BARTUŚ
: sob cze 07, 2008 5:43 pm
Parę tygodni temu został w bestialski sposób zamordowany mały chłopczyk Bartuś.
Dostawałam prośby o nawiązanie kontaktu,ale odmawiałam.
Napisała dziś do mnie bardzo wzruszajacy e-mail pewna kobieta o imieniu Ania i prosiła również o kontakt z Bartusiem.
Nie uległa bym prośbie,ale przeczytałam ze Bartuś nie był ochrzczony i z tego powodu zgodziłam się na odzyskanie.
Bardzo przepraszam WSZYSTKIE osoby którym odmówiłam,a teraz jednak zgodziłam się.
Myślę,że jest to sytuacja wyjątkowa,bo dotyczy małego nieochrzczonego dziecka.
Bałam się,czy on faktycznie nie błąka się gdzieś i nie może znaleść swojego miejsca
Tylko dla tego się zgodziłam.
Wklejam tylko fragmenty bardzo poruszającego maila Pani Ani.
"Droga Pani Ewo!
Nie wiem nawet jak zacząć ten mail, żeby zechciała Pani przeczytać go do końca........
Ale dzisiaj Pani Ewo dowiedziałam się czegoś co zburzyło cały mój wypracowany kruchy spokój, moją cienką jak bańka mydlana stabilizację względem tego tematu. Pani Ewuniu- BARTUĹ� NIE BYŁ OCHRZCZONY!!! Ta bestia nie ochrzciła go przez 3 i pół roku. Pani Ewo ja teraz chyba już nie wytrzymam! jeśli nie był ochrzczony to czy Bóg przyjmie go do siebie!!??? Czy on przez to nie utknął w tym focusie 23?............
P.S.2 niech mnie mnie Pani nawet obdarzy kompletną obojętnością ale nie całkowitą ignorancją, proszę... i proszę pamiętać o tym braku chrztu...
Będę czekała- Ania"
Witam ponownie.
Napisze szybciutko co widziałam,bez zbędnego rozpisywania sie,bo jestm dziś stasznie śpiąca cały dzień.
Bartusia zobaczyłam w snopie światła.
Wyglądało to tak, jak by ktoś w nocy zaświecił latarkę i w takim własnie świetle stał Bartuś. Weszłam do tego światła,podeszłam do niego i chciałam gdzieś z nim iść,ale on nie chciał. On chyba bał sie opuścić to światło. Wzięłam go za rączke i poszliśmy w stronę, skąd to światło wychodziło.
Weszliśmy do bardzo jasnej sali,ale nie było tam ścian. Było to na kształt pokoju ale bez ścian. Były tam inne dzieci i wszystkie zbliżone wiekiem do Bartusia. Wyglądało to jak przedszkole. Wszystkie te dzieci ubrane były tak samo i biła od nich ogromna jasność. Widziałam na ziemi zabawki które również świeciły i nie miały określonej barwy.
Chciałam na osobności z Bartusiem porozmawiać.
Oddaliliśmy się nieopodal na ławkę.Bartuś usiadł, a ja kucnęłam obok i..... i nie wiedziałam o czym mam z nim rozmawiać!
No bo o czym mogłam? Nie chciała mu przypominac o "rodzica" i o tym co przeszedł.Zapytałam sie go tylko czy mu tu jest dobrze,czy czegoś potrzebuje? Ale nie chciał niczego.
Zapytał o swoja mamę. Zapytał gdzie ona jest? Powiedziałam mu,że na razie musiała wyjechać,ale może niedługo do niego wróci.
On siedział w milczeniu,machał nóżkami tak jak to robią małe dzieci siedząc na wysokim krześle,ja milczałam i on milczał.Postanowiłam nie przedłużać tej chwili i zaprowadziłam go z powrotem do dzieci. Poprosiłam w myślach o przybycie opiekuna Bartusia.
Przybył starszy mężczyzna.
Powiedziałam mu,ze Bartuś nie był ochrzczony i co teraz będzie?
Mężczyzna odpowiedział,że to nie ma znaczenia,że tu u nich wszystkie dzieci są aniołkami,że nie w każdej religii dzieci są chrzczone,a mimo tego po śmierci przychodzą do nich,czyli do Nieba.[ja przynajmniej tak to zrozumiałam]
Nie miałam o czym więcej rozmawić z opiekunem, wiec pożegnałam się z Bartusiem i odeszłam w stronę światła,żeby wrócić do rzeczywistości.
Gdy byłam w świetle i byłam juz spory kawałek od Bartusia, zobaczyłam,że po za światłem w cieniu stoi mała dziewczynka. Miała może 8-10 lat.Uczesana w warkoczyki i na nosku miała okularki.Zapytałam czemu tu stoi,a nie idzie do światła? Powiedziała,że nie może tam wejść.
Wzięłam ją za rękę i wprowadziłam do światła. Zapytałam ją co tu robi?
Odpowiedziała mi,ZE JEST SIOSTRĄ BARTUSIA!!!!???
Nie wiem czy Bartuś miał rodzeństwo i czy miał siostrzyczkę która zmarła,bo nie czytałam w gazecie artykułów. Widziałam jego zdjęcie,ale nie mogę czytać takich rzeczy,bo pod adresem oprawców lecą z moich ust strasznie niecenzuralne słowa,a nie chce na nikogo przeklinać.
Po prostu unikam czytania czegoś tak strasznego.
Wzięłam ta dziewczynkę za rączkę i zaprowadziłam do Bartusia. Padli sobie w objęcia,tak ja by sie znali od zawsze!!
Nie wiem skąd to wiem,ale jestem pewna,ze się nie mogli znać!!? Nie wiem skąd przyszła mi taka myśl do głowy.
Oczywiście nie wiem również na 100%,czy to była na prawde jego siostrzyczka?
Może był to wytwór mojej wyobrazni?
Oddałam ich pod opiekę temu starszemu mężczyznie,pożegnała się i odeszłam.
To tyle Pani Aniu. Mam nadzieję,że chociaż troszkę ulżyłam Pani cierpieniu.
Pozdrawiam serdecznie
Ewa Fortuna.