Max; nie-wesoła sytuacja

Jeśli straciłeś kogoś bliskiego, lub przeżywasz trudne chwile z innego powodu i potrzebujesz pocieszenia lub po prostu chciałbyś, aby ktoś Cię wysłuchał, możesz opowiedzieć swoją historię tutaj.
Max_S_W
Posty: 6
Rejestracja: wt maja 25, 2010 4:03 pm

Max; nie-wesoła sytuacja

Post autor: Max_S_W » ndz lip 25, 2010 11:36 pm

Dzień dobry wszystkim forumowiczom,
Trafiłem do Was podążając śladami dawnego znajomego. Przeglądając forum zapoznałem się z różnymi wątkami i bardzo mi się Tu spodobało. Nie przypuszczałem, że za kilka miesięcy sam znajdę się w potrzebie i będę Was prosił o trzeźwy osąd kogoś, kto patrzy z zewnątrz. Zdaje sobie też sprawę, iż mój kłopot w porównaniu z całym ogromem nieszczęść opisywanych przez forumowiczów jest po porostu śmieszny, lecz jest mój i trochę doskwiera. A kto wie, może ktoś już miał podobne realizacje i podpowie mi, w którym kierunku dalej podążać.

Na początek „parę” słów wyjaśnienie.

Zaczęło się wszystko pięknej wiosny 18 lat temu. Obserwowałem Ją od dłuższego czasu i w końcu nadarzyła się sposobność. Siedziała na schodach przy szkolnym bufecie. Nigdy nie zapomnę jej ślicznej buzi i tajemniczych smutnych oczu. Udało się, coś zaskoczyło. Coraz częściej się spotykaliśmy. Wspólnie wypady na przerwie na małego dymka, potem korekta oddechu miętówką i tup tup na lekcję. A potem była następna przerwa i następna. Pewnego dnia zaprosiła mnie do siebie i ... cóż miałem pierwszą prawdziwą dziewczynę. W maju wyjechaliśmy do Zakopanego. No cud miód i prażone orzeszki, pierwszy wyjazd z dziewczyną, na około ośnieżone górskie szczyty, mały drewniany domek, a w środku my, gorące buziaki i szampan – niezatarte wspomnienia. Nie, nie to nie była sielanka lecz raczej trudna miłość. Los bardzo Ją skrzywdził i bycie razem było jak stąpanie po polu minowym. Musiałem uważać na każdy gest i słowo. Nierozważny krok zawsze kończył się wybuchem płaczu. Ale jakoś sobie radziłem, uczyłem się Jej krok po kroku, znacznie rzadziej wchodząc na miny. Ona coraz bardziej mi ufała i w końcu powiedziała upragnione słowo „kocham Cię”. Cieszyłem się jak dziecko całowałem po rękach i twarzy, jak wariat.
A potem zdarzył się wypadek. Przez własną głupotę o mało nie pozbawiłem się życia. Nie chciałem aby oglądała mnie w takim stanie. Na nic to, wpadła do szpitalnej sali jak tornado tylko drzwi furknęły. Słyszałem jej krótki szybki oddech i odczułem falę strachu pomieszanego z rozpaczą. Wybąkałem coś w stylu – Ja przepraszam – powiedziała – Nic nie mów, wszystko będzie dobrze. Przychodziła codziennie, myła mnie, karmiła, czytała książki i powtarzała – Wszystko będzie dobrze. I uwierzyłem Jej. Wbrew niepewnym rokowaniom po trzech miesiącach na własnych nogach opuściłem szpital. Pełna rehabilitacja trwała dwa lata, przez cały tan czas była ze mną. Te tragiczne wydarzenia jeszcze bardziej nas do siebie zbliżyły. Wyraźnie wyczuwałem jej stany emocjonalne. Dochodziło do takich absurdów, że Ona miała swoje dni a mnie brzuch bolał. Fajne jest takie połączenie gdy się ludzie kochają i są ze sobą. W przeciwną stronę to już nie jest takie fajne.
