Józek ma raka jelita i prosi o pomocy
: wt lut 17, 2009 12:17 am
Pozdrawiam was Panie i Panowie.
Nazywam się Józef ...., mam 59 lat.
Jestem ciężko chory. Mam raka jelita grubego z przerzutami na małą
miednicę i pęcherz. Przeszedłem dwie operacje i osiem chemioterapii.
Lekarze nie dają mi dużych szans. Błagam Was szanowne państwo
najpokorniej jak tylko może człowiek prosić. Pomóżcie mi ja chcę żyć.
A teraz o mnie.
Miałem kiedyś szczęśliwą rodzinę i 11 lat temu zawalił mi się świat.
Żona zachorowała na białaczkę, a po 3 bardzo ciężkich latach walki
odeszła od nas do wieczności. Do dziś jestem sam z dwójką dzieci ). Przeszliśmy z dziećmi drogę krzyżową na Ziemi. Chciałem dzieciom
zastąpić matkę, i być dobrym ojcem. Zająłem się ich depresją, a nie
słuchałem mojego organizmu, który też przez tą sprawę cierpiał. Podobno
to był początek mojej choroby.
Widzę jak teraz ciężko jest moim dzieciom. W trójkę jesteśmy
bardzo związani. Cierpienia zbliżają ludzi…
Pomóżcie mi szanowni państwo . Ja chcę żyć, a w mojej sytuacji tylko cud
może mnie uratować.
Z poważaniem:
Józef.
**
Zbyszek:
Moj dobry znajomy ma raka. Lekarz mu powiedział: ma pan jeszcze parę dni albo parę lat. Nie będą już go więcej operować, niczego to nie zmieni.
Codziennie o 21:00 zaczynam z nim medytacje. Jeśli ktoś czuje się na silach i może choć trochę poprawić paskudna sytuacje Józka to jest mile widziany.
Prosimy również o rady.
Jak się zabrać za tego paskudnego raka i co zrobić, gdy lekarze opuszczają ręce?
*
Gdy miałem 3 miesiące i bylem całkiem malusieńki, to tez wykryto u mnie złośliwego raka. Usunięto mi małe co nieco i wypuszczono w beznadziejnym stanie do domu.
Zabierz go pani, powiedział dyskretnie lekarz.. Umrze w domu, będzie go pani miała pod ręka. Przyjechała do mnie babcia, z pod Częstochowy i zaczęły się obie żarliwie modlić.
Cale upłakane , pielęgnowały mnie i czekały. Kupiły nawet piękne buciki do trumienki.
Tydzień, miesiąc rok, dwa, czekały. Po roku nie moglem jeszcze siedzieć a co tu mówić o chodzeniu, Choć padł wyrok, to wdrapałem się wreszcie na własna pupę i usiadłem.
Zacząłem chodzić jako dwulatek i żyłem wbrew prognozom, z bucików wyrosłem.
Za którymś razem, w czasie kontroli, powiedzieli mamie w szpitalu, - jeśli dożyje do 18-stki to będzie dalej żył.
Powiedziała mi to nieopacznie,- do osiemnastki ….
Nie przejąłem się tym zbytnio i biegałem nadal beztrosko za osami po podwórko wyrastając na urwisa.
Moja śmierć wydawała mi się tak samo niedorzeczna jak umierający wielokrotnie ci sami aktorzy, w rożnych serialach na monitorze telewizora..
Pomaga Herbina i Korna.Szykuje się również Konchita.
Sobota:
W sobotę poleciałem do Józka.
Dwa razy odzyskałem przy nim króciutko świadomość. Po pracy z mysloksztaltami, wniknąłem w niego, rozprężając się na całym jego ciele- przekopiowanie mojego wzorca. Bylo to dosyć drastyczne posuniecie, gdyż nie bylem pewien następstw, i konsekwencji dla niego jak i dla mnie. Przy drobnych schorzeniach znajomych, analizowałem moje zdrowe części ciała i wnikałem astralnym w te same części ich fiz. ciala . Trik dostałem od Stacha, niefizycznego przyjaciela. Ma podobnież działać.
