Conchita, nie wiem skad Twoj wniosek, ze jestem przeciwko medytacji.
Troche by to bylo smieszne, skoro prowadze med. grupowe od ponad 10 lat
Otworzylam po prostu temat.
Pytanie takie a nie inne podlo poniewaz nasze medytowanie czasami zaczyna przypominac chodzenie do kosciola. Jesli trzeba cos zrobic, to sumienie jest spokojne. Fajnie to wszystko polaczyc.
Mam propozycje, nie przekonujmy sie nawzajem do swoich racji, piszmy o swoich doswiadczeniach.
Jest takie niepisane prawo, ktorego jeszcze chyba nikt nie przeskoczyl: nie przekonamy nikogo do przyjecia naszego zdania, kazdy musi sam dojsc do swoich olsnien, na tym chyba polega proces nauki. Kiedys w szkolach wkuwalismy regulki, tylko kogo to krecilo?
Poza tym, jesli nacskamy kgos do przyjecia naszej racji, a zalozmy, ze mamy racje i wskazujemy mu prawdziwa droge (jesli ktos ma wogle odwage postawic sie w takiej roli, ja np uwazam, ze prowadzi nas, jak to mowi imaginering, cos wyzszego, i to Cos, wie lepiej:-) to wciskajac mu to werbalnie z intencja przekonania go albo robienia wykladow tylko opozniamy jego osobiste olsnienie. Zadawanie pytan, to taka stara sprawdzona metoda...albo po prostu analogiczne przyklady, tez strare i sprawdzone