Poszliśmy na studia. Ona wcześniej ja rok później. Trudna sytuacja materialna zmusiła Moje Szczęście do podjęcia pracy. Imała się różnych zajęć. Ja wciąż byłem na garnuszku rodziców. Mieliśmy dla siebie mniej czasu. Wracała do domu zmęczona i zestresowana, częściej wybuchały kłótnie. Chociaż dalej czułem jej emocje przeoczyłem fakt, że z dziewczyny przeistoczyła się w kobietę i weekendowe spotkania czy chodzenie za rączkę przestały wystarczać. Chciała mieć faceta nie chłopca. Zwracała mi uwagę - Mógłbyś w końcu zerwać pępowinę i znaleźć sobie pracę. Ja na to – Nie ma sensu się teraz naprężać i łapać byle jaką robotę za parę nędznych stówek tylko po to aby pokazać swoją dorosłość. Chcę w spokoju skończyć studia i znaleźć zatrudnienie w swoim fachu. A Ona na to – Żyjesz marzeniami, wydoroślej! Takie utarczki zdarzały się dość często. Pracując, przebywała w środowisku podobnych sobie ludzi. Mieli swoje problemy i swój świat. Coraz mniej nas łączyło. Bo i niby czym miałem Ją zaskoczyć – zdanym egzaminem, piwem po wykładzie z kumplami czy może pysznym obiadem u mamy. Przeglądając zdjęcia z tamtych lat widzę tą samą śliczną buzie ze zmęczonymi smutnymi oczyma i uśmiech kretyna na twarzy obok (znaczy mojej twarzy). Po któreś z kolejnych utarczek 01.11.1998 roku powiedziała pass.
Gdybyśmy się rozstali jak należało, pewnie bylibyśmy już rodziną, albo ułożywszy sobie życie każdy po swojemu, spotykali się na ulicy z szerokim uśmiechem – Witaj co u Ciebie słychać? Oczywiście tak się nie stało. Byłem absolutnie nie przygotowany na rozstanie ani fizycznie ani psychicznie. Żal i smutek rwał trzewia. Pogrążyłem się na długie miesiące w ziejącej ciemnej czeluści bez dna i ścian. Łaziłem za Nią, skomlałem i nic. Usłyszałem jedynie – Przestań za mną łazić. No to zagryzłem zęby i przestałem. Za miesiąc telefon – Dlaczego nie dzwonisz, obraziłeś się na mnie? Zaczynam za Tobą tęsknić. Szczęśliwy, po chwili pędziłem na złamanie karku i ... pazurki – pierdziut, jak głową w mur. Bawiła się tak ze mną prawie dwa lata. W końcu nie wytrzymałem i na imprezie imieninowej zrobiłem psikusa z jej koleżanką w jej pokoju na jej łóżku – tym samym, które dzieliliśmy przez prawie siedem lat. Chciałem zbezcześcić, zniszczyć bezsensowną miłość. Ów heroiczny czyn na tyle poprawił mi humor i tchnął wiarę we własne siły, że gdy w milenijnego sylwestra , w wyniku kolejnego nieporozumienia (absolutnie nie natury erotycznej) powiedziała – Nie chcę abyś więcej do mnie dzwonił i przyjeżdżał – z zaciśniętymi zębami odrzekłem - Nie mam takiego zamiaru. I piękna długa romantyczna miłość poszła w @#$%!