Wcześniej bylem u niego dwa razy i przywlekłem z tej podroży zaziębienie na parę minut. Nawiązany kontakt był dosyć uciążliwy dla mnie, przez wiele godzin bylem z nim połączony.
Uspokoiłem się dopiero gdy odwiedziłem go i pozbierałem moje ślady i mnóstwo rożnych przedziwnych mysloksztaltow.
Nie spodziewałem się ze , pozostawione intencji - mysloksztalty o określonym zapobiegawczym działaniu, mogą być dla mnie tak dokuczliwe . Na dziedzińcu gospodarstwa potkałem jakaś świecąca na bialo kobietę.
Jedna rzecz mnie troch zaniepokoiła. Józek dostał w dniu rozpoczęcia naszego niefizycznego oddziaływania zaziębienie i czuje się bardzo osłabiony a jego roczna wnuczka wylądowała w szpitalu z grypa. Uspokajając mnie powiedział, ze cala okolica choruje na grypę.
Poniedzialek:
Dzisiaj mieszałem ustawienia rodzinne z masażami, zrobiłem myslowego wysłańca mającego za zadanie oczyszczanie. Praca z kulami światła.
Przywołałem chorego Józefa do mojego pokoju i zrobiłem mała konstelacje jednego aktora. Gdy stal przy mnie to wsunąłem się w niego i rozpuściłem w nim. Na wezwanie przyleciał natychmiast, sprawniej to przebiegło niż eksploracje niefizyczne..
Stałem obok niego wykonywałem podobne ruchy jak bioterapeuci, zmyślając samemu kolejność czynności.. hm dałem się kierować intuicji.
Taka praca fantomowa we własnym pomieszczeniu planie eteryczno-astralno-mentalnym, wydaje mi się efektywniejsza niż eksploracja astralno-mentalna do chorego.
Takie fizyczne stanie ułatwiało mi znacznie niefizyczne ruchy, dobry sposób na bioterapie.
Dzieli nas 600 kilometrów i mamy nadzieje ze zmienimy w ten sposób przebieg jego choroby..
Nazywam się Józef ...., mam 59 lat.
Jestem ciężko chory. Mam raka jelita grubego z przerzutami na małą
miednicę i pęcherz. Przeszedłem dwie operacje i osiem chemioterapii.
Lekarze nie dają mi dużych szans. Błagam Was szanowne państwo
najpokorniej jak tylko może człowiek prosić. Pomóżcie mi ja chcę żyć.
A teraz o mnie.
Miałem kiedyś szczęśliwą rodzinę i 11 lat temu zawalił mi się świat.
Żona zachorowała na białaczkę, a po 3 bardzo ciężkich latach walki
odeszła od nas do wieczności. Do dziś jestem sam z dwójką dzieci ). Przeszliśmy z dziećmi drogę krzyżową na Ziemi. Chciałem dzieciom
zastąpić matkę, i być dobrym ojcem. Zająłem się ich depresją, a nie
słuchałem mojego organizmu, który też przez tą sprawę cierpiał. Podobno
to był początek mojej choroby.
Widzę jak teraz ciężko jest moim dzieciom. W trójkę jesteśmy
bardzo związani. Cierpienia zbliżają ludzi…
Pomóżcie mi szanowni państwo . Ja chcę żyć, a w mojej sytuacji tylko cud
może mnie uratować.
Z poważaniem:
Józef.
**
Zbyszek:
Moj dobry znajomy ma raka. Lekarz mu powiedział: ma pan jeszcze parę dni albo parę lat. Nie będą już go więcej operować, niczego to nie zmieni.
Codziennie o 21:00 zaczynam z nim medytacje. Jeśli ktoś czuje się na silach i może choć trochę poprawić paskudna sytuacje Józka to jest mile widziany.
Prosimy również o rady.
Jak się zabrać za tego paskudnego raka i co zrobić, gdy lekarze opuszczają ręce?
*
Gdy miałem 3 miesiące i bylem całkiem malusieńki, to tez wykryto u mnie złośliwego raka. Usunięto mi małe co nieco i wypuszczono w beznadziejnym stanie do domu.
