KONTAKT
Witaj Czarna,czytająć twój zpis,to jak bym czytała swój,w kwietniu zmarł mój maż Robert tez nagle,też mam synaka,i jest odbiciem mojego meża,też zadaje sobie te same pytania co Ty,mój synek też jest blondynkiem,kocham go z całego serca,ale nic mnie nie cieszy ,czas stanął w miejscu,też mam dom,samochód i dużo znajomych ale to przestało się liczyć w dniu kiedy On odszedł,jutro wy6jeżdzam do kraju który zabrał mi mojego Roberta,jak wróce mam nadzieje,że porozmawiamy,wiele nas łączy,będe w domu 4 pażdziernika,to odezwe się do Ciebie,a co do włosów to nie przejmuj się ja też kiedyś wyglądałam jak człowiek a teraz to sie dlamnie nie liczy nie mam dla kogo wyglądać jak kiedyś,bardzo mnie cieszy ,że przeczytałam twój opis,bo wiem ze nie jestem sama,Pozdrawiam Cię cieplutko-Gocha
Re: kontakt
Żaden "Bóg"! To było z góry ustawione i w dodatku wiedziałaś i się zgodziłaś. To nie okrutny jakiś bóg. To Ty jesteś taka ambitna, że wzięłaś sobie taka ciężką rolę.czarna pisze:co dzień pytam Boga dlaczego mi go zabrał?
Naprawdę Cię podziwiam, bo ja taki ambitny nie jestem. Mogę Ci jedynie polecić lekturę Michaela Newtona. Może jak się dowiesz jak to jest zorganizowane, to Ci się zrobi lżej.
Michaela Newtona mozesz ........................... Albo ci wyślę
.....................
Ściskam
Samten
kontakt
jak to ? nigdy świadomie nie wybrałabym dla siebie taki los, jak to mozliwe, skąd o tym wiesz jak naprawdę jest? bardzo mnie zadziwiłeś!!!!( a co powiesz na temat mojego męża -on też tak chciał , chciał nas opuścić i w tak młodym wieku odejść-nie wiadomo gdzie?)
czy możesz mi bardziej wyjaśnić to wszystko bo dosłownie zgłupiałam.
a tak naprawdę chciałam zacząć od czegoś innego, a mianowicie właśnie minął rok od największej tragedii mojego życia.rok w którym tak naprawdę nic takiego się nie wydarzyło,
to najdłuższa rozłąka kiedykolwiek mieliśmy.....kocham nadal, tęsknię jeszcze bardziej -akurat teraz nie mogę odpędzić się od tych koszmarnych wydarzeń(co prawda zbyt dużo nie pamiętam przyczyną były silne leki) ale po głowie chodzi i tak zbyt dużo.
nie mam siły pisać , ręce mi opadają płaczę zrezstą jak zwykle, tak bardzo bym chciała mieć go przy sobie, czekam już tak długo i nic się nie dzieje , nie wraca, gdy z nim rozmawiam nie odpowiada.........
gosiu czekam na twój list
czy możesz mi bardziej wyjaśnić to wszystko bo dosłownie zgłupiałam.
a tak naprawdę chciałam zacząć od czegoś innego, a mianowicie właśnie minął rok od największej tragedii mojego życia.rok w którym tak naprawdę nic takiego się nie wydarzyło,
to najdłuższa rozłąka kiedykolwiek mieliśmy.....kocham nadal, tęsknię jeszcze bardziej -akurat teraz nie mogę odpędzić się od tych koszmarnych wydarzeń(co prawda zbyt dużo nie pamiętam przyczyną były silne leki) ale po głowie chodzi i tak zbyt dużo.
nie mam siły pisać , ręce mi opadają płaczę zrezstą jak zwykle, tak bardzo bym chciała mieć go przy sobie, czekam już tak długo i nic się nie dzieje , nie wraca, gdy z nim rozmawiam nie odpowiada.........
gosiu czekam na twój list
Witaj Czarna!! Już wróciłam,płakałam tam codziennie,stałam na ulicy i czekałam ,ze moze jednak go zobacze,bardzo mi go brak,nie pogodze sie z tym nigdy,staram sie żyć jak najlepiej dla mojego Kubusia,uśmiecham się i udaje ,że wszystko jest dobrze,żeby tylko on był szczesliwy,chodze na cmentarz codziennie,i pytam dlaczego?????Dlaczego Bóg zabiera nam to co kochamy,dlaczego zabiera nam ludzi przy których czujemy sie bespiecznie?Podam ci mojego emaila malgorzatapilch82@onet.eu pisz na niego jak nie chcesz tutaj i mój numer na gg 508267,mam nadzieje,że sie odezwiesz. Pozdrawiam i czekam -gocha
-
- Posty: 1160
- Rejestracja: wt lis 14, 2006 8:50 pm
Drogie Panie.