Przez następne dziesięć lat nie mieliśmy żadnego (fizycznego) kontaktu. Wyczuwałem jej emocje lecz coraz słabiej i słabiej. Z innymi kobietami układało się różnie albo to nie było to albo nie potrafiłem ich kochać tak jak na to zasługiwały, Dałem w końcu za wygraną i zrezygnowałem z życia uczuciowego. Dokończyłem studia, potem drugie i trzecie. Rzuciłem się w wir pracy naukowej. Był to bardzo ciekawy okres mojego życia. Tworzenie nowych urządzeń, badania nad defensywnym uzbrojeniem dla wojska, badania ewolucji i przemian materii międzyplanetarnej wreszcie prace nad niezwykłą technologią państwa faraonów. Publikacje, konferencje, zagraniczne staże i cudowna świadomość, że robi się coś co przyczynia się do postępu i rozwoju ludzkości. Cztery lata temu poznałem moją Kocicę. Po kilku miesiącach znajomości zamieszkaliśmy razem. Nie jest to jakaś szalona miłość, raczej miłość dojrzała, Po półtorej roku – pierwszy kryzys – prawie rozstanie. Zasiedliśmy do stołu wyłożyliśmy co komu leży na wątrobie, ja trochę odpuściłem Kocica wyluzowała - zapanował względny pokój.

Tyle w temacie historii, przechodzę do problemu. Dwa tygodnie temu bez żadnej wyraźniej przyczyna zaczyna mi się śnić Ona. Różne wersje naszego niedoszłego życia. Pierwszego dnia – ok. to tylko sen. Drugiego – cykliczne sny też się zdarzają. Trzeciego i czwartego dnia - trochę dziwnie. Piątego – nad ranem – siedzi blisko mnie, Jej kasztanowe, długie włosy pieszczą mój tors, patrzy na mnie smutnymi oczyma. Obudziłem się z przerażającym uczuciem pustki. Znów otacza mnie ciemna nieskończona czeluść. Wręcz fizyczny cios w brzuch. Niewidzialna ręka zgniata i wykręca wnętrzności i ten sam smutek, że aż wyć się chce. W pracy nie jestem w stanie nic zrobić. Patrzę tempo w monitor a myśli same układają się w jej imię. Przypominają się wszystkie piękne i piekielnie niepiękne chwile, jakiś obłęd. Kocica siedzi obok pieszczotliwie drapie pazurkami moje ramię, patrzy spod przymrużonych powiek i nic nie wie (ani nie domyśla się), że jej facet ma kosmicznego doła. Może to i lepiej bo i niby co miałbym jej powiedzieć? Choć od czterech lat nie palę sięgnąłem po papierosa. Dawka trucizny przytępia postrzeganie i mogę zebrać myśli. Kryzys wieku średniego – odrzucam, do czterdziestki jeszcze trochę zostało. Część tych uczuć jest na pewno moja ale nie wszystkie. I ten nagły niespodziewany atak i jego siła. Nie wiem sam co o tym myśleć. Wydaje mi się, że Ona ma kłopoty i to był krzyk rozpaczy. W pierwszym odruch chciałem Ją szukać gnać na złamanie karku. Potem przypomniałem sobie – „pierdziut jak głową w mur” i bogu ducha winną Kocicę. Prawdę mówiąc jestem w kropce – bo nie wiem co czynić. Serce przeraźliwie wyje, rozsądek mówi uważaj. Parę lat temu szukałem Jej w „poza”. Zawsze trafiałem na ścianę czarnej ciągnącej się breji. Któregoś dnia zebrałem siły, oczyściłem intencje i wystrzeliłem w kierunku najsilniejszej wibracji. Przeszedłem ścianę mazi lecz zamiast Jej istoty dostrzegłem starą zniszczoną klatkę schodową. Wyszedłem na drugie znajome piętro, przeszedłem przez drzwi, potem jeszcze jedne drzwi. W dużym pokoju leżała na łóżku. Obok spoczywał jakiś osobnik odmiennej płci. Nie obejmowali się. Z podkulonymi nogami wtuliła się w róg łóżka. Podszedłem bliżej, Spróbowałem dotknąć jej myśli - panował tam potworny chaos smutek, bezsilna wściekłość, determinacja i ziejąca pustką otchłań. Chwile potem spostrzegła moją obecność i coś wyrzuciło mnie na zewnątrz breji. Ta akcja zakończyła się kilkoma koszmarnymi sennymi. Więcej kontaktu nie próbowałem.
Dziś byłem w kinie. Siedzę, oglądam film i znów napływa fala smutku. Z trudem powstrzymałem cisnące się do oczu łzy i wręcz fizyczny nakaz idź Jej szukać! Normalnie obłęd w ciapki,

Macie jakiś pomysł?

