Bozenko,
nie mam pretensji, ze zarzucasz mi niezrozumienie i doskonale rozumiem taka reakcje, pewnie napisalabym to samo, co Ty, bedac w Twojej sytuacji. Zadam ci pytanie: czy kontakt z chlopcem potrzebny jest jemu, czy Tobie? Dlaczego chcesz, zeby on wiedzial o Twoim cierpieniu? Czy uwazasz ze, jesli sie o tym dowie, bedzie szczesliwszy? Gdzie lezy problem, w jego tragedii, czy w Tobie? Ile energii tracisz na emocjonalne laczenie sie z cierpiacymi (choc ich cierpienie juz dawno jest zakonczone, jest tylko hlogramem z przeszlosci) ? Czy jest cos innego, co wolalabys zrobic z ta energia? Na przyklad skierowac ja ku swojemu dziecku? Przemysl to prosze jeszcze i przeczytaj ponownie posta Conchity. Odpoweidz tez sobie na pytanie, czy juz zawsze chcesz tak bardzo identyfikowac sie z cierpiacymi. Wiedz, ze zawsze masz wybor i nikt nie moze Ci tutaj niczego nakazac. Mozesz to robic, jesli uwazasz to za sluszne, mozesz tez to zmienic, jesli tak zadecydujesz.
piszesz: "Nie rozumiem kto nie pozwolił Ci sie tą sprawa zajmować od kogo nie miałaś zgody, czy Twoja intuicja Ci to podpowiadała a jesli tak to z jakiego powodu, tyle osób po utracie najblizszych prosi o kontakt ze zmarłymi bo dalej im łatwiej zyć,więc ja ratuje sie w podobny sposób. "
Bozenko, ja wierze w istnienie czegos wyzszego ode mnie i zawsze (niewazne, czy chodzi o kontakt ze zmarlym, czy o terapie) pytam o zgode. Jesli jest opor, nie zajmuje sie tym. W tego typu dzialaniach konieczne jest prowadzenie czego wyzszego, oraz pokora wobec tego czegos.A to, kto i dlaczego...widzisz, my z poziomu na ktorym sie znajdujemy, nie jestesmy w stanie dostrzec celowosci wielu rzeczy, dlatego tez wiklamy sie w iluzje braku, dlatego cierpimy.
Wielu ludzi prosi o kontakt ze zmarlymi bliskimi, ale nie wszyscy go od razu doswiadczaja. Czasami cos sie musi wydarzyc, to jest jak wyzszy plan. Nauczylam sie mu nie sprzeciwiac.
Dla mnie osobiscie, to ze Bruce uczy prostej metody kontaktu z obszarami niefizycznymi, nie jest najwazniejsze. On uczy jak wyzwalac sie z Iluzji, jak stawac sie caloscia. Istota, ktora wie, ze ma w swoim wnetrzu WSZYTKO, czego potrzebuje. Tylko taka istota moze ofiarowac cos innym, ocs czystego i bezwarunkowego. My wszyscy sie tego uczymy i wiem, ze to bardzo boli Bozenko, sama przeciez przez to przechodze.
Jestem jednak goraca zwolenniczka pomagania w pierwszej kolejnosci zywym fizycznie (ci, ktorzy zyja juz w innym wymiarze nie podlegaja juz iluzji czasu, wiec zawsze moga chwilke poczekac), dlatego zaproponowalam, ze mozemy wspolnie zajac sie odzyskaniem tego z Twoich aspektow, ktory jest odpowiedzialny za to, co czujesz a propos Oskara.
Wiesz Delux77, ja nie wiem jak to jest z reinkarnacja, wprawdzie od dziecka mam setki dziwnych wizji, jako reakcje na kazda owo poznana osobe, ktora silnie ze mna rezonuje, nawet sie ostatnio zastanawialam, czy tego nie spisac

)) Kiedys sie w to wkrecalam, teraz wystarczy mi tylko stwierdzenie, ze nie wiem... w kazdym razie teraz mocno czuje jedno: nic zewnetrznego nie moze miec na nas wplywu, jesli nie rezonuje z tym co w srodku.
Setki razu wydawalo mi sie, ze cos, czy ktos z zewnatrz musi zrobic cos, zebym nie cierpiala (byly to dokladnie takie same rzeczy, wprawdzie nie kontakty ze zmarlymi, bo ci sami sie pojawiaja, ale sprawdzanie roznych rzeczy na planie energetycznym). Nauczylam sie, ze Ci, ktorzy mnie w tym utwierdzali (wtedy uwazani przeze mnie za najlepszych przyjaciol), przyczyniali sie do zwolnienia tempa w jakim wyzwalam sie z ILUZJII. Malo tego, oni mnie w tej iluzji przytrzmywali, potwierdzajac, ze przyczyna lezy na zewnatrz. Podtrzymywali moja obsesje i tyle. Ale coz, taka byla ich rola i dzieki im za to, lagodzilo to w pewnym sensie cierpienie, ale tempa rozwoju nie przyspieszalo (moze stanowilo jakis zawor bezpieczenstwa, zebym byla w stanie zniesc zamotanie w iluzji. W kazdym razie na pewno, w kazdym przypadku bylo to usuwaniem objawu, a nigdy wejsciem w przyczyne. Naprawde byli kochani, o kazdej porze dnia i nocy stawiali mi karty, czyscili powiazania energetyczne, zdjemowali klatwy, ustawiali, przestawiali, potwierdzali moje wizje itp. I chociaz po tym wszytskim obiecalam sobie, ze ja sama nie bede nigdy nikogo podtrzymywac w jego iluzji, to wiem, ze nic z tego, czasami po prostu czuje, ze mam to zrobic, czasami nie. Dlaczego tak czuje? Nie wiem... ale podazam za tym i juz, czy to sie komus podoba, czy tez nie)
Ale, to wszytsko dzialalo tylko na chwile. Natomiast ci, ktorzy dali niezle w tylek (czytaj> walili prawde miedzy oczy; prawde, czyli tych kilka slow:"wcale nie musi byc, tak, jak uwazasz") naprawde przyspieszyli proces pozbycia sie przeze mnie kilku z nich (iluzji). Fajnie by bylo, gdybysmy zdawali sobie sprawe z tego mechanizmu od razu, gdy tylko sie pojawi

ale jest jeszcze jedno: musimy DOSWIADCZYC roli ofiary, tak widocznie zaklada plan naszej Duszy. Mozna jednak zrobic bardzo wiele, zebysmy grali tylko wkrociutkich epizodach, a nie byli bohaterami setek odcinkow tasiemcowych oper mydlanych. No tak...teraz bardzo madra jestem, ciekawe co bedzie, jak zjawi sie przede mna kolejna lekcja