To, co w tej chwili wydaje się Wam niewyobrażalne, nieodgadnione, to co po prostu nie mieści się w głowie na tym ziemskim padole, z perspektywy nieśmiertelnej duszy wygląda zupełnie inaczej. W obliczu życia wiecznego te wszystkie niezwykle przykre zdarzenia, które tak bardzo bolą stają się jedynie małym epizodem. To jest Drogie Panie to samo, czym dla dziecka staje się utrata czegoś, ukochanej przytulanki którą tak bardzo lubiło. Płacz, tragedia, wszystko na nie. Z punktu widzenia dorosłego, to przecież tylko jakiś drobiazg. Choć wiemy, że to drobnostka i że znaczy niewiele to jednak współczujemy dziecku, martwimy się jego zmartwieniem, pocieszamy, wzdychamy nad jego stratą wiedząc jednocześnie że tak naprawdę z punktu widzenia wiedzy dorosłego to tylko "marginalna sprawa". To samo przeżywają dusze. Straty, które teraz są niezwykle bolesne w obliczu Boskiej Miłości i nieskończonego istnienia staną się epizodami na miarę dziecinnej igraszki. Tak, teraz to nie do pomyślenia. Umysł się buntuje, ciało dostaje histerii, ale Wasza Naddusza jest spokojna. Przygląda się tylko i współczuje, pociesza, tłumaczy. Ale który mały Jaś, która zapłakana Małgosia da się przekonać, że to tylko chwila, mała próba, doświadczenie pozwalające poznawać wszystkie oblicza życia, prawda?
Jestem z Wami i łączę się we współodczuwaniu tego bólu. Przytulam Was bardzo mocno.
To, co w tej chwili wydaje się Wam niewyobrażalne, nieodgadnione, to co po prostu nie mieści się w głowie na tym ziemskim padole, z perspektywy nieśmiertelnej duszy wygląda zupełnie inaczej. W obliczu życia wiecznego te wszystkie niezwykle przykre zdarzenia, które tak bardzo bolą stają się jedynie małym epizodem. To jest Drogie Panie to samo, czym dla dziecka staje się utrata czegoś, ukochanej przytulanki którą tak bardzo lubiło. Płacz, tragedia, wszystko na nie. Z punktu widzenia dorosłego, to przecież tylko jakiś drobiazg. Choć wiemy, że to drobnostka i że znaczy niewiele to jednak współczujemy dziecku, martwimy się jego zmartwieniem, pocieszamy, wzdychamy nad jego stratą wiedząc jednocześnie że tak naprawdę z punktu widzenia wiedzy dorosłego to tylko "marginalna sprawa". To samo przeżywają dusze. Straty, które teraz są niezwykle bolesne w obliczu Boskiej Miłości i nieskończonego istnienia staną się epizodami na miarę dziecinnej igraszki. Tak, teraz to nie do pomyślenia. Umysł się buntuje, ciało dostaje histerii, ale Wasza Naddusza jest spokojna. Przygląda się tylko i współczuje, pociesza, tłumaczy. Ale który mały Jaś, która zapłakana Małgosia da się przekonać, że to tylko chwila, mała próba, doświadczenie pozwalające poznawać wszystkie oblicza życia, prawda?
Jestem z Wami i łączę się we współodczuwaniu tego bólu. Przytulam Was bardzo mocno.
kontakt
nic się nie stało, nie nastąpił żaden przełom w moim życiu -może to że się jeszcze bardziej pogrążyłam w smutku. lludzie mówią , że ten rok potrzebny jest na takie wyciszenie , "pogodzenie " się z brakiem bliskiej , kochanej osoby,że po tym smutnym czasie nastanie już powoli powrót do żywych.minłą ROK od kiedy mój kochany mąż opuścił mnie , była zamówiona msza, na której nie mogłam słuchać tego jak ksiądz mówił o moim skarbie że już go nie ma tyle czasu. to było tak bolesne -przepłakałam całą mszę przepłakałam, inaczej nie potrafiłam.