Dzięki za opinie

Maksymilian

Wlodek
Posty: 903
Rejestracja: wt mar 11, 2008 5:04 pm

Post autor: Wlodek » pn lip 26, 2010 7:10 am

Nie miałbyś z nią życia , ona na ciężko minusowej energii a Ty na dosyć solidnym plusie.
A jak myślisz po co robiła tę szopkę z płaczem,po prostu ustawiała Cie.
Ogień i woda się nie godzą.
Już co może znaczyć ta breja, nie trzeba chyba pisać.
Zresztą chyba dalej czerpie z Ciebie energię bo o niej myślisz i sam się to prosisz.
A jak myślisz po co Opiekun Cię cię tu skierował,bo ja myślę że po to aby Ci zdjąć łuski z oczu.
Mógłbyś dużo dobrego zrobić a nie być pożywką dla czarnych magów chociażby w skórze pięknej dziewczyny.
No tak, przyczepiła Ci się do dolnych czakr i wysysa energię .
W razie gdyby Ci się znudziła ta sytuacja daj znać to odetniemy linki i będziesz miał spokój.
Działa tu jeszcze coś jak zdalna telepatyczna hipnoza.
Tylko się nie przestrasz, bo wszystko jest do odwrócenia na dobre.
Nie ma rzeczy niemożliwych - poza tym wszystko jest możliwe.

Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » pn lip 26, 2010 10:59 am

Być może ma kłopoty, coś dziewczynie nie wyszło i jako że ma z Tobą dobre połączenie po tylu latach razem myśli o Tobie, być może nawet nieświadomie przekazując Ci cały ciężar. Uważałabym z tekstami o wysysaniu energii i czarnym magu, takie też są relacje międzyludzkie. Siła tych doznań wcale nie musi być jej przypisywana, a Tobie - jesteś wrażliwy, otwarty, pisałeś, że zajmujesz się oobe - to uwrażliwia, niesamowicie uwrażliwia na poziomie tzw. astralnym, emocjonalnym i mentalnym. Dla niej to silne emocje, a Ty prawie ją słyszysz, czujesz to co ona (także w wyniku więzi, którą mieliście, już wcześniej byliście połączeni...). Jednak jak by to powiedzieć - to jest Twoje życie i trzeba stawić czoła temu wszystkiemu, tej sile. Swoją drogą być może pomagają jej jakieś astrale. Ja i przy mniejszych połączeniach też miałam takie jazdy, ale to przez tą wrażliwość astralną po oobe.

Jednak to Ty jesteś szefem w sobie i tak naprawdę powinieneś słuchać swojego wnętrza, swojej prawdziwej natury, a nie podszeptów astralnych.

Musisz też uważać na swoje skłonności - jakaś Twoja część chętnie oddałaby się jej w ofierze i to bez wahania, musisz pogadać z tą częścią siebie i ją jakoś lepiej zintegrować z sobą. Skąd się wzięła, dlaczego jest i w takim układzie to przeszkadza Ci w najlepszym udzieleniu pomocy. Musisz przywołąć wewnętrzną mądrość, by to jak najlepiej zrozumieć. Dobrze jest też zrozumieć, że trudne chwile, które inni przechodzą są po coś i z czegoś wynikają w szerszym kontekście.
Może to właśnie jest ta chwila, której nie przeżyłeś w tamtym związku: czas dorosnąć! Stawić temu czoła z pozycji dojrzałej pełnej i równoprawnej osoby, a nie podległej, za którą ktoś podejmuje decyzje (czy to astralne, emocjonalne czy życiowe).
Jak na moje zewnętrzne wobec sprawy oko to najlepiej, przed odłączeniem linków/ połączenia emocjonalnego, wykorzystać sytuację i wywalczyć w sobie dojrzałą osobowość i z pozycji pełni siebie, świadomości swojej wartości, kierując się wspólczuciem przekazać jej pozytywną energię i wyciszenie, utulić ją. Po czym wrócić do swojego życia.

