięcie pomiędzy tymi dwoma częściami mnie... Z drugiej strony spojrzenie z wyższej energii pomaga rozwiązać problemy z niższej, więc ma to swoje plusy...
U mnie też tak jest: na poziomie emocjonalnym wciąż jeszcze do końca nie odblokowana, ale już marzą mi się jazdy wysokoenergetyczne. Efekty są naprawdę czasami różne, przy silnej konfrontacji z sytuacją niekorzystną rozwala mi świadomość na dwie części, jedna siedzi przy problemie w niższym ciele, druga w wyższym ciałku, ale nie może przejawić się dobrze fizycznie. W efekcie powala mnie silne napięcie pomiędzy tymi dwoma częściami mnie... Z drugiej strony spojrzenie z wyższej energii pomaga rozwiązać problemy z niższej, więc ma to swoje plusy...
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia
-
- Posty: 171
- Rejestracja: wt sty 06, 2009 12:41 am
Tak jak obiecałem, piszę o kolejnych "drganiach".
Pierwszy raz od kilkunastu lat udało mi się doświadczyć jasnego snu.
Pamiętam, że śniło mi się wiele różnych rzeczy i jakaś rozmowa. W tej rozmowie powiedziałem do kogoś" Gdzie są Wasi opiekunowie..." czy coś w tym stylu i nagle nastąpiło "przebudzenie" świadomości. Tak bardzo się ucieszyłem że aż powiedziałem na głos "no nareszcie!"
Pierwsze co przyszło mi na myśl, to chęć oglądnięcia swoich dłoni. Widziałem je wyraźnie. Były nieco bardziej różowe i świecące, ale wyglądały bardzo podobnie jak w świecie realnym. Następnie zacząłem podążać w jakimś kierunku i kątem oka zobaczyłem, cichą niewysoką postać towarzyszącą mi po prawej stronie. Pomyślałem"pewnie jesteś moim opiekunem", ale nie zgłębiałem się w to zbytnio, bo wiedziałem, że ten stan świadomości nie potrwa długo i że jeszcze będzie okazja "następnym razem", aby z nim porozmawiać. Znalazłem się w miejscu, gdzie było bardzo dużo ludzi. Wszyscy byli w ciągłym ruchu i zmierzali w różne strony, przemieszczając się jedni za drugimi. Coś jak na lotnisku, czy wielkim dworcu. Kątem oka dostrzegłem swojego znajomego, który nie zwracając na mnie uwagi przemieszczał się gdzieś szybko z tłumem. Pognałem za nim, bo przypomniało mi się, że jest chory na raka i miał ostatnio kolejne nawroty choroby. Gnałem za nim szybko jakimiś korytarzami, aby dowiedzieć się czegoś o jego obecnym stanie, ale niestety nie udało mi się go dogonić. Kolejnym "pomysłem" w tym stanie było skoczenie ze skarpy i poszybowanie w przestrzeni. Zrobiłem to, ale w tym momencie obraz mi się rozmazał i świadomość z powrotem przeszła w stan "przytłoczenia sennego" czyli w normalne śnienie.
Myślę, że nie najgorzej jak na pierwszy raz. Mam tylko nadzieję, że będzie się to powtarzało częściej. Ćwiczenia oczywiście idą pełną parą.
Pierwszy raz od kilkunastu lat udało mi się doświadczyć jasnego snu.
Pamiętam, że śniło mi się wiele różnych rzeczy i jakaś rozmowa. W tej rozmowie powiedziałem do kogoś" Gdzie są Wasi opiekunowie..." czy coś w tym stylu i nagle nastąpiło "przebudzenie" świadomości. Tak bardzo się ucieszyłem że aż powiedziałem na głos "no nareszcie!"
Pierwsze co przyszło mi na myśl, to chęć oglądnięcia swoich dłoni. Widziałem je wyraźnie. Były nieco bardziej różowe i świecące, ale wyglądały bardzo podobnie jak w świecie realnym. Następnie zacząłem podążać w jakimś kierunku i kątem oka zobaczyłem, cichą niewysoką postać towarzyszącą mi po prawej stronie. Pomyślałem"pewnie jesteś moim opiekunem", ale nie zgłębiałem się w to zbytnio, bo wiedziałem, że ten stan świadomości nie potrwa długo i że jeszcze będzie okazja "następnym razem", aby z nim porozmawiać. Znalazłem się w miejscu, gdzie było bardzo dużo ludzi. Wszyscy byli w ciągłym ruchu i zmierzali w różne strony, przemieszczając się jedni za drugimi. Coś jak na lotnisku, czy wielkim dworcu. Kątem oka dostrzegłem swojego znajomego, który nie zwracając na mnie uwagi przemieszczał się gdzieś szybko z tłumem. Pognałem za nim, bo przypomniało mi się, że jest chory na raka i miał ostatnio kolejne nawroty choroby. Gnałem za nim szybko jakimiś korytarzami, aby dowiedzieć się czegoś o jego obecnym stanie, ale niestety nie udało mi się go dogonić. Kolejnym "pomysłem" w tym stanie było skoczenie ze skarpy i poszybowanie w przestrzeni. Zrobiłem to, ale w tym momencie obraz mi się rozmazał i świadomość z powrotem przeszła w stan "przytłoczenia sennego" czyli w normalne śnienie.
Myślę, że nie najgorzej jak na pierwszy raz. Mam tylko nadzieję, że będzie się to powtarzało częściej. Ćwiczenia oczywiście idą pełną parą.