wróciły złe wspomnienia, znowu mnie nosi, i ciągle płaczę, ja czekałam na przełam w którym mój kochany wróci do mnie, że "trochę " go nie było ,ale już on już wróci i wszystko znowu wróci do normy.
ja przestanę być na granicy dwóch światów, i wrócę do żywych bo tam będzie mój mąż, czekam czekam a on wciąż nie wraca. ta złość na tą całą sytację jest tak wielka, że zrzera mnie od środka, tracę siły i nie chce mi się już tak dłużej wegetować.
tak bardzo chcę się z nim już spotkać , przytulić się , porozmawiać -mam mu tyle do powiedzenia- tak brakuje mi naszych wspólnych spacerów i rozmów.
chcę być znowu szczęśliwa u boku mojego mężą(czy my się spotkamy, czy go jeszcze zobaczę?)
to jest moje największe marzenie, i tak bardzo chcę żeby się spełniło.
mam wielkiego doła, nie chce mi się kompletnie nic.......
wróciły złe wspomnienia, znowu mnie nosi, i ciągle płaczę, ja czekałam na przełam w którym mój kochany wróci do mnie, że "trochę " go nie było ,ale już on już wróci i wszystko znowu wróci do normy.
ja przestanę być na granicy dwóch światów, i wrócę do żywych bo tam będzie mój mąż, czekam czekam a on wciąż nie wraca. ta złość na tą całą sytację jest tak wielka, że zrzera mnie od środka, tracę siły i nie chce mi się już tak dłużej wegetować.
tak bardzo chcę się z nim już spotkać , przytulić się , porozmawiać -mam mu tyle do powiedzenia- tak brakuje mi naszych wspólnych spacerów i rozmów.
chcę być znowu szczęśliwa u boku mojego mężą(czy my się spotkamy, czy go jeszcze zobaczę?)
to jest moje największe marzenie, i tak bardzo chcę żeby się spełniło.
mam wielkiego doła, nie chce mi się kompletnie nic.......
minął ten dzień 1-go listopada, minął i chcę już o tym nie wspominać.
przychodziło bardzo dużo znajomych, (bardzo im wszystkim dziękuję za pamięć), przychodzili, przywitali się , pomodlili i odchodzili, a ja zostawałam, takie to było przykre.
przychodzi taki trudny czas przeklęte święta, nowy kolejny pusty rok.
chciałabym wiedzieć jak si ę czują dziewczyny: asteraki, gocha12 czy kamilakub-dziewczyny nie odzywacie się domnie napiszcie parę słów zawsze mnie to trochę podbuduje.
postanowiłam poszukać medium i porozmawiać z mężem -czy ktoś zna kogoś takiego?
może to będzie w pewnym sensie pożegnanie.................
przychodziło bardzo dużo znajomych, (bardzo im wszystkim dziękuję za pamięć), przychodzili, przywitali się , pomodlili i odchodzili, a ja zostawałam, takie to było przykre.
przychodzi taki trudny czas przeklęte święta, nowy kolejny pusty rok.
chciałabym wiedzieć jak si ę czują dziewczyny: asteraki, gocha12 czy kamilakub-dziewczyny nie odzywacie się domnie napiszcie parę słów zawsze mnie to trochę podbuduje.
postanowiłam poszukać medium i porozmawiać z mężem -czy ktoś zna kogoś takiego?
może to będzie w pewnym sensie pożegnanie.................
Witaj Czarna
Moze, zanim Ci odpowiedza dziewczyny, opowiem Ci jak ja sie czulam przez trzy lata.
Gdy umierala moja mama zanurzajac sie powoli w siebie po zatorze mozgu, zajmowalam sie Nia coraz bardziej bezwladna przez przeszlo rok.
Stawalam sie stopniowo oczadziala i oddalona od swiata, zanurzalam w tematach szykowania coraz bardziej rozdrobnionego i plynnego jedzenia, w zalatwianiu przydzialu pampersow, lekow, parokrotnego codziennego mycia na lezaco, zapobieganiu odlezyn.
Odciazala mnie w tym czasem tylko siostra mamy, sama juz dosc wiekowa.
Gdy ktoregos dnia poprosilam brata o zmiane choc przez tydzien, powiedzial ze nie moze i ze to moj psi obowiazek.
Gdy odeszla, odszedl wraz z Nia fundament mego dotychczasowego zycia.