Niestety wszyscy musimy sami stawić czoła własnym wewnętrznym problemom. Można tylko pomagać, wspierać, inspirować, ale nie można za kogoś zrozumieć czegoś, przemienić go magicznie w szczęśliwą i spełnioną osobę. Pójście z kimś na dno też nie pomaga - to jak z alkoholikiem - jak akceptujesz w pełni picie i ułatwiasz mu życie, to nie ma motywacji do leczenia. Czy Ty przypadkiem nie jesteś DDA?

Acha, może się okazać, że trzeba będzie odzyskać astrale, które mogą brać w tym udział...
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

Max_S_W
Posty: 6
Rejestracja: wt maja 25, 2010 4:03 pm

Post autor: Max_S_W » śr lip 28, 2010 12:47 am

Dziękuje za odpowiedzi.

Też nie uważam aby Ona była czarnym magiem.

Conchita czekałem na Twoją odpowiedź. Gdzieś tam wewnętrznie wiedziałem, że dotknie ona poważnych kwestii. Nie, nie jestem DDA :-). Ponieważ nie znałem terminu, troszkę poszperałem, poczytałem. Ona pochodziła z dysfunkcyjnej rodziny, gdzie czarną owcą była głowa domu. A problem alkoholowy był jedną z wielu niedoskonałości wspomnianego osobnika. Nawet nie wiesz jak bardzo mi ta sugestia pomogła. Przez cały czas myślałem, że wszystkie „miny” to była moja wina – braku mojej delikatności. Przypomniałem sobie jak szkolny psycholog skierował Ją do poradni. Pierwsza sesja skończyła się zbesztaniem terapeuty i trzaśnięciem drzwiami. Nie chciała aby ktokolwiek „grzebał” w jej głowie.

Teraz jak rozmyślam nad tym wszystkim zauważam, iż tak jak napisał Wlodek sam otwieram wrota nieprzyjemnym emocjom. Doznania to tylko skutek a przyczyna znajduje się gdzie indziej. Kiedy pomyślałem o zerwaniu połączeń jakaś wewnętrzna część mnie się zawahała. Łudzi się nadzieją, że powrót jest możliwy. Te dziesięć lat temu Ona odeszła a ja wciąż z Nią jestem. Więź przykryłem nawałem pracy, nowymi obowiązkami, nowymi fascynacjami. A teraz wylazła na wierzch i krzyczy. Takie rozstanie z opóźnionym zapłonem. Ale głupie uczucie!

Wlodek
Posty: 903
Rejestracja: wt mar 11, 2008 5:04 pm

Post autor: Wlodek » śr lip 28, 2010 8:53 am

W tej chwili bierze od ciebie 11 jednostek energii i jest dobrym fachowcem w tym co robi.
Ale każdy jest kowalem swego losu.
A przecież można energię przeznaczyć na coś lepszego niż zasilanie wampów energetycznych.
Nie ma rzeczy niemożliwych - poza tym wszystko jest możliwe.

Max_S_W
Posty: 6
Rejestracja: wt maja 25, 2010 4:03 pm

Post autor: Max_S_W » czw lip 29, 2010 2:00 pm

Zerwanie połączeń pomoże ale tylko na dłuższą lub krótszą chwilę. Już raz to zrobiłem. Problem jak napisałem tkwi we mnie i muszę się z nim zmierzyć - choć na razie nie mam pomysłu jak. A potem poproszę Was o pomoc przy cięciu linków.

Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » czw lip 29, 2010 6:19 pm

Dokładnie Max - tak będzie najlepiej. Jakąkolwiek decyzję podejmiesz - będzie to Twoja decyzja. To jest właśnie sens tego wszystkiego - być w tym, co jest, a nie w fantazjach, ucieczkach, gdzieś tam gdy życie jest tu. Kocica też jest tu :)...