Zabierz go pani, powiedział dyskretnie lekarz.. Umrze w domu, będzie go pani miała pod ręka. Przyjechała do mnie babcia, z pod Częstochowy i zaczęły się obie żarliwie modlić.
Cale upłakane , pielęgnowały mnie i czekały. Kupiły nawet piękne buciki do trumienki.
Tydzień, miesiąc rok, dwa, czekały. Po roku nie moglem jeszcze siedzieć a co tu mówić o chodzeniu, Choć padł wyrok, to wdrapałem się wreszcie na własna pupę i usiadłem.
Zacząłem chodzić jako dwulatek i żyłem wbrew prognozom, z bucików wyrosłem.
Za którymś razem, w czasie kontroli, powiedzieli mamie w szpitalu, - jeśli dożyje do 18-stki to będzie dalej żył.
Powiedziała mi to nieopacznie,- do osiemnastki ….
Nie przejąłem się tym zbytnio i biegałem nadal beztrosko za osami po podwórko wyrastając na urwisa.
Moja śmierć wydawała mi się tak samo niedorzeczna jak umierający wielokrotnie ci sami aktorzy, w rożnych serialach na monitorze telewizora..
Pomaga Herbina i Korna.Szykuje się również Konchita.
Sobota:
W sobotę poleciałem do Józka.
Dwa razy odzyskałem przy nim króciutko świadomość. Po pracy z mysloksztaltami, wniknąłem w niego, rozprężając się na całym jego ciele- przekopiowanie mojego wzorca. Bylo to dosyć drastyczne posuniecie, gdyż nie bylem pewien następstw, i konsekwencji dla niego jak i dla mnie. Przy drobnych schorzeniach znajomych, analizowałem moje zdrowe części ciała i wnikałem astralnym w te same części ich fiz. ciala . Trik dostałem od Stacha, niefizycznego przyjaciela. Ma podobnież działać.
Wcześniej bylem u niego dwa razy i przywlekłem z tej podroży zaziębienie na parę minut. Nawiązany kontakt był dosyć uciążliwy dla mnie, przez wiele godzin bylem z nim połączony.
Uspokoiłem się dopiero gdy odwiedziłem go i pozbierałem moje ślady i mnóstwo rożnych przedziwnych mysloksztaltow.
Nie spodziewałem się ze , pozostawione intencji - mysloksztalty o określonym zapobiegawczym działaniu, mogą być dla mnie tak dokuczliwe . Na dziedzińcu gospodarstwa potkałem jakaś świecąca na bialo kobietę.
Jedna rzecz mnie troch zaniepokoiła. Józek dostał w dniu rozpoczęcia naszego niefizycznego oddziaływania zaziębienie i czuje się bardzo osłabiony a jego roczna wnuczka wylądowała w szpitalu z grypa. Uspokajając mnie powiedział, ze cala okolica choruje na grypę.
Poniedzialek:
Dzisiaj mieszałem ustawienia rodzinne z masażami, zrobiłem myslowego wysłańca mającego za zadanie oczyszczanie. Praca z kulami światła.
Przywołałem chorego Józefa do mojego pokoju i zrobiłem mała konstelacje jednego aktora. Gdy stal przy mnie to wsunąłem się w niego i rozpuściłem w nim. Na wezwanie przyleciał natychmiast, sprawniej to przebiegło niż eksploracje niefizyczne..
Stałem obok niego wykonywałem podobne ruchy jak bioterapeuci, zmyślając samemu kolejność czynności.. hm dałem się kierować intuicji.
Taka praca fantomowa we własnym pomieszczeniu planie eteryczno-astralno-mentalnym, wydaje mi się efektywniejsza niż eksploracja astralno-mentalna do chorego.
Takie fizyczne stanie ułatwiało mi znacznie niefizyczne ruchy, dobry sposób na bioterapie.
Dzieli nas 600 kilometrów i mamy nadzieje ze zmienimy w ten sposób przebieg jego choroby..