Zostal mi wtedy jedynie kuzyn i jednoczesnie najwiekszy przyjaciel, ostatnia podpora w tym dziwnym dla mnie swiecie, do ktorego codziennie budzilam sie jakbym wstawala z grobu. Dzien w dzien.
Trzymal mnie tez mechanicznie wtedy zupelnie, obowiazek wychowywania syna.
Biedny Michal ! Jak smutna mial wtedy matke nie umiejaca Mu wogole pokazywac urody zycia i swiata !!
Z kuzynem moglam rozmawiac o wszystkim, tez i o zaswiatach, o Stworcy.
Powiedzial wtedy ktoregos dnia w trakcie dlugiej nocnej rozmowy : "Bog tez nas potrzebuje. Nie tylko my Jego. Co by bez nas zrobil...?
Przy nastepnej nocnej rozmowie, poswieconej dewastacji Ziemi i zmianom w kosmosie, rzekl nagle : "Ja nie jestem typem przywodcy, ani naprawiaczem swiata, ani odwaznym bohaterem. Ale jesli rozmnozylismy sie na ziemi jak mikroby, to choc w ten sposob moge ziemi ulzyc, zeby ja odciazyc..." Zamarlam z wrazenia...
Pare tygodni pozniej umarl nagle, we snie.
Z mego zycia znikla jedyna stabilna sciana, o ktora moglam sie oprzec.
Przezyl Mame pol roku.
Za nastepne piec miesiecy zmarl moj jedyny brat, ktory nigdy nie zaakceptowal mojego istnienia. Zmarl, nie zalatwiwszy niczego niezalatwionego.
I to niezalatwione gniotlo mnie tez...
Przez dwa lata, moje dni byly co najwyzej szare, jesli nie czarne...
Zaczela mnie tylko troche wspierac jedynie bliskosc przyrody i zwierzat, gdy po roku przenioslam sie na wies.
Do tej pory nie wiem za bardzo, jak mi sie udalo zlikwidowac wtedy mieszkanie w miescie i przewiesc caly dobytek w trzech turach...Wszystko robilam jakby we snie...
Minely jeszcze dwa lata...i przyszedl dzien, ktory zmusil mnie do natychmiastowego dzialania. Dzien pozaru dachu.
I nie minely kolejne dwa tygodnie, a ja obudzilam sie do zycia.
Poczulam wstepujaca we mnie energie Ziemi, ktora wczesniej co najwyzej mnie muskala ledwo ledwo skutkujac...
I zobaczylam, ze opieranie sie na kims az w takim stopniu, to blad...
Ze opieranie sie na sobie az w tak znikomym stopniu, to jeszcze wiekszy blad...
I ze naszym najwiekszym oparciem tu na Ziemi jest Ziemia.
I ze jej oparcia nie doceniamy, a jest Matka nas wszystkich, takze Matka naszych Matek...Ojcow...Bosmy Jej nie stracili...jeszcze...
I zapomnielismy, jak bardzo chcielismy na Niej zyc, jak dlugo czekali na taka mozliwosc...jak do tego przygotowywalismy sie przed urodzeniem nie ogladajac sie na koszty pobytu...
I weszlam w nowy rozdzial zycia. I zobaczylam nagle ile ich jeszcze mam przed soba.
I ile ciekawego, jak w kinie, moze czekac jeszcze na mnie wraz z synem za rogiem...
I ze ziemska przygoda, gdy sie juz skonczy - przejdzie w nastepna przygode.
A w jej przedsmaki z ciekawoscia wielka zanurzam sie juz teraz, takze dzieki Ludziom z tego forum...
Dziekuje Wam...
Czarna
Stan depresji to FAZA ZYCIA. Ona tylko WYDAJE sie wieczna...Mowie to ja, stojaca juz po drugiej stronie.
I tylko medycyna akademicka twierdzi, ze jest nieuleczalna.
Uczciwiej byloby powiedziec : nieuleczalna okreslonymi metodami...
Nie jestes jedyna, ktora przez to przechodzi...
Wykrzesz prosze choc troche sil, by zaczac wykonywac pierwsze kroki W GORE z tego dolka w ktory wpadlas.
Inni moga Ci pomoc tylko w ten sposob, ze podsypia Ziemi w Twoj dolek, by byl plytszy...