A propos - wiedziałam że nie jesteś DDA, bo napisałeś, że w domciu było Ci tak dobrze, że nie chciałeś zerwać pępowinki i usamodzielnić się :). Jakoś intuicyjnie to wyszło :).
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

Ewa
Posty: 40
Rejestracja: sob cze 27, 2009 10:38 pm

Post autor: Ewa » śr wrz 15, 2010 12:56 am

wyślesz Jej Miłość i poprawi się wszystkim.

MadziaKK
Posty: 425
Rejestracja: pt lip 13, 2007 6:22 pm

Post autor: MadziaKK » śr wrz 15, 2010 9:37 am

Max... jestem w szoku.

Wiem, co to jest milosc do szalenstwa... i to niestety czy stety jest prawdziwe... bol i rozpacz to nie tylko dwa slowa, a bezsenne noce, kapiace lzy i zupelna bezsilnosc, I nic nie cieszy nic nie mozna poradzic. I druga strona, szczescie takie, ze "gory mozna przenosic" to za malo powiedziane! a wystarczy spojrzenie w oczy i te uczucie ktore lączy... ech... mozna zwariowac co najmniej, albo kochac do szalenstwa

Jesli tyle lat to sie utrzymalo, nie sadze zebys byl w stanie to przerwac (przeciac linki czy cos w tym stylu). Newet jesli nie trwaloby to tyle czasu, po prostu szkoda czasu na cos, co nie dziala. Posluchaj "serca" jak to sie mowi, skontaktuj sie z nia. Wiem, ze teraz to dla ciebie duze wyzwanie... Ale mysle ze warto sprobowac.

Powodzenia. Magdalena.
jakiś podpis :)

Błękitna
Posty: 53
Rejestracja: pn cze 08, 2009 12:30 pm

Post autor: Błękitna » ndz wrz 19, 2010 6:02 pm

Witam, fajnie, że taki temat się tu pojawił.
Ja też mam takiego ktosia, który siedzi mi w głowie. Trwa to już kilka miesięcy pomimo braku jakiegokolwiek kontaktu fizycznego. Też zastanawiałam się jaka jest tego przyczyna i po co, czego mam się nauczyć lub dowiedzieć,... ale jak do tej pory nie mam odpowiedzi. A może to taki wampir. Właściwie to chyba chciałabym się od tego uwolnić bo za dużo energii mi to pochłania. Może ktoś napisze jak takie linki przerywać.
...cuda dzieją się nie wbrew naturze, ale wbrew temu, co wiemy o naturze...

Max_S_W
Posty: 6
Rejestracja: wt maja 25, 2010 4:03 pm

Post autor: Max_S_W » śr wrz 22, 2010 12:00 am

Przecięcie linków pomoże wtedy gdy uporasz się z problem w sobie. Inaczej będzie to tylko doraźna pomoc a problem i tak wróci. Z postu wynika, że nie jesteś do końca przekonana czego tak naprawdę pragniesz. Wyrusz w podróż do swojego wnętrza. Porozmawiaj z tym kimś dlaczego siedzi w Twojej głowie albo jeszcze lepiej ze sobą dlaczego tego kogoś wciąż trzymasz. Mi taka podróż pomogła, choć nie było to łatwe ani miłe.

Po kilku tygodniach ostrej jazdy nie wytrzymałem i zacząłem jej szukać. Dowiedziałem się, że wyjechała z kraju i pozrywała znajomości, przynajmniej te które znałem. Zwróciłem się o pomoc do Jej rodziny obiecali przekazać wiadomość. I nic, cisza. W relacjach między ludzkich są zawsze dwie osoby, dwa światy i dwa pragnienia. To, że ja chcę niewiele jeszcze zmienia.

Aby pozbyć się niepewności zaprogramowałem sen. Dane wejściowe: jestem ja, jest Ona, jesteśmy razem, jak wygląda nasze życie. Oczekiwany sen długo nie przychodził. W końcu się pojawił. Tak wielkiej awantury łącznie z latającymi po kuchni naczyniami dawno nie widziałem. Rano obudziłem się ze śmiechem – pewne rzeczy się zmieniają inne pozostają bez zmian, a pewni ludzie po prostu nie mogą być ze sobą i już.

Przy następnej fali dziwnych emocji rozluźniłem ciało, zszedłem do poziomu mistycznej pracowni i udałem się w podróż za smutkiem. Prawie natychmiast ujrzałem bardzo wyraźny obraz. Małe kilkuletnie dziecko biegało rozpaczając i szukając matki. Wołało cały czas - mamo, mamo ... jakoś tak dziwnie ścisnęło mnie w dołku. Podszedłem do chłopczyka i wziąłem go na ręce a on bardzo mocno się przytulił i ... rozpłynął się we mnie. Przeszła przeze mnie fala ogromnego smutku i odeszła w postaci chmary czarnych motyli. Gdy powróciłem do stanu świadomości zewnętrznej miałem mokre policzki. Nastrój i myślokształty jakie wtedy pojawiły się ciężko jest opisać słowami.

Kolejna fala smutku – kolejna podróż. Znalazłem się przy ciemnej brei, którą opisywałem wcześniej. Ona siedziała z podkulonymi do brzucha nogami. Zawsze tak robiła gdy działo się źle. Zbliżyłem się do niej i spróbowałem nawiązać kontakt. Bez powodzenia. Wysłałem sondę mentalną i nie wyczułem kompletnie nic. Odsunąłem się troszkę i grzmotnąłem energią (oczywiście energią miłości i pokoju). Iluzja prysła a wszystkie nie-fizyczne włosy na mim subtelnym ciele stanęły dęba. Zamiast Jej koło brei czaiła się pokraczna ciemnoszara kanciasta istota. W pierwszym odruchu chciałem nawiewać, ale istota nie miała zamiaru atakować, nie wykonała żadnego ruchu. Kierowany dziwnym impulsem podszedłem do brei i zanurzyłem w niej rękę złapałem coś i szarpnąłem. Z ciemnego, kleistego szlamu wyciągnąłem białą lśniącą postać kobiety. Bez żadnych szczególnych cech jak cień tylko jasny. Niestety wyczerpałem zapasy energii na opanowanie panicznego strachu gdy zobaczyłem pokracznego stwora i powróciłem do rzeczywistości. Chwile potem zapadłem w sen. Następnego ranka jadąc do pracy busem utknąłem w korku. Mając przed sobą godzinę czasu postanowiłem wrócić do miejsca w którym zabrakło mocy. Wszystko było tak jak poprzedniego dnia szara breja, dziwna brzydka istota i lśniąca postać kobiety. Poprosiłem opiekuna o pomoc nie wiedziałem co mam zrobić z postacią kobiety. Dostałem odpowiedź – weź ją za rękę. Tak zrobiłem przewodnik chwycił mnie za ramię i poszybowaliśmy przed siebie. Wszystko rozegrało się bardzo szybko. Zgodnie z zaleceniem popchnąłem „jasne widmo” w Jej kierunku. Coś tam zaskoczyło a ja dostałem myślową odpowiedź – coś w stylu robota wykonana możesz wracać. Wysłałem przy okazji w Jej kierunku całe morze uniwersalnej energii miłości. Jeszcze tego samego dnia w okolicach południa poczułem jak coś odkleja się i odpada od podbrzusza. Kanał zamknął się i przestałem odbierać złe emocje. Smutek, żal, strach odeszły tak samo nagle jak się pojawiły.

Zastanawiałem się po co to wszystko było. Dlaczego po dziesięciu latach jeszcze raz tak mocno przeżywałem nasze rozstanie. Może po to aby pozamykać sprawy, które wtedy zostawiłem uciekając przed bólem. Może po to aby nabrać właściwego dystansu. Przestałem rozstanie traktować w kategoriach straty. Nasze wspólne bycie razem było całkiem solidną lekcją życia. I jestem wdzięczny, że mogłem tego doświadczyć. Zwróciłem też uwagę na mój obecny związek. Brakuje mi w nim głębi – jest więc nad czym pracować.