A synek czeka na zycie z radosniejsza mama. Brakuje Mu teraz nie tylko Taty...Ciebie tez...zywej...calkiem ziemsko zywej...
Przytulam do serca ...
Moze, zanim Ci odpowiedza dziewczyny, opowiem Ci jak ja sie czulam przez trzy lata.
Gdy umierala moja mama zanurzajac sie powoli w siebie po zatorze mozgu, zajmowalam sie Nia coraz bardziej bezwladna przez przeszlo rok.
Stawalam sie stopniowo oczadziala i oddalona od swiata, zanurzalam w tematach szykowania coraz bardziej rozdrobnionego i plynnego jedzenia, w zalatwianiu przydzialu pampersow, lekow, parokrotnego codziennego mycia na lezaco, zapobieganiu odlezyn.
Odciazala mnie w tym czasem tylko siostra mamy, sama juz dosc wiekowa.
Gdy ktoregos dnia poprosilam brata o zmiane choc przez tydzien, powiedzial ze nie moze i ze to moj psi obowiazek.
Gdy odeszla, odszedl wraz z Nia fundament mego dotychczasowego zycia.
Zostal mi wtedy jedynie kuzyn i jednoczesnie najwiekszy przyjaciel, ostatnia podpora w tym dziwnym dla mnie swiecie, do ktorego codziennie budzilam sie jakbym wstawala z grobu. Dzien w dzien.
Trzymal mnie tez mechanicznie wtedy zupelnie, obowiazek wychowywania syna.
Biedny Michal ! Jak smutna mial wtedy matke nie umiejaca Mu wogole pokazywac urody zycia i swiata !!
Z kuzynem moglam rozmawiac o wszystkim, tez i o zaswiatach, o Stworcy.
Powiedzial wtedy ktoregos dnia w trakcie dlugiej nocnej rozmowy : "Bog tez nas potrzebuje. Nie tylko my Jego. Co by bez nas zrobil...?
Przy nastepnej nocnej rozmowie, poswieconej dewastacji Ziemi i zmianom w kosmosie, rzekl nagle : "Ja nie jestem typem przywodcy, ani naprawiaczem swiata, ani odwaznym bohaterem. Ale jesli rozmnozylismy sie na ziemi jak mikroby, to choc w ten sposob moge ziemi ulzyc, zeby ja odciazyc..." Zamarlam z wrazenia...
Pare tygodni pozniej umarl nagle, we snie.
Z mego zycia znikla jedyna stabilna sciana, o ktora moglam sie oprzec.
Przezyl Mame pol roku.
Za nastepne piec miesiecy zmarl moj jedyny brat, ktory nigdy nie zaakceptowal mojego istnienia. Zmarl, nie zalatwiwszy niczego niezalatwionego.
I to niezalatwione gniotlo mnie tez...
Przez dwa lata, moje dni byly co najwyzej szare, jesli nie czarne...
Zaczela mnie tylko troche wspierac jedynie bliskosc przyrody i zwierzat, gdy po roku przenioslam sie na wies.
Do tej pory nie wiem za bardzo, jak mi sie udalo zlikwidowac wtedy mieszkanie w miescie i przewiesc caly dobytek w trzech turach...Wszystko robilam jakby we snie...
Minely jeszcze dwa lata...i przyszedl dzien, ktory zmusil mnie do natychmiastowego dzialania. Dzien pozaru dachu.
I nie minely kolejne dwa tygodnie, a ja obudzilam sie do zycia.
Poczulam wstepujaca we mnie energie Ziemi, ktora wczesniej co najwyzej mnie muskala ledwo ledwo skutkujac...
I zobaczylam, ze opieranie sie na kims az w takim stopniu, to blad...
Ze opieranie sie na sobie az w tak znikomym stopniu, to jeszcze wiekszy blad...
I ze naszym najwiekszym oparciem tu na Ziemi jest Ziemia.
I ze jej oparcia nie doceniamy, a jest Matka nas wszystkich, takze Matka naszych Matek...Ojcow...Bosmy Jej nie stracili...jeszcze...
I zapomnielismy, jak bardzo chcielismy na Niej zyc, jak dlugo czekali na taka mozliwosc...jak do tego przygotowywalismy sie przed urodzeniem nie ogladajac sie na koszty pobytu...
I weszlam w nowy rozdzial zycia. I zobaczylam nagle ile ich jeszcze mam przed soba.
I ile ciekawego, jak w kinie, moze czekac jeszcze na mnie wraz z synem za rogiem...
I ze ziemska przygoda, gdy sie juz skonczy - przejdzie w nastepna przygode.
A w jej przedsmaki z ciekawoscia wielka zanurzam sie juz teraz, takze dzieki Ludziom z tego forum...
Dziekuje Wam...
Czarna
Stan depresji to FAZA ZYCIA. Ona tylko WYDAJE sie wieczna...Mowie to ja, stojaca juz po drugiej stronie.
I tylko medycyna akademicka twierdzi, ze jest nieuleczalna.
Uczciwiej byloby powiedziec : nieuleczalna okreslonymi metodami...
Nie jestes jedyna, ktora przez to przechodzi...
Wykrzesz prosze choc troche sil, by zaczac wykonywac pierwsze kroki W GORE z tego dolka w ktory wpadlas.
Inni moga Ci pomoc tylko w ten sposob, ze podsypia Ziemi w Twoj dolek, by byl plytszy...
A synek czeka na zycie z radosniejsza mama. Brakuje Mu teraz nie tylko Taty...Ciebie tez...zywej...calkiem ziemsko zywej...
Przytulam do serca ...
Czarna wiem że się nie odzywam-przepraszam, ale jestem cały czas w złym stanie. Nie mogę się z tym wszystkim pogodzić, czas mija a ja cierpię nadal, nic mi się nie chce.wegetuję Jestem tu codziennie i nawet czasem coś do mnie trafi, przemówi, że może On gdzieś jest, ale potem znowu wraca ta beznadzieja. Ale jednak wchodzę tu nadal...cieszę się że znalazłam to miejsce mimo iż czasem niewiele rozumiem.
Będę się odzywać , wiem że jest trochę lepiej jak się wie że nie jest się samemu
Będę się odzywać , wiem że jest trochę lepiej jak się wie że nie jest się samemu
kontakt
jest mi tak bardzo ciężko , ja tak bardzo tęsknię. nie potrafię zrobić tego cholernego kroku w przód, wiem mój syn chciałby żebym była inna -wesoła, śmiała się razem z nim,ale ja nie potrafię (nie widzę nic takiego fajnego co wprawiłoby mnie w dobry humor)
syn często wypytuje jak było gdy był malutki nie chcę mu aż tak szczegółowo opowiadać bo sprawia mi to ogromy ból-lekarz stwierdził że syn chce mi przypomnieć czasy w których było wesoło i kolorowo, że jednak potrafiłam się śmiać.( to były piękne chwile ale one niestety już nie wrócą .....)
moje życie w dalszym ciągu wygląda w ten sposób, że nie obchodzi mnie nic, na niczym mi nie zależy, jestem więcej po tej drugiej stronie (tylko niestety nie mogę zobaczyć mojego ukochanego, nie chcę wrócić do "żywych" bo nie ma w nim mojego męża
żyję z dnia na dzień i wciąż czekam na to aż obudzę się w końcu z tego koszmaru............
syn często wypytuje jak było gdy był malutki nie chcę mu aż tak szczegółowo opowiadać bo sprawia mi to ogromy ból-lekarz stwierdził że syn chce mi przypomnieć czasy w których było wesoło i kolorowo, że jednak potrafiłam się śmiać.( to były piękne chwile ale one niestety już nie wrócą .....)
moje życie w dalszym ciągu wygląda w ten sposób, że nie obchodzi mnie nic, na niczym mi nie zależy, jestem więcej po tej drugiej stronie (tylko niestety nie mogę zobaczyć mojego ukochanego, nie chcę wrócić do "żywych" bo nie ma w nim mojego męża
żyję z dnia na dzień i wciąż czekam na to aż obudzę się w końcu z tego koszmaru............
Witaj Czarna
Moze zaczelabys od zmiany nicka ? To wysilek bardzo malutki, tyle energii znajdziesz.
Ten nick Cie programuje na czarno.
A jesli wyrazisz WOLE, CHEC - to wtedy warto Ci bedzie podac opis pracy nad czakra ziemska i odbudowa doplywu energii naszej ziemskiej Matki Gai.
Bo poki nie masz WOLI do tego, to same nasze opisy nic nie dadza...
Przytulam serdecznie
Moze zaczelabys od zmiany nicka ? To wysilek bardzo malutki, tyle energii znajdziesz.
Ten nick Cie programuje na czarno.