Conchita
Administrator
Posty: 1414
Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
Lokalizacja: Warszawa
Kontakt:

Post autor: Conchita » śr wrz 22, 2010 8:28 am

Max... Aż nie wiem co powiedzieć... Piękne mądre rozwiązanie trudnej historii....! Wspaniałe doświadczenie życiowe. No po prostu super!


PS. A podróże mentalne to masz dobrze opanowane :)
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia

Max_S_W
Posty: 6
Rejestracja: wt maja 25, 2010 4:03 pm

Post autor: Max_S_W » śr wrz 22, 2010 9:34 am

Trudno powiedzieć czy dobrze. Na moje potrzeby do tej pory wystarczało. Stosuję procedury ze starej poczciwej metody Silvy. Kiedy zacząłem przygodę z systemem Monroe'a strasznie mi przeszkadzało odliczanie w drugą stronę :-).

MadziaKK
Posty: 425
Rejestracja: pt lip 13, 2007 6:22 pm

Post autor: MadziaKK » czw wrz 23, 2010 4:39 pm

Max, jakoś mi cieżko uwierzyć, ze to koniec twojej historii z "nią".

pozdr.:)
jakiś podpis :)

Błękitna
Posty: 53
Rejestracja: pn cze 08, 2009 12:30 pm

Post autor: Błękitna » pt wrz 24, 2010 5:35 pm

Dzięki Maximusie!
...cuda dzieją się nie wbrew naturze, ale wbrew temu, co wiemy o naturze...

Max_S_W
Posty: 6
Rejestracja: wt maja 25, 2010 4:03 pm

Post autor: Max_S_W » wt wrz 28, 2010 1:50 pm

Hmm... Tam bardzo głęboko w samym środku mam przeczucie, że jeszcze kiedyś się spotkamy.

MadziaKK
Posty: 425
Rejestracja: pt lip 13, 2007 6:22 pm

Post autor: MadziaKK » czw gru 29, 2011 9:33 pm

ciekawa jestem co u ciebie nowego...
jakiś podpis :)

MadziaKK
Posty: 425
Rejestracja: pt lip 13, 2007 6:22 pm

Post autor: MadziaKK » czw gru 29, 2011 9:41 pm

i...
twoja historia bardzo mi przypomina emocje ktore mna "targaja" inacej chyab tgo nie mozna nazwac. Jeszce rok temu smialam sie jak nastolatka, no nie rok, moze dwa czy poltora, ... nie chce czekac dziesiecu lat zeby... no nie iem, jakos rozwaizac te zagadke, zeby w koncu poczuc sie dobrze, zeby nie budzic sie codziennie z trudem wymyslajac radosne rzecy do zrobienia na dizisaj, ktore i tak mi radosci jako takiej nie przynasza, a porownanie mam... wlasnie. I zeby nie to ze wiem , jak moglabym byc szczesliwa.. :| ech codziennie pytam po co mi to byo i nie znajduje odpowiedzi. Podobno nie zauwazam czegos oczywistego, .. podwazylam wiekszosc swoich ,... wlasciwiie tylko prawdziwosc tego co przezylam, zylam jak w snie, ciagle teskniaca do tego czego nigdy nie bede miala akurat z tym kims. Wscikla bardziej na siebie, ze dalam sie nabrac, jak glupia nastolatka, ... uwierzylam w kazde klamstwo, potem juz sie pogubilam co bylo prawda co klamstwem i tylko tym co chce widziec, Teraz juz mi nie zalezy na tym zeby poznac prawde. I tak wniosek jest jakby jeden, pomyslilam sie.



pozdrawiam.
jakiś podpis :)

ODPOWIEDZ

Wróć do „Rozmowy o trudnych chwilach”