A jesli wyrazisz WOLE, CHEC - to wtedy warto Ci bedzie podac opis pracy nad czakra ziemska i odbudowa doplywu energii naszej ziemskiej Matki Gai.
Bo poki nie masz WOLI do tego, to same nasze opisy nic nie dadza...
Przytulam serdecznie
-
- Administrator
- Posty: 1414
- Rejestracja: wt lis 07, 2006 7:25 pm
- Lokalizacja: Warszawa
- Kontakt:
Czrniutka, kochana, trzeba by się w końcu odbudować, co? Jola ma rację, to musi zacząć się w Tobie, nikt Cię nie naprawi jak zepsutego zegarka, jeśli od Ciebie nie wyjdzie sygnał, że gotowa jesteś na jakąś zmianę, że chcesz spróbować. Na razie wygląda na to, że wbrew pozorom dobrze Ci w bezpiecznym zaułku Twojej rozpaczy i oddalenia się od innych. Być może na to życie wybrałaś sobie tematu silnego przywiązania do drugiej osoby w kontekście jej straty i mąż Twój pomógł stworzyć Ci odpowiednie warunki. Co teraz zrobisz? Czy zaczniesz szukać siły i dojrzałości w sobie, czy zauważysz innych ludzi wokół siebie, czy wybierzesz wegetację z mantrą "bo jego nie ma tu"... A wiesz, że niskie wibracje rozpaczy i drenaż energetyczny, który jej towarzyszy, utrudniają, ba - może nawet uniemożliwiają kontakt z naszym ukochanym zmarłym, który jako istota bez ciała fizycznego, przebywa w wyższych obszarach? Obszary te są nam dostępne (może trochę trudnej niż fizyczne, ale zawsze) - ale trzeba się do nich dostroić. Niestety, rozpacz dostraja do niskiego astrala, a tam raczej nie ma Twojego męża. Być może nawet i odwiedza Cię, albo niedługo to zrobi...
Jest piękny film o sytuacji trochę podobnej do Twojej, a nawet trudniejszej, bo tam najpierw giną wypadku dzieci małżeństwa, a potem dopiero ginie mąż i kobieta wpada w rozpacz... Film przedstawia sytuację z pozycji męża w zaświatach :
Między piekłem a niebem (ang. What dreams may come) – amerykański film w reżyserii Vincenta Warda z 1998 roku.
Jest piękny film o sytuacji trochę podobnej do Twojej, a nawet trudniejszej, bo tam najpierw giną wypadku dzieci małżeństwa, a potem dopiero ginie mąż i kobieta wpada w rozpacz... Film przedstawia sytuację z pozycji męża w zaświatach :
Między piekłem a niebem (ang. What dreams may come) – amerykański film w reżyserii Vincenta Warda z 1998 roku.
Oby wszystkie istoty osiągnęły szczęście i przyczyny szczęścia
kontakt
conchita powiedz ty wiesz gdzie w tej chwili przebywa mój mąż? jeśli coś wiesz to bardzo proszę powiedz mi to.
każda jakaś wiadomość od męża jest na wagę złota -tak bardzo bym chciała wiedzieć czy u niego jest wszystko w porządku.
nie chcę robić mu żadnej krzywdy tym że nie potrafię przestać płakać nad jego stratą , ( wiem że tego by nie chciał żebym taka była zrozpaczona, ale inaczej nie potrafię)
ja chyba potrzebuję bardzo dużo czasu aby to wszstko "przetrawić"-nie byliśmy gotowi na tak brutalne rozstanie i może dlatego tak jest .
gdybym od niego usłyszała zapewnienie że jest mu dobrze tam gdzie jest, że napewno się spotkamy kiedyś, to może to wszystko było by trochę prostrze.......
każda jakaś wiadomość od męża jest na wagę złota -tak bardzo bym chciała wiedzieć czy u niego jest wszystko w porządku.
nie chcę robić mu żadnej krzywdy tym że nie potrafię przestać płakać nad jego stratą , ( wiem że tego by nie chciał żebym taka była zrozpaczona, ale inaczej nie potrafię)
ja chyba potrzebuję bardzo dużo czasu aby to wszstko "przetrawić"-nie byliśmy gotowi na tak brutalne rozstanie i może dlatego tak jest .
gdybym od niego usłyszała zapewnienie że jest mu dobrze tam gdzie jest, że napewno się spotkamy kiedyś, to może to wszystko było by trochę prostrze.......